Ostatnio tknęła mnie myśl czy nie można spróbować wypieków z mikrofali. Do tej pory znałem spektakularny choć jednorazowy przepis na wywołanie pioruna kulistego za pomocą świeczki, który może zakończyć się piękną eksplozją.
W ramach eksperymentu skorzystałem z przepisu znalezionego na muffinkę w filiżance czyli małą babkę.
Przepis zaleca aby filiżanka była tak wysoka jak to tylko możliwe z racji możliwości gwałtownej erupcji ciasta poza jej brzegi.
Generalnie zasada jest prosta: jeśli pierwsza muffinka się uda to będzie to kwestią przypadkowego dopasowania przepisu do konkretnej kuchenki mikrofalowej.
Prosty przepis wygląda tak:
- 4 łyżki mąki pszennej
- 2 czubate łyżki cukru
- 2 łyżki mleka
- 2 łyżki oleju rzepakowego
- 1 jajko
- 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1 płaska łyżka kakao
Można dodać bakalie, rodzynki, żurawinę. Całość należy dokładnie rozrobić na kleistą, jednolitą masę i wstawić do mikrofali na 3 minuty ustawiając moc na 600 – 700W.
Tak to wygląda w teorii a praktyka jest taka, że każda kuchenka mikrofalowa ma swoją specyfikę.
Ja generalnie dałem się nabrać przy dwóch pierwszych muffinkach. Ciasto po trzydziestu sekundach gwałtownie rośnie wychodząc poza brzegi filiżanki. Po dwóch minutach i trzydziestu sekundach postanowiłem sprawdzić ciasto nakłuwając patyczkiem. Kopuła babeczki wystająca poza filiżankę była wyraźnie miękka dlatego włączyłem mikrofalę na jeszcze trzydzieści sekund. Ciasto z góry było właściwie dobre ale nadal miękkie więc dodałem jeszcze dwadzieścia sekund i popełniłem błąd. Wyłączyłem mikrofalę po piętnastu sekundach gdy poczułem wyraźny swąd. Moja babeczka przypalała się od środka. Rozczarowanie było wielkie gdyż muffinka nie chciała nawet „wyjść” z filiżanki a po wykrojeniu nożem okazała się spalona po prawej stronie czyli dokładnie od strony magnetronu emitującego mikrofale.
Przy drugiej babeczce zmieniłem taktykę i nasmarowałem wnętrze filiżanki olejem tak żeby muffinka nie przykleiła się. Świetnie w tej roli sprawdzają się papilotki czyli małe papierowe lub silikonowe foremki ale nie miałem ich pod ręką.
Filiżankę odsunąłem od ścianki emitującej mikrofalę i po półtorej minuty obróciłem o 180 stopni. Piekłem w sumie trzy minuty i byłem przekonany że tym razem efekt będzie pozytywny.
Było prawie dobrze – babeczka łatwo wyskoczyła z filiżanki ale znów trochę przypiekła się z jednej strony. Po odkrojeniu przypieczonego fragmentu dała się zjeść i smakowała całkiem, całkiem.
Prosty wniosek - w mojej mikrofali dwie i pół minuty to optymalny czas przy mocy 700W. Po rozpracowaniu sprzętu i przepisu można mieć szybko pyszną babeczkę.
Zanosi się na pochwalny pean ku czci mikrofali jednak ten artykulik skończy się inaczej. Zastanawiałem się jak dokładnie wygląda sam proces pieczenia w mikrofali i czym różni się on od zwykłej obróbki termicznej. Poszperałem w sieci i znalazłem kontrowersyjne, a jeśli prawdziwe to dość straszne informacje. W moim wyobrażeniu wyniesionym ze szkoły mikrofale podgrzewają jedzenie na zasadzie tarcia wprawiając cząsteczki wody w drgania przez co powstaje ciepło.
Logicznym jest, że organizmy żywe potraktowane mikrofalami o odpowiedniej długości np. z radaru mogą doznać oparzeń wewnętrznych. Dlatego kuchenki mikrofalowe mają odpowiednią izolację.
Producenci kuchenek mikrofalowych utrzymują, że nie ma badań które potwierdzałyby szkodliwość żywności podgrzewanej za pomocą mikrofal, utratę właściwości odżywczych, witamin w większym stopniu niż poprzez gotowanie czy smażenie.
W sieci krążą artykuły, które zawierają m.in. informacje o badaniach prowadzonych w Związku Radzieckim, które wykazały szkodliwość kuchenek mikrofalowych co doprowadziło do oficjalnego zakazu ich używania. Dotarłem też do artykułów prezentujących wyniki badań szwajcarskich naukowców Hansa Hertla i Bernarda H. Blanca, które mają wykazywać istotny spadek poziomu hemoglobiny we krwi osób spożywających tylko posiłki podgrzane w mikrofali. Zgodnie z tymi badaniami w żywności podgrzewanej mikrofalami powstaje znacznie większa ilość rakotwórczych związków niż w wyniku smażenia.
W sieci opisywany jest też przypadek, który wydaje m się dość skrajny, a dotyczy on podgrzania w mikrofali krwi przez naczonej do transfuzji co zakończyło się zgonem pacjenta.
Niewątpliwie promieniowanie mikrofalowe niszczy ściany komórkowe co jest wykorzystywane między innymi w leczeniu raka.
Trudno jest mi zweryfikować te informacje i nie jestem też wybitnym pasjonatem teorii spiskowych ale gdzieś z tyłu głowy krąży mi myśl, że coś może być na rzeczy...