Obszerny zapis wywiadu na temat praktycznego wykorzystania zasad rządzących pracą naszego umysłu w codziennych edukacyjnych zmaganiach.

Data dodania: 2007-08-15

Wyświetleń: 6088

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Gdy porównujemy wymogi szkolne z naszych czasów z materiałem do nauki, jaki mają dziś nasze dzieci, ogarnia nas współczucie. Dzieci i młodzież wchłaniają w siebie masę informacji i często dzieje się to kosztem ogromnej ilości czasu i energii. Nie musimy jednak patrzeć bezradnie na ich zmagania - możemy im pomóc, pokazując im przeróżne pomocne strategie i techniki, które sprawią, że nauka zajmie im mniej czasu, a przy tym będzie skuteczna i ... przyjemna.

Jak to zrobić? Zagadnęłam o to Pawła Sygnowskiego, specjalizującego się w zgłębianiu i praktykowaniu metod efektywnego wykorzystywania umysłu.

Rozmowa z Pawłem Sygnowskim
rozmawia: Jolanta Gajda


JG: Jesteś autorem wielu świetnych publikacji na temat skutecznych metod uczenia się, szybkiego czytania i zapamiętywania. Twoje ebooki cieszą się dużą popularnością i trafiają niejednokrotnie na listę bestsellerów wydawnictwa Złote Myśli. Skąd się wzięło u Ciebie zainteresowanie tą stosunkowo nową dla Polaków tematyką?


PS: Mówiąc krótko: ze szkoły. Generalnie nie miałem nigdy z nauką większych problemów. Jednak naprawdę imponował mi jeden z moich kolegów, który był zdecydowanie najlepszym uczniem nie tylko w naszej klasie, ale także w całej szkole podstawowej. Zaprzyjaźniłem się z nim i pewnego razu, przy okazji wizyty w jego domu, wspomniał mi ogólnie o istnieniu jakichś sposobów i technik, które on wykorzystywał w trakcie nauki i twierdził, że to właśnie dzięki nim jest tak dobrym uczniem. Siłą rzeczy zainteresowało mnie to i chciałem uzyskać więcej szczegółów, ale los chciał, że właśnie wtedy przeprowadził się do innego miasta i mój kontakt z nim się definitywnie urwał.

Nie posiadałem w tamtym czasie własnego komputera, więc korzystałem ze szkolnego na lekcjach informatyki, usiłując znaleźć jakieś informacje. Niestety musiałem się ograniczyć tylko do polskojęzycznych stron (z angielskim byłem wtedy na bakier), więc to, co znalazłem było tandetne, nazbyt ogólnikowe i wyjątkowo ciężkostrawne - słowem: szalenie niskiej jakości. Nic też mi nie dały wizyty w pobliskich bibliotekach, które albo nie dysponowały publikacjami na interesujący mnie temat, albo posiadały jedynie "cegły", czyli opasłe tomy, pisane suchym językiem, traktujące o teoretycznych aspektach funkcjonowania naszej pamięci oraz ewentualnie zawierające opis poszczególnych doświadczeń i eksperymentów. Lektura takich pozycji kompletnie nic mi nie dała.

W związku z powyższym zarzuciłem temat, po czym wróciłem do niego w czasach liceum, gdzie nauki było potwornie dużo, a czasu i chęci do jej opanowania szalenie mało. Materiał szkolny był dla mnie często nudny, suchy i mało praktyczny, więc poświęcanie tak dużej ilości czasu na jego przyswajanie uważałem za bezsensowne. Jednak zależało mi na tym, aby ukończyć liceum nie tylko dzięki wspaniałomyślności nauczycieli, ale po prostu posiadać wysokie oceny i zawdzięczać to tylko i wyłącznie samemu sobie.

Miałem wtedy już własny komputer z dostępem do Internetu. Znalazłem człowieka, który prowadził własny serwis oraz newsletter na interesujący mnie temat. Szybko nawiązałem z nim współpracę, zostając redaktorem jednego z działów w jego serwisie i dalej to już potoczyło się samo - zająłem się tym zawodowo.

