Co się dzieje? Dlaczego nauczyciele prowadzą zajęcia wykraczające poza ich kompetencje? Temat nagminnie przez nauczycieli pomijany, wstydliwy i bardzo niewygodny. A okazuje się, że nawet ucząc z zakresu, w którym nauczyciel nie czuje się do końca pewny siebie, możne być on równie przekonujący, jak wtedy, gdy temat jest mu bliski.

Data dodania: 2012-10-05

Wyświetleń: 1767

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

      Ewa jest nauczycielem języka angielskiego w małej wiejskiej szkole. Pracuje również dla jednej z większych szkół językowych we Wrocławiu. Jest ambitna, pewna siebie i często dużo młodsza niż grono uczniów, z którymi pracuje w prywatnej szkole. Od samego początku studiów marzyła by uczyć dzieci. I się udało. Jednak sytuacja na rynku pracy, ucinanie godzin w szkołach, redukcja etatów no i niska pensja początkującego nauczyciela zmobilizowała ją do szukania kolejnego źródła dochodu.

      W szkole prywatnej Ewa również uczy języka angielskiego, również prowadzi lekcje według określonego scenariusza, przy pomocy podręcznika i innych materiałów. Zupełnie jak w szkole państwowej. A jednak to zajęcie wymaga od niej dużo więcej wysiłku i Ewa ma wrażenie, że jej kompetencje i umiejętności okazują się rozciągnięte prawie do granic jej możliwości. Tak, podjęła wyzwanie i próbuje mu sprostać, ale ile ją to kosztuje, wie już tylko sama ona.

      Wyzwania? Po pierwsze: nowoczesne metody nauczania. Coś niesprawdzonego dokładnie, ale okrzyknięte totalnym sukcesem. Ewa nie czuje się na siłach, ale przygotowuje się do każdych zajęć pieczołowicie. Po drugie: zajęcia tematycznie, na przykład Business English. Na studiach tego nie wymagano, więc teraz po tematyce Ewa porusza się po omacku, wkładając wiele pracy by przyswoić specyficzne terminy. I z jednej strony ekscytuje ją fakt, że ciągle się rozwija, a drugiej słusznie zauważa, że każdą wolną chwilę poświęca na przygotowanie się do zajęć, które po prostu wykraczają poza jej kompetencje. I sama powtarza: „Jestem zadowolona, gdy okazuje się, że jestem sporo do przodu przed moimi uczniami. Ale niekiedy, jak na przykład dzisiaj, przysięgam, że czuję się jakby deptali mi po piętach. To bardzo deprymujące i okropnie niekomfortowe uczcie, ale na razie musi mi wystarczyć.” I za chwile dodaje z ironicznym uśmiechem: „Nawet nie wiesz, jak bardzo się boję by podczas lekcji nie zadano pytania, na które nie znam odpowiedzi.”

      Ostatnio poproszono Ewę, by w ramach zastępstwa za ciężarną lektorkę poprowadziła dwu semestralny kurs jedną z metod podobnych do tej od Callana. W branży dokładnie wiadomo, że metody z tej serii to czysty chwyt marketingowy obiecujący szybką i przyjemną naukę prawie bez wysiłku. Dla lektora to jednak spory problem. Najpierw musi wyzbyć się swych dobrych nawyków – nie wyjaśniać, nie tłumaczyć, nie przynosić dodatkowych ćwiczeń i sztywno trzymać się konwencji metody. Potem jednak musi stanąć twarzą w twarz w zawiedzionymi kursantami, którzy po kilku miesiącach zajęć nie potrafią tyle, ile im obiecywano.  Wobec tego, Ewa przygotowywała się całe lato, by taki kurs poprowadzić, skrzętnie ukrywając przed znajomymi (a nawet własnym chłopakiem) dodatkowy słownik wymowy, by poprawnie i szybko wypowiadać rzadko spotykane słowa, które autor kursu uważa za niezbędne do życia. I sama przyznaje: „Tak uczę ludzi, jak poprawnie się komunikować po angielsku, no ale powiedzmy sobie szczerze, nie jestem w tym specjalistką.”

      Ewa nie jest jedyną lektorką z tym problemem. Ma znajomych z branży, którzy podobnie jak ona często muszą uczyć, czegoś czego nie umieją (!). Stają któregoś dnia przed grupą uczniów i tłumaczą zagadnienia, które sami przyswoili tydzień wcześniej, dwa dni wcześniej, albo w najgorszym przypadku, tego samego dnia przy śniadaniu. Ale tego, jak ten temat ugryźć nie znajdą w podręcznikach przygotowujących ich do zawodu. Tam dowiedzą się za to dwóch najważniejszych rzeczy. Po pierwsze tego, że żeby uczyć dobrze trzeba temat znać na wylot. I po drugie, że to jeszcze nie wystarczy.

A czy można być dobrym nauczycielem nie znając tematu dogłębnie, albo będąc w trakcie jego poznawania? Z obserwacji młodych nauczycieli, uczących dobrze i z sukcesami tam, gdzie sytuacja wymaga od nich więcej niż umieją, wynika, że tak. W końcu każdy z nich przecież wyjdzie z fazy poznawania i zacznie czuć się w temacie jak ryba w wodzie. Zgodnie jednak twierdzą, że przy możliwości wyboru, szybko zdecydowaliby się na taki rodzaj zajęć, podczas których czują się komfortowo i nie trzęsą się ze strachu przed niewygodnymi pytaniami uczniów.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena