Filmy ślubne są zbyt długie.
Kilkugodzinne dokumentacje ceremonii ślubnej i wesela nie maja prawa nazywać się filmem lub reportażem. Jest to zapis "jeden do jednego" wszystkich wydarzeń. Taką dokumentacją weselną molestuje się przez jakiś czas najbliższą rodzinę, po czym każdy o nim zapomina, a przecież wartościowa pamiątka na całe życie to film z wesela do którego bardzo często się wraca, a co najważniejsze, ogląda z przyjemnością.
Operator kamery nazywa się "kamerzystą".
Nie ma takiego zwrotu jak "kamerować", ani nie ma tekiego zawodu jak "kamerzysta". Takie podejście do zawodu, który się wykonuje świadczy o ignorancji, a przede wszystkim braku doświadczenia z profesjonalną produkcją telewizyjną czy filmową. Nie wystarczy "skamerować", trzeba również wykazać się wizją obrazu, zdolnością inscenizacji, nie na darmo najpochlebniejsze określenie operatora kamery to "reżyser obrazu".
Ekipa filmowa chwali sie dużą kamerą.
Tu nie sprawdza się stara prawda, że liczy sie wielkość. W dobie cyfryzacji i miniaturyzacji rewelacyjną plastykę obrazu filmowego zapewniają lustrzanki cyfrowe (DSLR), a rozmiar małej kamery jest gigantycznym atutem, gdyż zapewnia operatorowi mobilność (w kościele, czy na pełnej sali).
Szablonowe animacje.
Filmowcy slubni bardzo często korzystają z gotowych, kupionych czołowek weselnych. Zważywszy na czasochłonność animowanych produkcji, nie ma w tym nic złego, o ile animacja jest, kolokwialnie rzecz ujmując "ładna". Firmy rzadko odświerzają swoje zasoby i może zdrarzyc się tak, że fajny film zepsują kiczowate różowe baloniki i promyczki. Istnieje ryzyko, że tysiące młodych par będzie miało takie same intro filmu, a przecież każdy młoda para i każdy ślub jest całkiem inny.