Na śniadanie słoik, na obiad też, tylko większy, albo dwa, a potem deser, tarte jabłuszko albo coś innego, ale najlepiej w postaci rozpapcianej, prosto ze słoika.
Tak najczęściej wygląda menu całkiem małych małolatów. Większe małolaty przechodzą na śniadaniowe płaty, które wyglądają jak pedigripal, wielu z nich w porze lunchu wstępuje do miejsc zbiorowego żywienia Mac Donaldów czy Mac Kwaków, zakąszają chipsami, popijają colą i co najgorsze uważają, że tak jest najlepiej, najsmaczniej, bo większość tak robi.
Gerneralnie coraz więcej jemy produktów, które mają “smak i zapach identyczny z naturalnym” no chyba, że komuś się trafiła całkiem starodawna mama albo babcia.
Smaki i zapachy można też kupić, widziałam takie w sklepie z chemią gospodarczą na półce z napisem ZAPACHY ŚWIĄTECZNE. Można sobie kupić zapach jaki się chce.No nie,przesadziłam, zapachu schabowego nie było, ale będzie, napewno będzie, wspomnicie moje słowa. Tylko, że ja mam na myśli prawdziwe zapachy domowego ciasta, racuchów z jabłkami, pieczonego mięsa.... Kiedyś jak człowiek wracał ze szkoły czy pracy i zbliżał się do domu przed obiadem czy kolacją, czuł zapach. Zapach przygotowywanego posiłku i ciepło, prawdziwe ciepło, no i po tym między innymi człowiek poznawał, że na niego czekają, że go kochają. W sobotnie popołudnia roznosił się po domach zapach ciasta. Mama, babcia zawsze pamiętały, kto jaką ma ulubioną potrawę, która smakowała tylko wtedy kiedy one ją przyrządziły. Konkretne zapachy i smaki kojarzą nam się z przeszłością, dzieciństwem i konkretnymi osobami czy wydarzeniami.
A teraz jak się człowiekowi trafi nowoczesna babcia to mu pierogów nie nalepi, ciasta nie upiecze, biegnie do fitnes klubu, albo zrobić tipsy. Po prostu prawie zawsze jest zajęta, i wtedy nowoczesna mama podaje pierogi i ciasto tzw. kupne, pakowane w cynfolię, która nie przepuszcza zapachu, zresztą jakiego zapachu? No jaki zapach może mieć kupny sernik, albo makowiec?
Ja nigdy nie zapomnę zapachów z kuchni mojej babci. Jechałam do niej przez całą Polskę, ale warto było. Zapachy czuję do dziś. Mały domek składał się z jednej izby i kuchni, do której wchodziło się prosto z niewielkiej sieni. W tej sieni babcia chowała zrobiony przez siebie sernik, musiała chować bo kusił tak, że zostałby zjedzony zanim by wystygł.
Zdarzyło mi się kilka razy, że poczułam zapach sernika prawie taki sam i wielką miałam nadzieję, że to ten sam. Nigdy, niestety nigdy żaden sernik nie miał takiego smaku jak babciny. Nikt nie robi takiego sera, takiego masła i śmietany. Niczyje kury nie znoszą taaakich jaj.Babcia do wszystkiego dodawała miłości i serca. Kury były wypieszczone dobrym słowem, wykarmione dobrym, czystym ziarnem.W niedzielę zawsze był rosół, rosół z wielkimi okami o smaku, którego nie da nigdy żadna rosołowa kostka. Ten smak jest niepodrabialnym i nic go nie zastąpi.
Mam wśród przyjaciół małżeńską parę od 20 lat, zawsze jak ich odwiedzam słyszę, że żonie od tych 20 lat, mimo wielu prób i wysiłków nie udało się upiec, ukochanemu mężowi szarlotki takiej jaką piekła jego mama. Proszę zwrócić uwagę, nie chodzi o to, że udało się upiec takiej dobrej, tylko takiej. Ta żony szarlotka może być nawet lepsza, ale nigdy nie będzie taka jak ta mamina. Tak jest i już , tzn. Tak było. A co będzie dalej?
Czy nasze dzieci będą wspominać z sentymentem, że słoik gerber- indyk w potrawce u mamusi to było to. Albo, że u nikogo tak jak u mamy nie smakuje przyniesione z restauracji suszi, a w najlepszym przypadku te nieszczęsne kupne pierogi.
Ratuj się kto może.