Na Facebooku, mam na dziś dzień 250 znajomych, jakieś 85% to chrześcijanie różnej maści. Jednakże, wielu z nich nie obnosi się ze swoim chrześcijaństwem, a można taki wniosek wysnuć na podstawie owej słynnej Tablicy" FB.

Data dodania: 2012-01-30

Wyświetleń: 2250

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 2

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

2 Ocena

Licencja: Creative Commons

Kiedyś taką rolę pełniły "chrześcijańskie łańcuszki szczęścia" przesyłane drogą e-mail, czy GG (jeszcze wtedy w wersji 5.0, heh to były czas ;-) ). Czy jest to powód, abym miał prawo mówić, że ktoś jest chrześcijaninem albo nie? Nawet gdyby to był takowy powód, nie mam zamiaru na nikim kreski postawić, z Biblijnej przyczyny:

 "Kimże ty jesteś, że osądzasz cudzego sługę?  (...)" (Rzym 14:4)

W zasadzie to nikim, więc aby była jasność nie osądzam, tylko się zastanawiam... Zastanawiam się dlaczego, nie przyznajemy się jawnie do tego kim jesteśmy. Linkujemy wszystko to co śmieszne, miłe i rozkoszne, czasami to co poważne, ale prawie nigdy nie linkujemy tego, co identyfikuje nas jako chrześcijan wprost. Nie takich z nazwy, ale takich z życia.

Problem jest poważny, nie neguje go, bo sam kiedyś wstydziłem się tego kim jestem. A może tak optymistyczniej patrząc - nie wiedziałem jak o tym mówić? Bez względu na to, wstydziłem się Jezusa, nie chciałem o tym mówić, bo bałem się reakcji moich kolegów i koleżanek, bałem się wyśmiania i w ogóle lekkie zniesmaczenie czułem, kiedy słowo "Jezus" pojawiało się w czyjejś wypowiedzi. Było to wtedy, kiedy miałem jakieś 15-17/18 lat. Może wiek jest usprawiedliwieniem? Z biegiem czasu muszę powiedzieć, że istotnie wiek ogrywa tu znaczącą rolę, bo w tak młodym wieku nie można oczekiwać od człowieka, że będzie miał charyzmę apostoła Pawła. Nie mniej jednak, w pewnym momencie, kiedy to chciałem już publicznie wyrazić swoją wiarę, to niestety zabrakło mi konsekwencji. Po chrzcie, miałem te same lęki co przed chrztem. Dziś kilka lat po, mam z tym zdecydowanie mniejszy problem, ale kłamcą bym był, gdybym powiedział, że sprawa mnie nie dotyczy.

Chrzest, z założenia jest publicznym wyznaniem wiary. Bardzo często w gronie współwyznawców, więc nie ma powodu do wstydu, wręcz może zaszczytu. Ale publiczne wyznanie swej wiaro to okazanie swego stanu duchowego tak współbraciom jak i niewierzącym! To chyba jest logiczne! Istotnie, przyznanie się w szkole/klasie/pracy/na uczelni/na podwórku do tego, że "Jezus jest mym Panem", prowadzi do tego, że ludzie mają nas za wariatów i lekko się odsuwają od nas. Ja miałem z tym problem, ale nie wiem czy ze względu na moją wiarę (nie chodziłem na religię), czy dlatego że po prostu miałem/mam stuknięty charakter. Kto chciałby być wytykany palcem? Nikt. Związku z tym kto się do Jezusa przyznaje? Niewielu... Ja raczej do większości się wpisuje...

