Ściąganie od lat wzbudza kontrowersje w środowisku nauczycieli, rodziców i samych uczniów - zwłaszcza tych, którzy sumiennie przygotowują się do egzaminów sprawdzających ich kompetencje, kartkówek i testów. Ostatnio furorę robią ściągi na telefon.

Data dodania: 2010-07-02

Wyświetleń: 2506

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Co jest z tym ściąganiem, że tak ekscytuje nasze pokolenie? Czy chodzi o to, że faktycznie obowiązkiem każdego z nas jest pilna nauka, łykanie tomów literatury i uczenie się wzorów, które w rzeczywistości po-szkolnej pewnie nam się nie przydadzą? A może to raczej strach przed tym, że ściąganie rozwija i staje się czymś w rodzaju życiowej edukacji? Bo przecież ściągę trzeba zrobić, gdzieś znaleźć, skądś przepisać, albo zainstalować. To wszystko wymaga czasu i swojego rodzaju wiedzy.

Trudno jednoznacznie powiedzieć, czy ściąganie jest dobre czy złe. Popularne ostatnio ściągi na telefon są bardziej narzędziami wspomagającymi naukę niż rzeczywiście służące pomaganiu sobie na trwającym egzaminie. Weźmy np. słowniki polsko-angielskie online, czy naukę hiszpańskich słówek przez telefon. Na egzaminie raczej nie wyjmiemy telefonu w poszukiwaniu skomplikowanych wyjaśnień. Za to skorzystamy z niego w czasie lekcji, szybko odszukamy potrzebną wiadomość językową na zagranicznych wakacjach czy dogadamy się z obcokrajowcami, na których się właśnie natknęliśmy.

Łatwo zauważyć więc, że ściągnie ma tutaj dwa zupełnie inne wymiary - jest sposobem na lepsze zorientowanie się, szybkie dotarcie do informacji i ekspresową reakcję w trudnych sytuacjach. Więc raczej praktyczna edukacja, niż moda na lenistwo czy niechęć do uczenia się słownika na pamięć.

Trudno też dziwić się uczniom - którzy otoczeni przez szereg obecnych ułatwień, elektronicznych narzędzi, czy internetowej wiedzy dostępnej na wyciągniecie ręki - tracą chęć do nauki. Szkoda im po prostu czasu.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena