Półmrok, czerwona smuga światła na podłodze
Upojna, liryczna melodia wibrująca wszędzie
Po kątach snujące się erotycznie postacie
Tło mgliste, szare, pobudliwe.
Słychać skrzypienie mebli,
Tłumione śmiechy.
Leżę wymoszczona wygodnie na kanapie
Wąska suknia usuwa się z kolan,
W ręku długi papieros
Obok pełen kieliszek
Oczy w punkt
Zapatrzone.
Jestem sama w zatłoczonym pokoju
Mari juz dawno odpłynął do nikąd
Dumam mętnie o jakimś podboju
Senna błogość otula mą postać
I pogrążam się w pustce,
Aby w niej trwać.
Ogarnia mnie słodkie, boskie upojenie
Pochłania bezkresne, błogie urojenie
I oto wracam na łono wieczności
Bezkształtnej, nieokreślonej
Niemożliwości.
Powoli wypełniam się zatraceniem
I brnę w głębiny rojenia
Gubiąc sens światła
I dnia.