Recenzja debiutanckiej książki Zośki Papużanki "Szopka", nominowanej do tegorocznych Paszportów "Polityki". Świetna, mocna, poruszająca lektura.

Data dodania: 2013-01-14

Wyświetleń: 1715

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Główna  bohaterka  "Szopki"  to  kobieta.  Jest  żoną,  matką,  wdową,  później  znów  żoną,  matką,  teściową,  babcią  i  prababcią.  Nie  ma  nawet  imienia,  bo  i  po  co  jej  imię.  Poznajemy  ją,  gdy  owdowiawszy  w  młodym  wieku  wychodzi  drugi  raz  za  mąż,  za  mężczyznę,  którego  nie  kocha,  nie  lubi  i  nie  szanuje.  Ani  dla  niej,  ani  dla  niego  nie  jest  to  konieczne  do  założenia  rodziny.
Ona  gdera,  narzeka,  wrzeszczy,  ciosa  kołki  na  głowie,  poniża,  gnoi  i  tłucze  się  garnkami,  wyładowując  agresję.  Złość  jest  skierowana  na  męża,  ale  roztacza  trujący  wpływ  na  całą  rodzinę.  Znamy  takie  kobiety.  Skąd  się  biorą,  zahukane,  celowo  brzydkie,  skrzywdzone,  krzywdzące,  żyjące  w  wiecznym  poczuciu  winy.  Pewnie  one  winne  czegoś  są.  Muszą  wypełnić  życie  mężem,  dziećmi,  gotowaniem,  bo  tak  w  życiu  musi  być,  a  śmierć  i  tak  każdemu  jednaka.  Ale  i  tak  tego  życia  nie  wypełnią.  Życie  jest  gdzie  indziej,  życie  jest  nie  dla  nich,  przepływa  obok,  za  grubą  szklaną  szybą.  I  choćby  były  nie  wiem  jak  akuratne,  życia  nie  udźwigną,  taki  to  ciężar.

I  czego  one  tak  krzyczą  na  te  dzieci,  leją  w  tyłki,  a  później  nazwie  je  wózkowymi  jakiś  Mikołejko  czy  inny  mądrala,  kto  by  go  tam  czytał.  Skąd  to  się  bierze,  czemu  one  takie  rozwrzeszczane,  z  czego  mężów,  sąsiadów  i  życia  swojego  nienawidzą.  Dlaczego  mężczyźni  swoich  dzieci  nie  bronią  przed  przekazem  nienawiści  i  złości?  Dlaczego  siebie  nie  bronią.  Czemu  tak  palą  i  palą,  chyba  żeby  się  zniszczyć,  kaszleć  i  śmierdzieć,  żeby  każdy  wiedział,  że  śmierdzi,  bo  ma  śmierdzieć.  Bo  tylko  na  taki  gest  pokazania  środkowego  palca  życiu  go  stać.  Bo  mąż  głównej  bohaterki  "Szopki"  tylko  raz  się  buntuje.  Jak  Felicjan  Dulski  tylko  raz  powiedział  "A  niech  was  wszyscy  diabli",  tak  on  tylko  raz  się  jej  sprzeciwia  i  idzie  na  prawdziwą  Wigilię. 

Maciuś,  syn  bohaterki,  zdolny  chłopak  był  za  młodu.  Szopkę  najładniejszą  zrobił.  Ale  on  nieszczęśliwy,  bo  bez  ojca,  a  ten  ojczym,  to  lepiej  jakby  go  wcale  nie  było.  Tylko  matka  wie,  że  on  życie  ma  do  dupy  i  to  przecież  niczyja  wina,  że  jego  życie  do  dupy.  To  co  się  dziwić,  że  se  wypije  czasem.  Że  roboty  nie  ma.  Takich  syneczków  pijaczków  to  wszyscy  znamy,  daj  matka  dziesięć  złotych,  źli  ludzie  mówią,  że  ja  piję,  a  piję,  bo  nieszczęśliwy  jestem.  Czemu  polskie  miasta  i  wsie  są  pełne  alkoholików,  którzy  odciskają  to  samo  piętno  na  swoich  dzieciach,  a  na  koniec  się  wieszają,  i  dobrze  im  tak,  i  wszyscy  odetchną,  a  wcale  nie  odetchną,  bo  są  tak  samo  zarażeni  jak  oni. 

A  Wandzia,  jej  córka,  grzeczna  dziewczynka,  pod  stołem  tylko  siedziała,  bo  się  matki  i  brata  bała.  Ojca  kochała,  ale  się  z  tym  ukrywać  musiała.  Żeby  matka  nie  krzyczała  na  niego.  I  tak  krzyczała.  I  czyja  to  wina?  Pewnie  Wandzi.  Może  zawsze  jest  jej  wina.  Że  ojca  nie  obroniła,  że  go  nie  uszczęśliwiła,  że  nie  dość  dobra  dla  rodziców  była. 

"Szopka"  boli.  Tylu  żyć  nieprzeżytych  żal.  Słabo  ją  promują  i  może  niewiele  osób  przeczyta.  A  szkoda,  bo  z  rodziną  to  się  mnóstwo  ludzi  użerać  musi,  i  przenosić  ten  nieuświadomiony  ból  i  strach  na  dzieci  jak  sztafetę  pokoleń,  jak  sztachetę  z  płotu  wyrwaną,  i  tak  bez  końca,  aż  się  ktoś  obudzi,  może  jak  przeczyta  "Szopkę",  to  się  obudzi... 

Licencja: Creative Commons
0 Ocena