Podsumowując: chodziło mi po prostu o znalezienie sposobu na to, by całą tę naukę, która pochłaniała mnóstwo cennego czasu, załatwić szybko, sprawnie i możliwie bezboleśnie, aby móc znaleźć czas na to, co mnie wówczas naprawdę interesowało.


JG: - No właśnie - często jest tak, że uczniowie - bez względu na wiek - traktują naukę jako coś nudnego i uciążliwego. Czują się sfrustrowani, bo osiągane przez nich efekty są często niezadowalające i niewspółmierne do włożonego wysiłku i czasu. Dlatego coraz częściej mówi się o tym, że obecny system edukacyjny jest przestarzały. Szkoła, zalewając dzieci i młodzież ogromną masą informacji, zupełnie nie uczy ich tego, jak sobie z tym ogromem nowej wiedzy radzić. Jakie są Twoim zdaniem najpoważniejsze błędy w standardowych, dotychczas stosowanych sposobach nauki?


PS: Zacznijmy od sprecyzowania tego, co to właściwie są standardowe metody nauki? Problem polega na tym, że nie ma takich metod. Bo czy ktoś uczy w szkole tego, jak należy się uczyć? Nikt. Już w szkole podstawowej (a nawet w przedszkolu) cała nauka przez duże "N" zaczyna się od tego, że nauczyciel przerabia określony temat, według określonego programu. Od razu, bez zbędnych wstępów.

Zauważ, że nauka naszych dzieci nie zaczyna się od przekazania im istotnych informacji odnośnie sposobu pracy naszego umysłu oraz jego praktycznego wykorzystania do zdobywania wiedzy. Nikt im nie mówi, jak mają się uczyć. Zamiast tego są od razu puszczane na głęboką wodę. Nic dziwnego, że tak szybko toną, zalewane ogromem informacji, które muszą w większym lub mniejszym stopniu sobie przyswoić. A tego przecież nie potrafią, bo zazwyczaj nie wiedzą, jak w ogóle się za to zabrać. Zaczynają chować się w swojej własnej muszli, zamykając się na nowe informacje. Budzi się w nich lęk, a tym samym utrwalają w sobie fałszywe wyobrażenia o szkole, nauce, ich własnych zdolnościach umysłowych. Stąd potem takie komentarze, jak: "szkoła jest nudna", "nauka jest trudna i nic nie daje", "jestem głupi", "nie potrafię się tego nauczyć", itd.

Pójdźmy jednak dalej, bo oto można dojść do wniosku, że to sama szkoła wytwarza u swoich uczniów pewne negatywne wzorce tego, jak należy się uczyć.

O co dokładnie chodzi? Otóż nauczyciel generalnie robi swoje, czyli przerabia z uczniami materiał według programu Ministerstwa Edukacji i od czasu do czasu sprawdza jego znajomość. Jak to robi? Odpytuje ustnie, robi kartkówki, różnego rodzaju sprawdziany i testy.

Czego uczą się uczniowie, będąc odpytywani w ten sposób? Przede wszystkim tego, że istnieje tylko jedna prawidłowa odpowiedź na zadane pytanie. Jaka? Dokładnie taka, jaka została sformułowana w podręczniku szkolnym lub taka, którą podyktował do zeszytu nauczyciel. A skoro istnieje tylko jedna prawidłowa odpowiedź, to wystarczy dokładnie nauczyć się na pamięć tego określonego materiału i po sprawie.

Właśnie uczenie się na pamięć możemy nazwać standardową metodą nauki.

Warto uświadomić sobie, że to, co popularnie nazywamy "kuciem", jest szalenie nudne, monotonne i ma tę ciekawą właściwość, że niejako wyłącza czy usypia nasz mózg. Wtedy już nie zastanawiamy się nad tym, czego właściwie się uczymy i o co chodzi w danym temacie, ale uczymy się "jak leci", czyli zawalamy naszą pamięć mnóstwem zupełnie abstrakcyjnych, niezrozumiałych i często bezsensownych naszym zdaniem informacji. Nasz umysł nie może w żaden sposób odnieść tychże informacji do tego, co już wiemy i nie potrafi dostrzec dla nich jakiegoś praktycznego zastosowania, więc nie widzi sensu w tym, by w ogóle je zapamiętywać. Dla niego są to po prostu oderwane od siebie treści. Nic też dziwnego, że umysł broni się przed ich przyswojeniem, co dla nas automatycznie oznacza ogromne trudności z nauczeniem się nowego materiału. To z kolei sprawia, że nauka zaczyna być postrzegana jako nudna, trudna, niepraktyczna i pozbawiona sensu.

Czyż można się wobec tego dziwić, że tak szalenie popularne jest uczenie się według schematu "3 Z", czyli zakuć, zdać, zapomnieć? Takie podejście sprawia, że ktoś, kto uczy się kilkanaście dobrych lat, po zakończeniu całej formalnej edukacji może niewiele wiedzieć czy pamiętać z tego, czego się uczył. Pozostanie mu jedynie wspomnienie całej masy zaliczonych sprawdzianów, testów i egzaminów, ale czy o to właśnie chodzi w uczeniu się? Absolutnie nie. Może właśnie dlatego mamy w Polsce stosunkowo mało naprawdę wykształconych osób, a za to całą masę magistrów, którzy nie zawsze mogą się pochwalić konkretną wiedzą. i może dlatego, między innymi, wielu z nich ma poważne trudności z odnalezieniem swojego miejsca w aktualnej rzeczywistości.

Podsumowując: jakie są wady nauki na pamięć?

Po pierwsze: taka nauka nie pobudza szarych komórek do myślenia i ruchu. Nie stawia pytań, nie sprawia, że się nad czymś zastanawiamy (np. dlaczego to jest tak, a nie na odwrót?). Jest monotonna i nudna, a nasz umysł nie znosi monotonii i robienia stale tego samego.

Uczenie się na pamięć to nic innego jak przyswajanie oderwanych od siebie zrębów informacji z przeróżnych dziedzin. Dla naszego umysłu, to wszystko jest jak czarna dziura: nie wiadomo, o co w tym wszystkim chodzi, a nowe informacje ciągle napływają.

"Kucie" angażuje w 99% tylko naszą lewą półkulę, przez co nie możemy skorzystać z dobroczynnego efektu pracy obu półkul jednocześnie. Taka nauka jest bardzo wyczerpująca - stąd nasze trudności z koncentracją i potrzeba robienia częstych przerw, które jeszcze bardziej wydłużają proces nauki.

Co więcej, twój umysł nie rozumie, dlaczego ma sobie przyswajać te wszystkie informacje, nie widzi ich praktycznego zastosowania. Dla niego to są zwykłe informacyjne śmieci i tak też je traktuje.

Czyż trzeba wymieniać dalej?


JG: - Powiedziałeś, że rozpoczynając naukę najpierw powinniśmy się dowiedzieć, JAK się uczyć. Wiele interesujących informacji na ten temat znalazłam w Twoich publikacjach. Przykładem jest chociażby „Szybka nauka dla wytrwałych", gdzie podajesz cały szereg ciekawych i praktycznych wskazówek na temat efektywnego wykorzystywania naszego umysłu. Oczywiście nie jesteśmy w stanie omówić ich tutaj wszystkich. Może jednak zdradziłbyś kilka sposobów na to, co robić, by mózg przyswajał nowe informacje szybko i skutecznie?


PS: Cała nauka - że tak to nazwę - o sztuce uczenia się stanowi określoną całość. Na nią składają się poszczególne techniki, metody i zasady postępowania, które nie tylko ułatwiają uczenie się czegoś nowego, ale także przydają się ogólnie w życiu.

Nie można jednak koncentrować się na pojedynczym elemencie tego systemu, na pojedynczej technice, metodzie czy zasadzie, gdyż to tylko przysłoni nam obraz całości, który jest niezwykle ważny, jeśli nauka ma być skuteczna. Trzeba podejść do tematu bardziej globalnie, spojrzeć na naukę jako na proces, który wymaga odpowiedniej strategii.