Bycie naśladowcą Jezusa zobowiązuje do tego, iż jak mówimy tak żyjemy, tak też robimy w praktyce. Pamiętacie te czasy, kiedy było klasowe wyjście do kina czy teatru, to tuż przed zbiórką lub po zbiórce było obalanie flaszki czy też kilku piw? W mojej szkole to było nagminne. Nie uczestniczyłem w tym, nie dlatego, że chrześcijanin to abstynent, gdyż to bzdura, ale ze względu na to, że chrześcijanin to osoba, której raczej podpitej widzieć się nie powinno. Bo jeśli ludzie wiedząc o tym, że z definicji mamy żyć inaczej, a zobaczą nas na choćby najmniejszym potknięciu cała ich "dobra" opinia o nas legnie w gruzach i raczej ciężko aby ją jakoś składnie obudować. Nie mówię, że się nie da. Po prostu jest troszkę ciężej nieść poselstwo ewangelii, bo nie jesteśmy brani na poważnie.

Po co sobie więc odmawiać przyjemności? Lepiej ukrywać to kim się jest i nie publikować informacji że czyta się Biblię. Ale czy to jest rozwiązanie?

"Każdego więc, który mię wyzna przed ludźmi, i Ja wyznam przed Ojcem moim, który jest w niebie; ale tego, kto by się mnie zaparł przed ludźmi, i Ja się zaprę przed Ojcem moim, który jest w niebie."  (Mat. 10:32-33)

To nie jest powiedziane symbolicznie, tylko dosłownie. Żadnej paraboli tu nie ma. Ale jak to ma wyglądać w praktyce? Można bezpośrednio, np. tak:

koszulka

Oczywiście, to nie jest jakiś warunek, czy też jedyne wyjście. Bo koszulka taka nie uczyni nas zbawionymi, ale ilu z nas wyszło by w tym T-Shirt'cie na ulice czy do szkoły (pomijam walory estetyczne). Znów to powiem: niewielu. Podkreślam: nie chce mówić tutaj, że jedyna droga do przyznania się do tego, że Jezus jest moim osobistym Zbawicielem, to ubieranie się we wszystko co ma logo krzyża, rybki czy napis Jezus!!! Pragnę tylko zwrócić uwagę, że człowiek ma ten wewnętrzny blok, lekkie zastanowienie się, zanim prześle dalej jakiś e-mailowy łańcuszek chrześcijański. To w nas siedzi, to siedzi we mnie...

"Jak Cię widzą tak Cię piszą". Znacie to przysłowie. Przyznaj się do tego, że jako chrześcijanin nie upijasz się, a jakiś czas później nawal się jak autobus... Świętnie to świadczy o Tobie i "Twoim" chrześcijaństwie. Chrzest wymaga konsekwentnego postępowania, to prawda łatwo nie jest, ale trzeba się starać i próbować. Próbować mimo wszystko...

W moim przekonaniu, najlepiej swoją przynależność do Jezusa można okazać w naprawdę rozmaitych sytuacjach życiowych. Kiedy grupa naśmiewa się z kogoś innego, tylko dlatego że ma innych kolor skóry czy wyznaje inną religię, nasza postawa strofująca ten typ zachowania spowoduje, że cały ogień przejdzie na nas i to my będziemy kozłem ofiarnym, ale prędzej czy później ktoś nas zapyta: dlaczego jesteś taki dziwny? Wtedy jest czas, aby powiedzieć coś o swoich przekonaniach. Kiedy ktoś potrzebuje pomocy to pomóżmy (akcje charytatywne?), może ktoś naszą pomoc zauważy i spyta: dlaczego...? Możliwości jest nieskończenie wiele.

Nie chce mówić, że żyję ewangelią - to nie jest chyba zbyt konieczne. Ja chcę żyć ewangelią, ludzie wtedy sami zaczną zadawać pytania.

"Nie jest uczeń nad mistrza ani sługa nad swego pana; wystarczy uczniowi, aby był jak jego mistrz, a sługa jak jego pan; jeśli gospodarza Belzebubem nazwali, tym bardziej jego domowników!" (Mat. 10:24-25)


PS. Nikogo nie chce atakować i krytykować. Po prostu patrzę na swoje życie i nie jestem zadowolony i jednocześnie na tyle głupi/odważny (nie potrzebne skreślić), że o tym piszę publicznie.

Licencja: Creative Commons
2 Ocena