Gdybym nie wiedział, gdzie tu jest pies pogrzebany, to pewnie przecierałbym oczy ze zdumienia. Ot, zerknąłem sobie na pierwszą napotkaną w internecie reklamę kredytu gotówkowego oferowanego przez jeden ze znanych banków. Bank chwali się w ofercie niskim oprocentowaniem - tylko 6,99%. Toż to niewiele więcej niż oprocentowanie lokaty albo konta oszczędnościowego, a to właśnie dzięki takim oszczędnościom klientów banki mają pieniądze na udzielanie kredytów. Jednak nie każdy kredytobiorca dostrzega tę kwestię, nie Kady też wie o tym, że oprocentowanie nominalne kredytu to zaledwie część jego faktycznego kosztu.
Obraz całkowitego kosztu kredytu daje natomiast jego oprocentowanie rzeczywiste a dokładniej wskaźnik o nazwie Roczna Rzeczywista Stopa Oprocentowania (RRSO). Wskaźnik ten informuje o tym, jakie byłoby faktyczne oprocentowanie kredytu w okresie jednego roku. Zazwyczaj jest to ze trzy razy więcej niż wynosi tak chętnie uwypuklane w reklamach oprocentowanie nominalne. A czy RRSO też jest podawane w reklamach kredytów gotówkowych? Tak, jest, ale już nie tak „dumnie”, tylko gdzieś np. na samym dole, z boku, ledwo widoczną czcionką, czasem zlewającą się z tłem...
Jak ktoś musi wziąć pożyczkę, to musi; oprocentowanie praktycznie nie gra wtedy roli, gdy innej opcji na pozyskanie gotówki brak na horyzoncie. Jednak nie każdy musi i nie każdy wziąłby pożyczkę wiedząc o tym, że jej faktyczny koszt będzie trzy razy wyższy niż wartość oprocentowania nominalnego wypchnięta w reklama na wabia, na pierwszy plan. A kredytobiorców którzy dali się tak nabrać, naprawdę nie brakuje; nawet podpisujące umowę kredytu myślą, że oprocentowanie nominalne będzie jego jedynym kosztem. Nieprzyjemne przebudzenie przychodzi z czasem, gdy trzeba spłacać raty kredytu. I radość wnuczka cieszącego się skuterkiem od babci, już nie jest też radością babci która skuterek na kredyt kupiła.