Strategia to nic innego, jak planowanie - nakreślenie w ogólnych zarysach kolejnych etapów działania, ze skoncentrowaniem się na celach, które chcemy osiągnąć. Strategia uczenia się to ustalanie tego, co i dlaczego chcemy/musimy sobie przyswoić oraz jak to zrobić najlepiej.

Weźmy dla przykładu naukę w szkole. Pierwszym krokiem powinno być zawsze odpowiedzenie sobie na pytanie, DLACZEGO uczymy się określonego przedmiotu. To, w dalszej kolejności, pozwoli zdecydować o tym, JAK się go uczyć.

Zdarza się tak, że dany przedmiot po prostu lubimy, jest on dla nas interesujący, ciekawy, życiowy, praktyczny. Dlatego też chcemy zdobywać coraz więcej informacji w jego obrębie. Ale bywa też tak, że jakiś przedmiot jest przysłowiową "kulą u nogi". Zupełnie nas nie interesuje, jest nudny, niepraktyczny i wydaje się być do niczego niepotrzebny. W każdym z tych przypadków podejdziemy do nauki inaczej.

Jeśli ktoś uczy się tylko po to, by zaliczyć test, to na pewno nie potrzebuje wiedzieć i umieć wszystkiego. Jeśli natomiast uczy się, bo jest ciekaw i chce wiedzieć więcej, to będzie szukać informacji i zdobywać wiedzę nie oglądając się na wymogi nauczyciela, czy program nauki danego przedmiotu.

Motywacja do nauki może być jeszcze inna - uczeń chciałby na przykład dostać ocenę bardzo dobrą, czy nawet celującą. Ale tutaj - uwaga.

Trzeba pamiętać, że każda ocena jest subiektywna. Nie chodzi wcale o to, czy Ty UMIESZ na ocenę "bardzo dobry", czy "celujący", ale o to, by PRZEKONAĆ NAUCZYCIELA danego przedmiotu, że na taką ocenę zasługujesz. A to jest istotna różnica.

W takim przypadku trzeba najpierw ustalić, co jest ważne dla nauczyciela, czego on wymaga i oczekuje, a potem dopiero uczyć się pod kątem tych właśnie wytycznych. Jak to ustalić? Zwykle wystarczy poobserwować, w jaki sposób nauczyciel omawia określony temat, na czym się koncentruje, a najlepiej jest go po prostu bezpośrednio o to zapytać.

Jak więc widać z przytoczonych przykładów, cele nauki mogą być różne. Ale dopiero znając ten cel oraz posiadając świadomość tego, czego tak naprawdę trzeba się wyuczyć, można przystąpić do wyboru metody czy techniki, dzięki której w przyjemny sposób trwale lub mniej trwale nauczysz się tego, czego potrzebujesz.


JG: W przyjemny sposób nauczysz się tego, czego potrzebujesz? - to dla niektórych zabrzmi pewnie jak bajka :). A wszystko zależy przecież od doboru metody. Czy mógłbyś podać przykład techniki, która jest przyjemna, a jednocześnie skuteczna?


PS: Jak najbardziej - chociażby Metoda Łańcuchowa. Jest to najprostsza, ale jednocześnie szalenie skuteczna mnemotechnika z prawdziwego zdarzenia. Służy głównie do zapamiętywania różnych informacji umieszczonych w postaci szeregu (łańcucha) - przy czym zupełnie obojętne jest, czy informacje te są w jakiś logiczny sposób powiązane ze sobą, czy też nie.

Poszczególne elementy do zapamiętania należy za pomocą skojarzeń połączyć w określoną całość (kojarząc każdy element danego szeregu z następnym), czyli w barwną historyjkę, na którą składają się wszystkie poszczególne skojarzenia.

Zilustruję to na przykładzie. Wyobraź sobie, że przygotowałaś listę rzeczy do kupienia, którą chciałabyś zapamiętać. Do tego idealnie nadaje się właśnie metoda łańcuchowa, gdyż poszczególne pozycje tej listy tworzą coś na kształt łańcucha.

