Coraz więcej programów i przepisów normujących usuwanie azbestu pojawia się w Polsce, problem tylko w tym, że nie zawsze ilość oznacza jakość.
Warto wspomnieć chociażby o ustawie, która miała zdefiniować jak usuwany powinien być azbest. W przypadku tej ustawy doszło do tego, że opis urządzania, które azbest może usuwać był tak skonstruowany, że spełniać go może tylko jedna firma z Wrocławia...
Drugim elementem, który zaburzył proces usuwania, była likwidacja gminnych funduszy budżetowych na rzecz środowiska. Właśnie z nich osoby fizyczne mogły otrzymywać wsparcie na usuwanie eternitu z dachów. Likwidacja tych funduszy spowodowała, że pieniądze zostały przekazane gmino i chociaż są, to nie mogą być wypłacane podmiotom prywatnym, ponieważ nie realizuje to przesłanek użyteczności publicznej, a brak tej przesłanki co z kolei kłóci się z ustawą o samorządzie gminnym.
Tego typu „regulacje” powodują, że ilość usuwanego i utylizowanego azbestu wciąż jest niewystarczająca w stosunku do tego ile azbestu wciąż znajduje się w budynkach. Nieefektywność i nieporadność rządzących w kwestii azbestu bierze się zapewne z odległego teoretycznie terminu, w którym an terenie Polski nie ma być już niezabezpieczonego azbestu. Termin to 31 grudnia 2032.
Choć data wygląda na bardzo odległą, to specjaliści alarmują już teraz, ze tempo, w którym azbest jest usuwany jest zdecydowanie zbyt niski. Gdyby się utrzymało takie tempo jak w latach 2003-2009 to nie mielibyśmy szans na zrealizowanie programu w określonych ramach czasowych. A to z kolei wiązałoby się z ogromnymi karami nałożonymi na polską gospodarkę za niewywiązanie się z Narodowego Programu Przygotowania do Członkostwa w Unii Europejskiej.
Problem wydaje się w pewnym sensie zamiatany pod dywan i pewnie wyłoni się dopiero za kilkanaście lat, gdy nie będzie już czasu na efektywne działania. Azbest w Polsce pozostanie, a w zamian otrzymamy kłótnie polityczne o odpowiedzialność i ogromne kary finansowe.