Mówią, że już co piąty mieszkaniec Londynu jest Polakiem, Ake nie dajmy się zwieść Anglia pozostanie Anglią, Royal Ascot różni się od Służewca, a tor wyścigowy Silverstone od Miedzianej Góry. Wiele podobnych słów ma inne znaczenie tam, inne tu. Londyńskie Society of Dilettanti nie było klubem ludzi niekompetentnych i wzięło nazwę od słowa zachwyt. Dyletant to amator, miłośnik zajmujący się czymś nie zawodowo, lecz z pasji. Dyletantem w dobrym znaczeniu był Paul Newman startujący w Daytona. David Gilmour i Nick Mason, uczestnicy reviewalowych Carrera Panamericana. Jest nim również Rowan Atkinson, jako kierowca, kolekcjoner aut, świetny felietonista i autor fachowych artykułów o samochodach. To słowo dzieli sferę pasji od sfery zawodu. Odsuńmy na bok Atkinsona komika, u nas kojarzonego głównie z Jasiem Fasolą. Jego inna twarz to miłośnik i wytrawny znawca samochodów. To kierowca tak ceniący samochód, jak pianista ceni swój fortepian.
Warto obejrzeć film z 1991r "Jaś Fasola i samochody" w którym aktor nie tylko zagrał ale do którego także napisał scenariusz.
Atkinson ścigał się w półprofesjonalnych pucharach marki ( mini i renault 5). Z pasji i dla przyjemności, bez sukcesów. Nie miejmy jednak złudzeń: jest doskonałym kierowcą. Tyle że w Anglii na torach regularnie trenują tysiące, więc nawet ci lepsi plasują się dopiero w czwartej lub piątej setce. Jest także regularnym uczestnikiem wyścigów historycznych, organizowanych np. w Goodwood i belgijskim Spa. Potrafi wyjaśnić tajniki słynnego podwójnego zakrętu Eau Rouge. Wie, gdzie wyjście celuje się na ślepo, a łudzący nadmiar przyczepności nagle przechodzi w jej zdradliwy brak. Od razu widać, że zna go jak własny ogródek. Tam też jeździ tylko dla frajdy. Ma świadomość, że nie wygra.
Tylko nie kolekcjoner!
Nie dał się porwać wyścigowi mocy i ukrytych modyfikacji w zawodach dla oldtimerów, ale kąśliwie wytyka hipokryzje tych imprez. Ich przepisy są mgliste i giętkie. Rządzi niepisane prawo, że możnym nie zagląda się pod maskę, choćby nawet Bugatti, typ 51 kryło w sobie detale i mechanizmy z XXI w. Dzięki sukcesom zawodowym stać Atkinsona na bycie prawdziwym kolekcjonerem samochodów. W jego posiadłości w hrabstwie Oxfordshire są Astony Martiny, w tym DBS V8 (jeden z 400 egzemplarzy z przełomu lat 60. i 70.), V8 Zagato, DB7 Vantage, Bentley Mulsane, McLaren F1, Bugatti Veyron, Lancia Delta Integrale i Renault 5 Turbo, a także niesamowite MG XPower SV, fajerwerk łączący upadłe legendy MG i Rovera ze strony angielskiej oraz Qvale Mangusta i De Tomaso Bigua z włoskiej. Jego ostatni wspaniały nabytek to wart 100 tyś. funtów Morgan Aeromax.
Ale Atkinson nie lubi określenia kolekcjoner, jeśli sugeruje to kogoś, kto trzyma samochody za muzealnym sznurem z tabliczką: " Nie dotykać eksponatów". Z sarkazmem wytyka takim osobom, że choć sami nabyli swoje auta na rynku, nie puszcza ich tam z powrotem, a po ich śmierci kolekcje kurzą się niedostępne dla nikogo, zamknięte na głucho przez wnuki. Jego zbiór żyje, jeździ, narażany jest na szwank. Astonem Zagato ścigał się na torach i uszkodził go na zlocie właścicieli w Yorkshire. Choć bardziej znany jest inny jego wypadek: wjazd McLarenem F1 w kufer Rovera Metro przy prędkości 50km/h, na A6, matce brytyjskich arterii północ - południe. W 2007 roku podczas pobyty w Aspen w Kolorado rozbił o parkomat tył swojego Volkswagena Jetta, a innym razem, jadąc Audi Quatro uderzył w furgonetkę. Jedni twierdzą, że to śmieciarka, inni że policyjny Van.