Załóżmy, że lista zakupów do zapamiętania wygląda następująco:

- mleko
- makaron
- monitor
- kufel do piwa
- czapeczka
- grill

Jak to zapamiętać? Wystarczy połączyć wszystkie elementy w jakąś historyjkę. Dużym problemem może okazać się zapamiętanie pierwszego elementu łańcucha, jako że to od niego dopiero powstają wszystkie kolejne skojarzenia. Aby ten problem wyeliminować wystarczy powiązać go jakoś z samym sobą.


JG: Mógłbyś podać przykład takiej historyjki?


PS: Oczywiście. Wyobraź sobie, jak wychodzisz z domu, obładowana pustymi torbami na zakupy i udajesz się prosto na wieś do gospodarza, którym jest zwykła krowa. Płacisz jej za mleko i przechodzisz do mleczarni, gdzie zamiast krów znajdują się... ludzie. Doisz jednego z nich i ze swoim mlekiem odchodzisz stamtąd po angielsku. W drodze do domu mija Cię jadący makaron, który rozrzuca dookoła ciężarówki. Uchylasz się przed jedną lecącą prosto na Ciebie i jednocześnie polewasz pędzący makaron odrobiną mleka. To sprawia, że makaron nieruchomieje, a Ty spokojnie ładujesz go do swojej torby.

Zadowolona, przechodzisz obok sklepu komputerowego, gdzie banda dzieciaków rozbija nowiuśkie monitory o głowy przechodniów. Łup - dostajesz jednym z nich. Na szczęście zarówno głowa, jak i monitor wytrzymują tę próbę i wychodzą ze zderzenia bez szwanku ;). Nie namyślając się długo, pakujesz monitor do plecaka. Ten jednak w międzyczasie się włączył i z jego ekranu poleciały na ulicę kufle do piwa, roztrzaskując się o bruk. Aby ratować sytuację zdzierasz z głowy jednego z dzieciaków czapkę, zakrywasz nią monitor i wszystko razem pakujesz do plecaka.

Uff - nagle zrobiło Ci się szalenie gorąco. Patrzysz do góry i spostrzegasz, że przypadkowo znalazłaś się na ogromnym grillu olbrzymów. Jeden z nich wziął Cię za smakowity kąsek i nałożył sobie na talerz. Nic nie pomagają twoje krzyki. Olbrzym ze smakiem zjada Cię razem ze wszystkimi sprawunkami.


JG: No, muszę przyznać, że ta cała historia przyprawiła mnie o lekkie dreszcze :).


PS: I o to chodzi - im bardziej dziwna i absurdalna będzie opowieść, tym lepiej zostanie zapamiętana. Po wymyśleniu podobnej historyjki, można ją sobie jeszcze raz odtworzyć na ekranie swojego umysłu, wypisując jednocześnie poszczególne pozycje listy zakupów. Jeśli pamiętasz wszystkie elementy w odpowiedniej kolejności, to świetnie. Jeśli nie, to należy się cofnąć do tego fragmentu, w którym pojawił się zapomniany element i wzmocnić zaprezentowane tam skojarzenie poprzez chociażby dodanie większej ilości szczegółów.

Jeśli ktoś nigdy nie miał do czynienia z tą metodą, to wymyślona tu historyjka może mu się wydać głupia i trudna do wyobrażenia. Jest to jednak tylko kwestia odpowiedniej ilości ćwiczeń i oswojenia się z tą techniką. Warto podkreślić, że każdy powinien tworzyć swoje własne skojarzenia - te wykorzystane przeze mnie należy potraktować jedynie jako swoisty drogowskaz na drodze do tworzenia własnych obrazów.

Wymyślając podobne opowieści, trzeba jedynie pamiętać o paru istotnych punktach:

- akcja - im więcej się dzieje, tym lepiej. Jeśli doisz krowę - człowieka, to może on (lub ono:) ) gryźć, kopać, smagać cię swoim ogonem itp. Byle co, byle się tylko coś działo.

- ilość - w mleczarni nie ma dwóch, czy trzydziestu krów, ale trzysta miliardów.

