Prawie każdy z nas dociera w życiu do momentu, w którym zastanawia się, co robić dalej. Szczególnie mocno jest to zauważalne przy ważnych decyzjach życiowych lub kryzysach. Wtedy emocje dochodzą do głosu, znajdujesz się w sytuacji, której nie znasz z przeszłości. Nie ma nigdzie poradnika, co powinno się robić w takiej sytuacji. Szukasz rady u osób, którym ufasz, ale pomimo otrzymywanych od nich rad, nadal trudno Ci podjąć decyzję. Nieważne czy dotyczy to życia osobistego czy zawodowego. W obu przypadkach, jeżeli chcesz się rozwijać trafisz na sytuacje i pytania, które będą wymagały TWOJEJ decyzji i reakcji.
Covey namawia, do tego, żeby w życiu mieć swój „kompas”, według którego będziesz się orientować, czy zmierzasz we właściwym kierunku. Ten kompas to wartości i twoja wizja Ciebie, twój ideał, do którego dążysz. Jeżeli nie masz przed oczami kompasu, to masz marne szanse dojść tam gdzie zmierzasz, bo nikt nie stworzył jeszcze mapy twojego życia, bo jest ono unikalne. Nie wiesz, co możesz spotkać po drodze, nie możesz przewidzieć przyszłości, dlatego, gdy trafiasz na nowy obszar, tylko kompas pokaże Ci kierunek.
Ten kompas to osobista misja, którą warto stworzyć. Muszę przyznać, że gdy to przeczytałem czytałem stwierdziłem, że to dziwne. Zawsze wydawało mi się, że misje i wizje tworzą sobie wielkie firmy, na co niby ona ma być potrzebna mi? Moje życie nie jest tak skomplikowane, żebym musiał sobie to spisywać. Poza tym wszyscy przecież wiedzą, że te wizje i misje i tak są pisane przez konsultantów, więc to jest pic na wodę.W wielu przypadkach biznesowych tak jest. Wizja i misja są tworzone na siłę, bo trzeba je mieć. To powoduje, że cała koncepcja jest wypaczona. Tak naprawdę nie da się tego kupić. Trzeba włożyć sporo wysiłku w to, żeby przemyśleć to do czego ostatecznie dążysz. Ja podchodziłem do tematu kilka razy. Z różnego punktu widzenia i z różnymi skutkami.
Najpierw przeczytałem przykłady misji osób, które już sobie coś takiego stworzyły. To dobry pomysł na początek, pod jednym warunkiem. Zauważ jak różne one są i nie porównuj tego co stworzysz z nimi. Każda moja wersja wydawała mi się gorsza, mniej „sexy” niż te, które stworzyli sobie inni, dlatego dałem sobie spokój. To błąd. Misja jest twoim osobistym dokumentem i przede wszystkim ma przemawiać do Ciebie. Nie musisz jej dzielić z nikim, więc się nie przejmuj tym, że „nie brzmi jak mąż stanu” :).
Kolejne podejście stworzyłem zmotywowany szkoleniem „7 nawyków” i tym razem moja misja zajęła 3 strony A4, czyli całkiem nie przypominała zgrabnych „Live, Love, Leave Legacy” ;). Druga wersja, którą stworzyłem po warsztacie rozwoju osobistego zmieściła się na jednej stronie i nie zmieniłem jej bardzo w ciągu roku. Spełnia wszystkie moje kryteria. Ostatnim krokiem, który zrobiłem było stworzenie afirmacji, która opisywałaby jak będę zachowywał się na co dzień, żeby urzeczywistnić to, co opisuje misja.
Jak najlepiej zabrać się do tworzenia własnej misji? Zacznij od ról, które pełnisz w życiu: ojca/matki, pracownika, studenta, syna/córki itd. Załóż, że osiągasz w nich doskonałość. Opisz jak wyglądasz w tych doskonałych rolach. Możesz użyć symboli, które do Ciebie przemawiają, opisać to prozą, wierszem, narysować, poszukać zdjęć i obrazów. Forma jest nieistotna, skoncentruj się na wizji końca w taki sposób, który do Ciebie przemawia i budzi pozytywne emocje. Daj sobie czas. Nie da się poukładać wszystkiego w jedno popołudnie. Od momentu, kiedy zacząłem na poważnie, do dnia, kiedy stworzyłem afirmację minęły 2 lata. No ale, nie spędzałem nad tym całych 2 lat, więc bez paniki ;). Spora szansa, że masz więcej talentu i nie popełnisz moich błędów :). Piszę to po to, żeby dać Ci perspektywę. Nie zniechęcaj się, daj sobie czas, twórz w swoim tempie i w takiej formie, która dla Ciebie jest najlepsza.
W momencie, w którym tworzysz tego typu rzeczy poziom krytycyzmu we krwi bardzo rośnie. Dlatego warto najpierw stworzyć całkowicie na żywioł, odczekać kilka dni, wrócić do tematu, przyjrzeć się swojemu dziełu z perspektywy i dopiero poprawiać. Inaczej masz szansę się zniechęcić. Bez wysiłku się nie obędzie, ale naprawdę warto. Co do przydatności misji dla pojedynczej osoby: już tego nigdy nie zakwestionuję. Trudne decyzje zawsze wiążą się ze znacznymi emocjami, a wtedy mózg wchodzi na całkiem inny tryb pracy. Warto wtedy mieć trzeźwy obraz siebie z chwili, gdy twoja poczytalność nie budzi takich wątpliwości ;).