Prawda jest taka, że człowiek czasem nawet nie wie, gdzie pędzi. Robi to jednak, ponieważ inni tak robią, więc uważa, że tak trzeba. W ten sposób tworzy się błędne koło, albowiem ludzie sami nakręcają siebie i tych dookoła sugerując im także ten sposób myślenia i postrzegania rzeczywistości. Wychodzą z założenia, że tylko szybkość się liczy i kto pierwszy ten lepszy.
Czy wszędzie szybkość ma sens?
Można się poniekąd zgodzić, iż szybkość w niektórych sferach życia gra kluczową rolę, lecz należy też pamiętać, że nie wszędzie i nie zawsze musi być ona obecna. Są takie dziedziny naszego życia, w których dynamizm może okazać się niezbędny. Szczególnie tyczy się to realizacji jakiegoś planu, celu czy też może pomóc z uporaniem się z czymś w pracy. Ma też niemałe znaczenie przy podejmowaniu decyzji, których nie można odwlekać za długo. Niestety, ludzkość przy okazji uznała, że szybkość jednak musi być obecna nie tylko w pewnych obszarach życia; co więc smutne, została przystosowana do niemal każdego. W ten sposób człowiek zatracił coś istotnego, a jest to przeżywanie życia w pełni.
Ludzie tak się zapędzili w ślepą uliczkę w tym rozumowaniu i wielbieniu szybkości, że nawet kiedy wypoczywają, chcą mieć to z głowy jak najszybciej i przejść do kolejnej rzeczy do zrobienia, która czeka w kolejce. I tak wszystko mija im na mechanicznym, jak najszybszym „odhaczaniu” czynności do zrobienia. Działają jak automat, a nie jak człowiek. Zatracili siebie. Nie są świadomi życia, którym są. Myślami błądzą nie wiadomo gdzie, wszystko chcą mieć „z głowy” i „mieć spokój” tyle, że tego spokoju nie osiągną, postępując właśnie w ten sposób. Przeszkadza w tym oczywiście robienie jednej czynności i po skończeniu przechodzenie do drugiej tylko po to, ażeby mieć ją właśnie „z głowy”. Z kolejną czynnością sytuacja się powtarza i… koło kręci się dalej. I tak gdzieś pędzą z jednego miejsca na drugie, nie wiadomo po co a po latach zastanawiają się, co tak właściwie robili przez cały ten czas i czy to miało jakikolwiek sens. Zauważają, że umknęło im wiele rzeczy, którym nie poświęcili należytej uwagi. Zaczynają mieć żal do siebie, że ich życie nie było bardziej świadome, tylko przypominało jakiś gigantyczny maraton bez wytchnienia, bez zwracania uwagi na to, co dzieje się wokół i gdzie się tak naprawdę jest. Przed oczami majaczył tylko jakiś odległy cel, do którego najlepiej jak najszybciej się dostać kosztem przeżywania i doświadczania życia właśnie teraz.
Przyglądając się ludziom, bez żadnego problemu dostrzec można ten typ zachowań. Podam chociażby dwa z brzegu wzięte proste przykłady. Jakiekolwiek wyjście z domu, nie ważne czy w sprawach służbowych, czy relaksacyjnych jest często obłożone przez człowieka jakimś dziwnym limitem. Wyjść, zobaczyć, wrócić i mieć „satysfakcję”, że się gdzieś „było” i „coś” zrobiło. Tylko jaką jakość miało to „coś”, kiedy tak naprawdę było to tylko „odhaczone”? Człowiek nie był tam, gdzie był w pełni, albowiem był tam tylko po to, ażeby właśnie „odbębnić” swoje a myślami był zupełnie w innym miejscu. Nie przeżywał w 100% tego, co działo się wtedy, kiedy właśnie powinien to zrobić; bez doświadczania czasu i bez zważania na myśli o kolejnych rzeczach do zrobienia.
Również tak fantastyczna czynność, jak spożywanie posiłku nie jest wolna od pośpiechu. Ludzie, zamiast delektować się tym, co mają na talerzu, wchłaniają to po to, żeby i to mieć z głowy i poczuć się jedynie sytym. Cała magia delektowania się gotowaniem i spożywaniem gdzieś prysła. Grunt to jak najszybciej ugotować i skonsumować. Takich przykładów można zaobserwować tysiące a te, które przytoczyłem, są tylko drobnym wycinkiem z całości. Szybkość wkradła się dosłownie wszędzie, a ludzie kompletnie nieświadomi przyjęli ją jak jakieś bóstwo, które rządzi ich życiem i któremu trzeba być podporządkowanym. Ciężko o większe nieporozumienie.
Przyhamuj i ciesz się tym, co widzisz i czujesz.
Warto czasami przystopować chociażby po to, żeby cieszyć się tym, co jest w danej chwili. Znaleźć ten „złoty czas” dla siebie – nawet jeśli nie posiada się go wiele – gdzie nie ma miejsca na bezsensowny pośpiech i gwar, za to jest miejsce na przeżywanie życia, chwili taką, jaką jest i delektowanie się tym. Daje to kojący efekt. Człowiek, któremu wszędzie spieszno nie zauważy ani nie zatrzyma się nawet na chwilę, żeby docenić i podziwiać np. błękitne niebo, słońce, las, morze czy cokolwiek. On tego najzwyczajniej nie widzi, chociaż ma to cały czas przed oczyma. Zaabsorbowany czymś, nie dostrzega życia wokół siebie ani nie czuje go w sobie w pełni. Serwuje sobie namiastki życia zamiast jego bogactwa, które przejawia się w dosłownie każdej formie.
Człowiek, który potrafi się „wyluzować” to człowiek szczęśliwy; czyli ktoś, kto potrafi zrozumieć i wiedzieć, kiedy pośpiech jest niezbędny, a kiedy w ogóle niepotrzebny. Wie, że nie wszystko podlega obłędowi szybkości i nie da się wciągać w ślepą gonitwę ludzi, w nie wiadomo jakim celu. U takiego człowieka panuje harmonia w życiu. I tego właśnie Ci życzę, Twojego własnego spokoju i doświadczania życia w pełni.