- wielkość - kufel do piwa nie był standardowej wielkości, ale tak wielki, że zakrywał całe miasto.

- zamiana - wyobraź sobie coś zamiast czegoś, albo w miejsce tego czegoś. Zamiast gospodarza jest krowa, zamiast krowy jest człowiek.

- synestezja - skojarzenie powinno odwoływać się do jak największej ilości zmysłów. Krowa człowiek nie tylko cię gryzie (dotyk), ale także wydziela obrzydliwy zapach (węch), przeklina (słuch) i wygląda jakby była w stanie postępującego rozkładu (wzrok).

Wykorzystując powyższe zasady (wszystkie lub niektóre), szybko można nabrać wprawy w tworzeniu własnych skutecznych skojarzeń.

Są jeszcze inne możliwości wykorzystania tej metody - zainteresowanych odsyłam do moich publikacji czy innej literatury na ten temat. Co najważniejsze, ta mnemotechnika daje nieograniczone możliwości zapamiętania dowolnego szeregu elementów na tak długo, jak chcesz - bez względu na to, czy to będzie lista 6 - ciu przedmiotów, 20 - tu czy 50 - ciu. W miarę upływu czasu wszystkie skojarzenia okażą się zupełnie niepotrzebne, a zapamiętany szereg elementów stanie się cząstką twojej wiedzy, do której masz nieograniczony dostęp - kiedy tylko potrzebujesz.


JG: Myślę, że metoda łańcuchowa, o której opowiedziałeś, świetnie nadaje się nawet dla małych dzieci. Ich bogata wyobraźnia szybko poradzi sobie z wymyśleniem odpowiednich powiązań pomiędzy poszczególnymi elementami listy. Samo znajdywanie skojarzeń wywoła na pewno mnóstwo śmiechu i będzie wspaniałą zabawą dla całej rodziny.
A co mógłbyś doradzić osobom, które uczą się języka obcego i mają problem z przyswojeniem sobie dużej ilości słówek?


PS: Wiele o metodach pomocnych w nauce słówek pisałem w swoich ebookach „Angielskie słówka”, „Niemieckie słówka”, „Hiszpańskie słówka” oraz „Włoskie słówka” , gdzie można znaleźć dokładne wskazówki na temat tego, co robić, by obco brzmiące słowa wchodziły nam do głowy szybko i bez większego wysiłku. Nie będę się więc tutaj powtarzał.

Opiszę natomiast skrótowo dwie metody nauki dowolnego języka obcego, które są proste, w miarę łatwe i skuteczne, co przetestowałem na własnej skórze.

Pierwsza to metoda stworzona przez znanego głównie z odkrycia starożytnej Troji, Niemca - Henryka Schliemanna, który także był politologiem własnego chowu. Samodzielnie nauczył się kilkunastu języków, w tym m.in. polskiego oraz arabskiego. Co ciekawe, tych języków uczył się zadziwiająco szybko ze średnią prędkością około jednego nowego języka na rok.

Jak to zrobił? Pomijając sprawę pewnego talentu oraz naturalnych predyspozycji do nauki języków obcych cała jego nauka daje się sprowadzić do następującej instrukcji:

- bardzo dużo słuchać języka, którego chcemy się nauczyć,

- jeszcze więcej czytać w tym języku,

- codziennie pisać samodzielnie wypracowania na dowolne, wymyślone tematy,

- dawać swoje wypracowania do sprawdzenia nauczycielowi, który poprawi ewentualne błędy formalne w piśmie i mowie,

- poprawionej pracy (już bez błędów) nauczyć się na pamięć i na następny dzień "wyrecytować" nauczycielowi z pamięci bez korzystania z jakichkolwiek pomocy.

I to wszystko.

Wcześniej mówiliśmy, że uczenie się na pamięć jest dla celów szkolnych szkodliwe. W tym przypadku jednak, uczenie się przygotowanych przez siebie i poprawionych wypracowań daje nam spore korzyści: gotowy warsztat słówek, zdań, fraz, wypowiedzi itp.