Wolno znaczy dumnie
Rowana Atkinsona warto także czytać. Choćby dla przyjemności obcowania z przenikliwą inteligencją i mistrzostwem słowa. W paru wersach swoich felietonów potrafi oddać charakter takich angielskich ikon, jak Jaguar E z 1963r. czy MGB, którymi ścigał się w Spa. Chcąc wyrazić, jak silne wrażenie robi tuzin dawnych silników wyścigowych przegazowywanych na starcie w Goodwood, twierdzi, że prócz muzyki istnieją rzeźby dzwiekowe, działające nie kompozycją, lecz ekspresją i fakturą brzmienia. Trafia w sedno, pisząc, że start do Grand Prix w latach 50. Był porywającą i monumentalną rzeźba dźwiękowa, Z kolei w artykułach do pism samochodowych takich jak "Car" czy "Octane" i "Evo" Atkinson imponuje znajomością tematu. W obszernym i wnikliwym porównaniu Porsche Carrera GT z jego własnym McLarenem F1 pokazuje się jako koneser twardej motoryzacji z najwyższej półki. Bez śladu mentorstwa uczy rozumienia jazdy. To samo robi w filmach. Siada za kierownicą starego Rolls-Royce'a i ogląda zawór sterujący wentylacją, wzorowany na organowych manubriach. Gdy bierze w palce lity, metalowy grzybek i przesuwa cięgło, którego łodyga chowa się z oleistym oporem, tym jednym ruchem i odpowiednią miną wyraża, czym jest wciąż nie dość doceniania dziedzina wnętrza samochodowego. Felietony Atkinsona inkrustowane są obserwacjami tak trafnymi i lapidarnie wyrażonymi, że można by zestawić z nich zbiór aforyzmów oscylujących wokół świata motoryzacji. " Samochód niejeżdżący przestaje być samochodem" - krytykuje egoizm tych, którzy odbierają światu cenne unikaty zamiast je eksponować. "Wyścigi historyczne to teatralność i aktorstwo" - pisze, demaskując siwych seniorów. Niejeden z nich startuje w Mille Miglia Storica po to, by być zauważonym, a nie przeżyć przygodę. "Porsche nigdy nie były piękne, zmysłowe. Atrakcyjne i funkcjonalne, owszem" - wyjaśnia ze snajperską celnością, dlaczego na 911 RSR nie patrzy z taką gulą w gardle jak na Lamborghini Miurę. " Każdy obiekt poruszający się naprawę powoli budzi respekt". Aby ocenić trafność tej uwagi, wystarczy pomyśleć o prezydenckiej limuzynie, tankowcu, nocnym patrolu, ale naprawdę sugestywnie brzmi dopiero, gdy zważyć, że Atkinson zapisał ją, patrząc na zimnowojenny bombowiec Avro Vulcan sunący ( jako dodatkowa atrakcja) nisko i wolno nad terenem Festiwalu Szybkości w Goodwood z hukiem czterych silników odrzutowych Olympus.
Świat Astona Martina
Rezerwa Atkinsona wobec Porsche jest znana. Zastrzega, że nie ma nic do zarzucenia autom tej marki, a jedynie nie pasuje do profilu "grupy docelowej". To nie jego klimat. Tutaj dobrze czują się zupełnie inni ludzie. Choć nie stawia kropki nad i, czujemy, co ma na myśli. Porsche jest dla niego zanadto maszynowe, za mało humanistyczne. On przynależy do świata Astona Martina. Ta zabawna alergia jest niezbędna jak gorzka nuta w kuflu Portera. Przecież Rowan Atkinson nie może stać się nudny w swej doskonałości, jako człowiek zżyty z dobrymi samochodami i rozumiejący je, potrafiący się nimi delektować, opowiadać i pisać o nich, a przede wszystkim nimi jeździć.