Bez względu od wieku, gustów muzycznych, poglądów politycznych, i orientacji seksualnej.. Ten temat to, jak prawdopodobnie już się domyślacie, słodkie desery.
Przypominam sobie nasze niedawne spotkanie u Marii. Najczęściej spotykamy się u niej, bo nie ma udomowionego męża, przecudownych i niestrawnych dzieci, wpadającej teściowej pełnej dobrych intencji, sapiącego psa, czy choćby potrzebującej wody paprotki - słowem, ma wspaniałe warunki do spokojnych spotkań. A tym bardziej tych mniej spokojnych.A więc niedawno umówiłyśmy się, że tym razem darujemy sobie zdrowe jedzenie, ryby i sałatki.. i od razu przejdziemy do finału, czyli naturalnie słodkości. Każda z nas musiała nie tylko przygotować i przynieść ze sobą ulubiony deser, ale też przebrać się za niego i wyjaśnić pozostałym, z jakich powodów właśnie ten wygrał jej serce. Ale było śmiechu.. i węglowodanów!
Już samo przygotowywanie się do spotkania było przede wszystkim przyjemne. Faktycznie jest głęboka mądrość w zdaniu, że dobrze jest poświęcać czas na to, co się kocha. Prawie tydzień szykowałam ubranie i przemowę o mojej największej (pewnej!) miłości.
Nasza gospodyni zadbała o trunki (słodkie oczywiście), które pomogły nam poradzić sobie z niepokojem związanym z dzieleniem się tak intymnymi sekretami... Przypominam sobie, jak weszłam do pokoju i zobaczyłam wszystkie dziewczyny. Wydawało mi się, że się popłaczę ze śmiechu, jak zobaczyłam ich kreacje... i zastawiony stół!
W odpowiednim momencie zaczęłyśmy dzielić się naszymi sekretami i miałam okazję ujrzeć moje ukochane kobiety w całkowicie nowym świetle. A zarazem miałam poczucie, że dopiero teraz poznaję je tak naprawdę. Co za przyjemne, grupowe doświadczenie!
Uleńka cała na czarno niskim głosem oświadczyła, że nie ma na Ziemi nic lepiej działającego na zmysły od gorzkiej czekolady... Że w jej goryczy jest obietnica luksusowego świata i nieoczywistych wyborów. Aneta w jasnej, bombkowej kiecce ułożyała piosnkę ku chwale bezy, która bez pamięci jest słodka. A już szczególnie wobec... (no, zgadnijcie sami!}). Karolina z tekturową przykrywką na głowie obiecywała, że – jak mawiał Forest Gump – bombonierki są niebiańskie, bo pełne niespodzianek. A ja – ubrana na beżowo i z lampkami na głowie – agitowałam, że nie ma na Ziemi lepiej uwodzącego zapachu niż woń mojego ukochanego deseru, czyli krem brulee. I że sekunda, kiedy cukier na nim zaczyna się palić naprawdę wznieca żar w moim sercu... i nie tylko tam. Och, co to była za noc!
I pomyśleć, że mężczyźni uważają, że są nam potrzebni do rozkoszy!