W czasie rozmowy w obcym języku nasz umysł sam będzie nam podsuwał określone słówka, zdania pasujące do naszej wypowiedzi, a będzie je czerpał z naszego pamięciowego warsztatu.

Nie istnieje żadne naukowe opracowanie tej metody, nie spotkałem się także z żadną szkołą językową, która ją stosuje. Nie ulega jednak wątpliwości, że jest to metoda bardzo czasochłonna i kosztowna (choćby ten nauczyciel), wymaga mnóstwa wysiłku, ale jest piekielnie skuteczna. Polecam.

Teraz o drugiej metodzie, która także pochodzi zza naszej zachodniej granicy. Za jej twórcę uznaje się panią Verę Birkenbihl. Jej metoda składa się z trzech następujących punktów:

1.Dekodowanie.

Na początek musimy sobie przygotować dowolny tekst w języku, którego się uczymy. Najlepiej, jeśli to będzie dialog na określony temat.

W tym punkcie naszym zadaniem jest przetłumaczenie słowo w słowo tego tekstu na język polski. Należy korzystać z różnych tłumaczy oraz słowników. Gotowe tłumaczenie powinno wyglądać mniej więcej tak:

I am smart.

Ja jestem sprytny.


2.Słuchanie aktywne.

Potrzebne nam jest także nagranie tekstu w języku obcym. W tym punkcie słuchamy nagrania i jednocześnie czytamy jego polskie tłumaczenie, które sporządziliśmy wcześniej.


3.Słuchanie bierne.

Wykonujemy dowolną czynność, a jednocześnie słuchamy nagranego tekstu obcojęzycznego. Nie chodzi tutaj, aby go słuchać aktywnie, świadomie. Niech on po prostu rozbrzmiewa w tle, na tyle cicho, żeby coś słyszeć, ale żeby nas to nie rozpraszało.

To wszystko odnośnie tej metody.

Jakie ona daje korzyści?

- zawsze rozumiemy niemalże 100% tego, o co chodzi w danym tekście (zdarzają się zwroty trudne do przetłumaczenia, albo zwroty których w ogóle nie można przetłumaczyć - stąd te niemalże 100%),

- osłuchujemy się z brzmieniem poszczególnych słów oraz zwrotów, a jednocześnie wiążemy dany dźwięk z określonym znaczeniem (tak robią też małe dzieci: najpierw słyszą dźwięk, a potem uczą się co on oznacza). Wiązanie brzmienia ze znaczeniem zawsze dokonuje się w pewnym kontekście, czyli nie jest to coś oderwanego od siebie.,

- transportujemy do naszej podświadomości melodię oraz intonację języka, co potem zaprocentuje, przy mówieniu oraz czytaniu w tym języku.

Więcej na temat samej metody w książce autorki pt. „Jak szybko i łatwo nauczyć się języka”.

Zaprezentowana metoda ma jedną wadę - może być trudno znaleźć odpowiednie materiały do jej zastosowania (przypominam - nie wystarczy sam tekst, ale potrzebne jest także jego nagranie). To faktycznie jest problem, ale od czego mamy Internet.

Pod tym adresem znajdziemy codziennie (od poniedziałku do piątku) właśnie to co trzeba :). A więc nagrany tekst w języku angielskim w formie dialogu (z wprowadzeniem do tematu dialogu, a także jego podsumowaniem lub krótkim komentarzem), a także jego autentyczne nagranie. Jedynie w czwartki zamiast dialogu, mamy .... - dalej nie zdradzę. Sprawdzenie tego pozostawiam ciekawskim :).

Dostępne są także podobne nagrania dla innych języków.


JG: Mówiliśmy tutaj o różnych skutecznych technikach, które są pomocne w nauce i zapamiętywaniu. Tak naprawdę jednak proces nauki zaczyna się od momentu, kiedy uczeń sięga po podręcznik i zaczyna czytać zadany mu materiał. Czytanie to bardzo ważna umiejętność, gdyż pozwala nam na poszerzanie swojej wiedzy i zdobywanie kolejnych umiejętności, więc warto mu poświęcić trochę uwagi. Ostatnio coraz większe zainteresowanie wzbudza tzw. szybkie czytanie. Co się właściwie kryje pod tym pojęciem i czy poleciłbyś uczniom taką metodę czytania?


