„Student nie wielbłąd, pić musi”, to tylko jedna z wielu dewiz, które musi sobie przyswoić żak, który dopiero wstępuje w szeregi akademickiego społeczeństwa.

Data dodania: 2011-05-13

Wyświetleń: 1228

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Świeżo upieczeni studenci pierwszych lat tylko przez pierwsze dni, najwytrwalsi nawet tygodnie, a prawdziwi mistrzowie miesiące, spędzają tak, jakby chcieli ich rodzice – na nauce! Stopniowo jednak przyzwyczajają się do tego, że impreza zaczyna się w czwartek, a kończy w środę następnego tygodnia. Jak wygląda życie przeciętnego polskiego studenta i co sprawia, że studenci z Erasmusa wybierają właśnie kraj nad Wisłą? O tym będzie poniżej.

Studenci rozpoczynają swoją karierę na uczelni od imprez integracyjnych, które różnią się tym od zwykłych imprez integracyjnych, że nigdy się nie kończą. Młodzież akademicka uwielbia się integrować, a że ludzi w ośrodkach kształcenia nie brakuje, to zabawa jest na całego, a jedna integracja czasem rozciąga się na całe tygodnie. Oblegane są parki, skwery i wyspy – sezon grillowy kończy się dopiero z przyjściem kilkunastostopniowym mrozów. Gruntowe przymrozki nie są jeszcze takie straszne.

Jednym z ulubionych haseł studenta przez cały rok jest „happy hours”. Pod tą tajemniczą nazwą kryje się nic innego, jak picie za pół ceny w określonych godzinach, zwykle do momentu, kiedy można jeszcze zdążyć na tramwaj...tego samego dnia. Nieistotne jest, czy zamawia się drinki z whisky, czy piramidę piwną – ceny są nie tyle niskie, co korzystne dla studenckiej kieszeni. Właściciele pubów i klubów stosują metodę kija i marchewki w różne dni tygodnia, choć najlepsze wydają się poniedziałek, wtorek i środa, kiedy student zbiera siły na czwartek, a w tak zwanym międzyczasie ma jakieś zajęcia. Powodzeniem cieszą się również darmowe shoty, które zobowiązują do wybrania tego, a nie innego lokalu i otwarte bary, czyli „alkoholu lej się strumieniami!”.

Studenci nie zdają sobie też sprawy, że nie potrafią śpiewać, co nie przeszkadza im w uczestniczeniu w imprezach karaoke. Im więcej alkoholu, tym lepiej się śpiewa, a talenty odkrywane są również przy hitach, których sami śpiewający się nie spodziewają. Im bliżej wiosny, tym częściej studenci znów wypełzają z klubów i pubów, żeby okupować wcześniej wspomniane wyspy, skwery i parki, niecierpliwie wyczekując maja. Bo maj, to nie tylko miesiąc bzów i zakochanych, ale też Juwenaliów, czyli nieprzerwanej imprezy, czasem z nagrodami, ale częściej z dobrą muzyką. Wydawać by się mogło, że to ostatnia taka wielka impreza przed sesją letnią, jednak nic bardziej mylnego. Studenci są tak wyćwiczeni, że bawią się do ostatniego dnia przed sesją, żeby potem zaszyć się na kilka dni w czeluściach stancji, czy pokojów w akademikach i zakuwać, żeby zaliczyć i zapomnieć. Czasem tylko na horyzoncie pojawia się kampania wrześniowa...

Licencja: Creative Commons
0 Ocena