Na jakie ryzyko musimy być przygotowani? Kiedy i dla kogo ta forma inwestycji może być atrakcyjna? Na te i inne pytania postaram się odpowiedzieć poniżej.
Zerkając na wyniki jakie osiągnęły w ubiegłym roku fundusze inwestycyjne inwestujące na rynkach zagranicznych łatwo zauważyć, że klienci wielu z nich nie mieli powodów do radości.
Wszystko za sprawą różnic kursowych. Zwłaszcza fundusze denominowane w USD nie były trafioną inwestycją. W 2006 r. kurs USD osłabił się wobec PLN o ok. 13%. Jeśli dodamy do tego wysokie opłaty manipulacyjne sięgające 4%, większość funduszy akcyjnych jeśli nawet osiągnęły niezłe zyski - ok. 20% to ostatecznym rozrachunku nie dały wiele zarobić.
Jeśli zainteresujemy się rynkami azjatyckimi mamy dwie możliwości. możemy skorzystać z oferty krajowych TFI, które posiadają fundusze inwestujące na zagranicznych rynkach lub kupić jednostki światowych gigantów takich jak Franklin Templeton czy Merrill Lynch. Oferują one o wiele większy wybór funduszy, a ich jednostki uczestnictwa można nabyć w bankach i firmach doradztwa finansowego.
Moda na Azję
W ostatnim czasie nastała prawdziwa moda na azjatyckie fundusze. Tylko ile w tym zabiegów marketingowych, a ile prawdziwych korzyści? O tym przekonają się inwestorzy, którzy zdecydują się zainwestować w fundusze inwestycyjne lokujące w Azji.
Wydaje się, że główną zachętą do inwestowania na tamtejszych rynkach jest bardzo szybki wzrost gospodarczy Chin. 10-11% PKB jakie osiąga rokrocznie chińska gospodarka musi robić wrażenie.
O czym warto wiedzieć decydując się na inwestycję na rynkach azjatyckich:
Wyższe prowizje
W odróżnieniu od wielu krajowych funduszy, których jednostki uczestnictwa można kupić przez internet bez płacenia opłat manipulacyjnych w przypadku funduszy globalnych typu Franklin Templeton prowizje sięgają nawet 5%.
Ryzyko walutowe
Wybierając inwestycję w fundusze denominowane w walutach nie możemy zapominać o ryzyku walutowym. Obecnie wiele sprzyja krajowej walucie, co oznacza jej umacnianie, a tym samym spadek zysku po przeliczeniu walut na złotówki. Posługując się danymi o kursie USD/PLN z 2006 roku wyraźnie widać, iż dolar stracił wobec złotówki 13%. Jeśli dodamy do tego ok. 4-5% prowizji od zakupu jednostek i tyle samo za ich umorzenie, okaże się że aby wyjść na swoje trzeba było zarobić
w funduszu ok. 22% rocznie. A to już nie takie proste. Dużo wyższe zyski przyniosły w 2006 r. fundusze akcyjne inwestujące w akcje na rynku europejskim. Najlepszy dał zarobić 37% w euro.
Jaką mamy szansę, że zainwestujemy w tak dochodowy fundusz? Nikłe. Tymczasem akcyjne fundusze krajowe przyniosły 50-60% aż po rekordowy DWS TOP 25, który dał zarobić ponad 80%.
Wyższe limity inwestycyjne
Franklin Templeton i Merrill Lynch to światowi giganci na rynku funduszy inwestycyjnych.
Stawiają jednak najwyższe wymagania co do minimalnych kwot inwestycji. I tak w FT minimalna wpłata to 2500 euro, a w ML 5000 euro.
Mniejszych kwot inwestycji oczekują Raiffeisen i Fortis. W pierwszym minimum to 1000 euro, w drugim 1000 dolarów lub 1000 euro. Najmniejsze wymogi stawiają Legg Mason i Robeco, który pozwala inwestować na rynkach wschodzących już za 500 zł.
Spośród krajowych TFI, fundusze umożliwiające inwestycje na rynku azjatyckim oferują:
Pioneer, który wymaga 1000 zł minimalnej wpłaty, Pekao/Credit Suisse również 1000 zł, oraz AIG Parasolowy, który jednak ceni się wyżej wymagając 5000 zł.
Dywersyfikacja
Określenie to pojawia zawsze przy okazji dzielenia ryzyka inwestycyjnego. Nie inaczej jest w przypadku lokowania kapitału na rynkach azjatyckich. Biorąc pod uwagę czynniki ryzyka, jak choćby zmiany wartości walut, inwestycje w fundusze na rynkach azjatyckich nie powinny stanowić więcej jak 20-30% wartości naszego portfela. Obserwując inwestycje na krajowym rynku funduszy inwestycyjnych, które w ostatnich latach przyniosły znacznie wyższe zyski niż azjatyckie, te ostatnie należy raczej traktować jako uzupełnienie form inwestowania.
Rynek azjatycki poza ogromnym wzrostem gospodarczym rodzi również zagrożenia.
Tak dynamiczny rozwój wcześniej czy później może ulec zahamowaniu, o ile nie załamaniu.
Wiadomo, jakie miałoby to skutki dla giełd tamtego regionu. Trudno przewidzieć reakcję światowych gigantów wśród funduszy inwestycyjnych. Gwałtowna wyprzedaż akcji na giełdzie chińskiej odbiłaby się czkawką na pozostałych giełdach, a inwestujące na niej fundusze inwestycyjne liczyłyby swoje straty.
Nie od dziś wiadomo, że chiński boom gospodarczy budzi zarówno zachwyt jak i niepokój.
Podejmowane są nawet delikatne kroki, aby zmniejszyć tempo wzrostu PKB, ale póki co niewiele one dają.
Polski rynek giełdowy, choć marginalny ze względu na swoją wielkość, ma swoje zalety. Łatwo go śledzić. Jest niejako obok. Wiadomo ogólnie co wpływa na koniunkturę na GPW. Dobre dane gospodarcze, wysokie zyski spółek giełdowych, napływ aktywów do TFI i OFE. Jednym słowem łatwiej kontrolować swoje inwestycje. Zakup czy sprzedaż jednostek krajowych funduszy inwestycyjnych nie stanowi większego problemu.
Podsumowując, nie dajmy się zwariować i nie ulegajmy samej modzie na inwestowanie w Azji.
Reklama czy doradcy finansowi mają na celu przyciągnąć klienta, ale nie zagwarantują nam zysków.
źródło: strony www TFI, Open Finance, Expander, PB.pl