Samolot linii KLM leciał z Amsterdamu na lotnisko na wyspie Gran Canaria. 248 pasażerów na pokładzie wraz z załogą. Miał wylądować nad ranem niedaleko Las Palmas. Samolot linii Pan Am z Los Angeles miał zakończyć lot również na lotnisku w Las Palmas de Gran Canaria. Było na nim wraz z załogą 396 osób. W katastrofie 61 osób ocalało, 335 osób zginęło.
Samoloty miały wylądować na Gran Canarii. Na lotnisku doszło do eksplozji ładunku wybuchowego podłożonego przez terrorystyczną, separatystyczną organizację kanaryjską, dziś już nieaktywną. Samoloty lecąca na Canarię kierowano na lotniska na sąsiednie wyspy, większość na Teneryfę. Była niedziela, w wieży kontrolnej było tylko dwóch ludzi. Ani oni, ani lotnisko samo nie byli przygotowani na przyjmowanie tak dużej liczby samolotów. Tym niemniej wszystkie przekierowane samoloty wylądowały pomyślnie. Oczekiwały do piątej po południu na zezwolenie na start na Gran Canarię, gdzie do tego czasu służby bezpieczeństwa uporządkowały port po wybuchu bomby. W międzyczasie jednak zebrała się gęsta mgła. Widoczność chwilami była bardzo niska, poniżej stu metrów. Oba samoloty kołowały na pasie startowym, przy czym samolot KLM ustawił się już do startu, podczas gdy Boeing Pan Am kołował jeszcze w kierunku czwartego zjazdu z pasa startowego, by się usunąć i umożliwić Holendrom start. I tu doszło do kilku błędów ludzkich na raz, po części zawiodły też procedury. Po pierwsze, chociaż Hispzanie w wieży mówili po angielsku, ich wymowa bywała błędnie rozumiana przez pilotów. Po drugie piloci Pan Am mieli zjechać z linii startu zjazdem trzecim, który prawdopodobnie przeoczyli i zmierzali do zjazdu numer 4. A przede wszystkim błąd popełnił pierwszy pilot KLM, który rozpoczął manewr startu zbyt wcześnie, nie wiedząc, że na pasie kołuje jeszcze samolot Pan Am. Holendrzy nie dosłyszeli lub zrozumieli błędnie, lub z powodu interferencji w ogóle do nich nie dotarła wiadomość, że mają jeszcze czekać na zezwolenie na start. Pilot podjął decyzję o starcie mimo, że drugi pilot zwrócił mu uwagę, iż nie dostali jasnego komunikatu. Ruszył. Zabrakło siedmiu metrów. Gdy ujrzeli na kilka sekund przed zderzeń sylwetkę drugiego Jumbo dodali gazu i poderwali maszynę. Podwozie i silniki zawadziły i zerwały dach z kadłuba samolotu Pan Am. Kilkaset metrów dalej KLM runął na ziemię i stanął w płomieniach. W wieży kontrolnej słychać było wybuch, ale z powodu mgły nic nie było widać. Akcja ratownicza z powodu mgły trwała wolno. Dopiero po 20 minutach gaszenia KLM zdano sobie sprawę, że drugi samolot też jest w ogniu. W samolocie KLM zginęli wszyscy, w samolocie Pan Am uratowało się 61 ludzi.
Wnioski? Zmieniono liczne procedury, dziś taka sytuacja nie może mieć miejsca. Ludzie są jednak omylni, zarówno piloci, jak i ludzie na wieży kontrolnej. Czy połączenie dwóch błędów było przyczyną katastrofy smoleńskiej? Dziś tego jeszcze nie wiemy. Z mgły wyłaniają się niewyraźne obrazy. Gdy piszę ten tekst żadne ze śledztw nie zostało jeszcze zakończone.