... To takie normalne i dość zwykłe przykłady, ale też potrafimy rozchorować się, spowodować wypadek, śmierć, wyjść za mąż lub się ożenić, rozwieść… wszystko, aby uniknąć niewygodnej dla nas sytuacji/konforontacji. Tak właściwie to jesteśmy mistrzami ucieczek.
Ludzie dzielą się na dwie kategorie: tych, co łapią byka za rogi i tych, co przed nim wiecznie uciekają… tak powiedział bohater filmu „zapach kobiety”, trafił tym bezbłędnie. Zastanawia tylko skala tego zjawiska. Jak bardzo potrafimy uciekać, oszukiwać samych siebie? Byle by tylko nie narazić się na nieprzyjemności, byle by odwlec chwilę konfrontacji, byle by jeszcze napieścić się „nicnierobieniem”, brakiem odpowiedzialności, byciem dzieckiem…
Tutaj pewnie leży cała „wina”, przyczyna takiego stanu rzeczy. Brak odpowiednich wzorców wychowawczych. Nie przekazano nam jak to dobrze jest wygrywać. Nie pokazano nam słodkiego smaku współpracy, tworzenia, kreatywności, radości działania i współdziałania, dowodzenia, kierowania, WYGRYWANIA…. Zamiast tego jak zbite psy Pawłowa z podkulonymi ogonami wybito w nas reakcję strachem, ucieczką… powiedziano, że odpowiedzialność jest czymś złym, czymś, z czym sobie nie poradzimy, czymś za dużym dla nas… Wmówiono nam tym samym, że coś, co jest naszą naturą jest dla nas niedostępne… Orłu wmówiono, że jest kurą…, więc ucieka… gdzie tylko może i nie może, na wszystkie sposoby i zachowania broni swej „kurzej” tożsamości.
Moim ulubionym sposobem ucieczki jest ucieczka w pracę. Daję w nią dyla jak tylko coś jest na horyzoncie dużego, z czym myślę, że nie będę mógł sobie poradzić. Natychmiast się pojawiają wtedy jakieś „niezwykle ważnie i cholernie pilnie i niecierpiące zwłoki sprawy”. Sprawa, której się obawiam zostaje odłożona i pewnie myślę sobie podświadomie, że minie, przejdzie, samo przejdzie, problem zniknie…, ale on nie znika… To trochę jak z ciążą…;) nie da się jej zbagatelizować… Problem rośnie i po kilku miesiącach będzie bardzo widoczny i zazwyczaj jest tak z tym przed czym uciekamy. Może uda się czasem uciec przed jakąś formą energii, ale nie przed samą energią, bo ona przyjdzie do nas i zostawi nam tę wiadomość, nie w tej to w innej formie… Ciekawostką jest to, że im bardziej odwlekamy konfrontację tym więcej energii się gromadzi, więc będzie trudniej…, ale co tam.. W końcu takie z nas „twardziele”.
Czmycham też chętnie w chorobę. Gdy coś jest nie tak na horyzoncie często rozboli głowa, złapie przeziębienie, strucie pokarmowe. To są bardzo silne programy i nasza podświadomość nie przebiera w środkach. Widać, że niekoniecznie operuje logiką, bo w imię uniknięcia błahej sprawy, sprawy, którą później się świadomie przemyślało i wręcz się pośmiało ona potrafi rozłożyć nas na łopatki lub spowodować jakiś wypadek, awarię pociągu, samolotu… mamy naprawdę potężną moc…
Więc dalej dyla stąd! Żyjemy w apogeum epoki strachu. Potężnie nas uwarunkowano na to, aby nie być w stanie odważnie i świadomie żyć. To trochę jak z bohaterem „Truman Show” – ugruntowali go strachem, aby siedział w rodzinnym miasteczku i nie śmiał się nigdzie ruszyć… wstawiono mu do głowy smoka/strażnika… i nam też nawstawiane takich smoków całą masę.
Apropos smoków J Każdy z nas je ma. Każdy z nas rodząc się na Ziemi dostał jakieś ich stadko, aby z nimi pracować. Strzegą go one lub niszczą, zależy jak na to popatrzeć. Cały wic polega na tym, aby oswoić te smoki i zacząć na nich latać. Niezawodnie przychodzi mi tu na myśl film „Awatar” J tam oni latali na takich mini smokach… też, aby zacząć na nich latać musieli najpierw je oswoić, ujeździć – nawiązać z nimi więź. Dopiero wtedy stawali się wojownikami. Ale na samym początku te smoki chciały ich zabić – szczerze i bez skrupułów…. Podobnie jest u nas. Trzeba ujeździć swe smoki strachu… dopiero wtedy zaczniemy żyć, a nie zrobimy tego uciekając w używki, prace, zabawę, nieświadomość… życie wymaga od nas w sumie najbardziej przytomnej, odważnej uwagi i umiejętności akceptacji tego, co się widzi…, bo sami to wszystko generujemy. Negując rzeczywistość negujesz siebie samego… bojąc się jej… boisz się siebie samego… odwróćmy to w miłość… po to tu jesteśmy.