W powszechnym przekonaniu dobry tłumacz powinien sam sobie być korektorem, czyli w rezultacie stworzyć przekład od A do Z i czuwać nad tekstem na każdym etapie. W dodatku wymaga się nieomylności, ponieważ wykształcenie lingwistyczne do czegoś zobowiązuje. Taki scenariusz często pisze życie, a wraz z nim wymagający klienci, którzy niewiele wiedzą o tym, w jaki sposób powstaje profesjonalne tłumaczenie i jak wiele etapów przechodzi treść zanim zostanie ostatecznie zatwierdzona.
Tymczasem czynności wykonywane przez tłumacza znacznie odbiegają od zadań przeznaczonych dla korektora. To dwa oddzielne stanowiska pracy różniące się nie tylko zakresem obowiązków, ale również wymaganym wykształceniem i pożądanymi cechami osobowościowymi.
Tłumacz powinien trafnie oddać sens tekstu źródłowego, wykazując się niekiedy odrobiną inwencji twórczej (gdy trzeba przełożyć nieprzekładalne). Na tym kończy się jego praca, ponieważ w kolejnym etapie tekst potrzebuje świeżego spojrzenia na kwestie językowe i stylistyczne. To właśnie moment „szlifowania treści” i pozbawiania jej specyficznej sztuczności, która powstaje podczas przekładu.
Praca wykonywana przez korektora jest precyzyjnym dopracowywaniem detali, ale zawsze bardzo dyskretnym.
W efekcie końcowym nigdy nie widać ilości dokonanych zmian, natomiast za profesjonalnym przekładem zawsze kryje się praca zespołowa podzielona na wiele etapów. Jakość współpracy zwykle odbija się w jakości tekstu, dlatego tak ważny jest szacunek do pracy wykonanej przez tłumacza, ale również wiedza o tym na jak dużą ingerencję w tekst można sobie pozwolić. Z zawodem korektora związanych jest wiele znaków zapytania i stereotypów. Wiele osób nie widzi potrzeby pracy nad przekładem lub bagatelizuje znaczenie redakcji, którą postrzega się przede wszystkim jako "wstawianie przecinków".