W podczas feralnego referendum akcesyjnego próbowano nam wmówić, iż społeczeństwo polskie dzieli się teraz na dwie grupy: Eurosceptyków i Euroentuzjastów. Czy to prawda? Otóż, nie do końca.

Data dodania: 2011-12-05

Wyświetleń: 2081

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 1

WIEDZA

-1 Ocena

Licencja: Creative Commons

 Oczywiście, da się obronić tezę, ze istnieje grupa ludzi zwana Euroentuzjastami. Są to ci, którzy popierają budowę Unii Europejskiej. Oczywiście mogą oni być zmotywowani  różnymi pobudkami. Też ich wizje wspólnej Europy mogą się różnić. Niemniej, jednak zespala ich jedna idea.       

Czy to samo można powiedzieć o przeciwnikach UE? Wbrew pozorom nie. Ci ludzie negują co prawda tę samą rzecz, lecz nie łączy ich żaden wspólny pozytywny punkt. Jak już pisałem euroentuzjaści dążą do jednej, tej samej rzeczy – UE. Oczywiście są tacy, którzy mają co do samej UE (przynajmniej w jej obecnym kształcie) wątpliwości, jednak poparli wejście Polski do wspólnoty, ponieważ uznali to za wybór mniejszego zła. Mam tutaj na myśli chociażby Rafała Ziemkiewicza czy prof. Bogusława Wolniewicza. Ale, nawet oni zaakceptowali pewien projekt.

Tymczasem nie ma jednego projektu dla przeciwników UE. Ich (czy właściwie nasze – gdyż piszę to samemu będąc wrogiem UE) wizje Polski poza Unią były ( i są) najróżniejsze. Proponowano współpracę z Ameryką, sojusz z Rosją, Stowarzyszenie się z UE (moim zdaniem najlepszy pomysł), politykę neutralną. Też zastrzeżenia były i są różne. Niektórzy uważają UE za organizację socjalistyczną, inni zaś zwalczają ją, gdyż widzą w niej dziki kapitalizm. Środowiska skrajnie antykomunistyczne (np. Władimir Bukowski) uważają, że UE jest kontynuacją komunistycznego imperium, są jednak postkomuniści, którzy twierdzą, iż dalsze prowadzenie polityki prowschodniej jest w UE niemożliwe. Popularnym argumentem antyunijnym jest atakowanie wspólnoty za zbytnio liberalną politykę emigracyjną. Mówi o tym chociażby słynny Jean Maria  le Pan. Jednak szwedzki ekonomista Johan Norberg w książce „Spór o Globalizację” stwierdził, że UE powinna być dla emigrantów bardziej otwarta. Nieraz też oskarżają wspólnotę o propagowanie libertynizmu i relatywizmu moralnego. Tymczasem część Holendrów boi się, iż Unia jest zagrożeniem dla panującego tam tolerancjonizmu. Jaki ma więc sens nazywanie tych wszystkich ludzi eurosceptykami skoro ich poglądy są zupełnie inne i tylko przypadek sprawił, że znaleźli się po tej samej stronie barykady?

Reasumując, żeby mówić o jakieś ideologii nie wystarczy wykazać wspólnych (dla jej wyznawców) elementów  negatywnych. Potrzebne są również wspólne elementy pozytywne. Nie ma eurosceptyków, tak samo jak nie ma antykonserwatystów, antyliberałów, antyzielonych.

Ps. Celem artykułu nie jest wyeliminowanie słowa „Eurosceptycy” ze słownika. Chcę, jedynie wyrazić mój przeciw wobec używanie tego słowa jak nazwy ideologii.

Licencja: Creative Commons
-1 Ocena