W pewne ciche popołudnie
Bóg ukazał się w swej krasie
Bezruch musnął wszystko wokół.
Czas zatrzymał się w zadumie.
A na niebie barwnym łukiem
Jasna tęcza lśni płomieniem.
Bóg nasączył świat zwierzeniem
I pokazał w swoim wnętrzu
Swoje piękno, swoją miłość
I swą wielość w ciągłej zmianie.
Pulsujący oddech życia
Nagle zastygł w wiecznej ciszy.
Rozedrgany, poszarpany
W częściach znany świat
Teraz stanął, zamarł wszędzie
I w zadumie patrzył na to
Czym jest w środku, w swej istocie.
Jak jest pięknie zbudowany,
Jak misternie poróżniony
I jak wszędzie wielkodusznie
Z tchnienia Boga ulepiony,
W wielość życia zamieniony.
W bycie formy, w myśl niesforną,
W słowa wartkie, zmienność stałą.
I… w to wszystko na co patrzy,
Jako inność w swej jedności .
Jako dusza podzielona
I w fraktalach uwieziona,
Zmierzająca do różności
W paśmie takich samych dusz.
Tak pokazał Bóg stworzeniu
Swoją ciszę w swych wymysłach
I to wszystko, czego nie ma
A jest boskie w swej wielości.
W Jego wiecznym i bezkresnym
Paśmie życia, błogim śnie.