DZIECKO - istota najbardziej niewinna na świecie (a niekiedy najszczerszy diabełek - rozrabiak :)
Najszczersze żródło miłości, ocean kreatywności, naturalnej, czystej i nieskażonej konwenansami energii. Bawi się, patrzy, podziwia rzeczy, które wielu "dorosłym" wydają się banałami. Kiedy buduje wieżę z klocków, skupia się całkowicie na tej zabawie, jakby to było całe jego życie, własnie "teraz", w tej chwili, jakby ten moment był całą radością świata i wszystkim, co właśnie istnieje.
Na przykład wyobraźmy sobie dziecko kilkuletnie, które skacze koło przystanku lub chce wskakiwać w kałuże. To przecież jedna z największych frajd świata i fantastyczna zabawa :)
Cokolwiek chce robić takie dziecko, kiedy chce się się bawić, rysować, tworzyć potworki z plasteliny - całą jego energię, pasję i radość pochłania ta czynność.
To jest to, co my dorośli, uformowani przez różne normy społeczne, zwyczajnie zapominamy. Zapominamy w tym wirze codziennych, "szybkich", rutynowych czynności, by po prostu zatrzymać się i skupić całą swoją energię i zaangażowanie w tę czynność, którą właśnie wykonujemy i poczuć, że jest to prawdziwa frajda. Na przykład, gdy coś gotujemy, czy możemy skupić wszystkie zmysły na tym, co właśnie robimy? NIE! :) Często to się nie udaje, prawda? Przecież wszędzie trzeba mieć oczy i o wszystkim myśleć - o rachunkach, o tym, by dzieci miały wszystko, czego potrzebują, by zdążyć do pracy, czy załatwić ważną sprawę i tak dalej... lista pewnie mogła by być długa.
Ale wiecie co...Mimo wszystko...
...uczmy się od dzieci niewinnej radości, autentyczności i zaangażowania. Uczmy się od dziecka, którym kiedyś każdy był, przypominajmy sobie te momenty. Nawet jeśli ktoś miał czasem smutne dzieciństwo (bo przecież i tak czasem bywało, prawda?), to na pewno można znaleźć momenty, chwile, dni, kiedy było tak ciepło, pasjonująco, tak przejmująco miło. To właśnie jest dziecięce zaangażowanie - ciałem, duchem, sercem.
Czy pamiętacie takie doświadczenia?
Ja tak miałam na sankach, albo na łyżwach, ale pewnie nie tylko...
Zjeżdżałam na sankach i świat się zatrzymywał. Byłam tylko ja, sanki i górka, z której zjeżdżałam. Czasem byli tam też moi starsi bracia i oczywiście inne dzieciaki. Najważniejsza jednak była ta czynność radosnego zjeżdżania, niby prosta, prozaiczna, ale jakże pasjonująca - zjeżdżałam, gilgotało mi w brzuchu. Nie mogłam się doczekać, kiedy znów wejdę na górkę i zjadę, a powietrze, choć zimowe, łaskotało mnie miło w twarz.
Podobno lubiłam też biegać po grobach. Kiedyś wspomniała o tym moja mama, ja nie pamiętam :P
JAKIE JEST ZATEM TWOJE PASJONUJĄCE, DZIECIĘCE WSPOMNIENIE ?
Ciekawe...:)
Proponuję opisać to na kartce, codziennie sobie czytać i przypominać te przyjemne momenty, by obudzić w sobie jak najczęściej tego super fajowego "dzieciaka" :)
Czy jako dorośli potrafimy tak całościowo zaangażować się w wykonywaną czynność? Z pewnością próbujemy, każdy po swojemu, w swojej częstotliwości, staramy się albo niekiedy całkiem o tym zapominamy rzucając się w wir rutynowych czynności.