PS: O szybkim czytaniu krąży wiele fałszywych mitów i poglądów.

Po pierwsze należy z całą mocą powiedzieć, że szybkie czytanie nie jest rozwiązaniem wszystkich możliwych problemów z dowolną formą nauki. Po drugie, szybkie czytanie nie jest przeznaczone dla wszystkich.

Aby dobrze to zrozumieć, zacznijmy od określenia, czym szybkie czytanie właściwie jest. Szybkie czytanie, to nic innego, jak forma/sposób odbioru drukowanej informacji. Pod wyrazem odbiór kryją się następujące czynności:

- znalezienie określonej informacji,

- przyswojenie jej,

- zapamiętanie.

Aby w ogóle szybkie czytanie miało jakiś sens należy dobrze określić CEL czytania danego tekstu. Wbrew pozorom takie cele mogą być zupełnie różne, np.:

- znalezienie odpowiedzi na określone pytanie,

- znalezienie określonej informacji (np. pewnej liczby, nazwiska, cytatu itp.),

- nabycie ogólnego rozeznania w danym temacie,
czytanie dla przyjemności.

Nie są to wszystkie możliwe cele czytania, ale te najpopularniejsze. Dwa pierwsze z nich nadają się do szybkiego czytania. Trzeci cel - warunkowo. Ostatni - absolutnie nie.

Dlaczego?

- wiedząc jakiej informacji szukamy, będziemy starali się ustalić, gdzie właściwie możemy ją znaleźć. Nie chodzi tutaj tylko o znalezienie odpowiedniej pozycji książkowej, ale przede wszystkim przeszukanie określonych rozdziałów czy fragmentów zawierających (najprawdopodobniej) poszukiwane przez nas informacje,

- wiadomo z góry, że poza poszukiwanymi przez nas informacjami, nie interesuje nas cała reszta, nie ma więc potrzeby czytać całej książki,

- jeśli szukamy konkretnej informacji (w postaci liczby, określenia itp.) nie ma nawet potrzeby czytania treści danego rozdziału; wystarczy prześlizgiwanie się po tekście,

- niekiedy wystarczy przejrzeć sam indeks, aby znaleźć to, czego szukamy,

- podstawą jest analiza spisu treści oraz ewentualnych komentarzy do poszczególnych rozdziałów zwykle zawierających streszczenie jego zawartości.

Wierz lub nie, ale takie dziwne czytanie, to właśnie jest szybkie czytanie. Zauważ, że można to także porównać do aktywnej pracy z tekstem, gdzie nie "poruszamy się" po danym tekście tak, jakby prawdopodobnie oczekiwał tego jego autor, ale podporządkowujemy jego strukturę naszym celom.

Innymi słowy, chodzi tu o nic innego, jak tylko ustalenie czego szukamy, dokonanie odpowiedniej analizy źródła oraz dotarcie do potrzebnej informacji. Całą resztę możemy zignorować.

Podstawą jest dokładne i konkretne określenie czego chcemy, czego potrzebujemy, a to wcale nie jest takie proste, jak by się mogło wydawać.

Dlatego też, jeśli chcemy coś przeczytać, aby zdobyć ogólną orientację w danym temacie, lub dla czystej przyjemności, to szybkie czytanie nie jest nam do niczego potrzebne, a nawet może nam zaszkodzić.

Szybkie czytanie, to szukanie i analizowanie. Nie ma tutaj miejsca na zachwycanie się nad stylem, językiem danego tekstu. Nie ma miejsca na "wczuwanie się" w tekst. Dla takich celów i przeżyć właściwy jest nasz dotychczasowy sposób czytania, czyli ten który znamy ze szkoły, a który daje się sprowadzić do następującego schematu:

znajomość liter/głosek - znajomość sylab - znajomość wyrazów - znajomość zdań.

Pamiętasz jak uczono Cię czytania? Najpierw poznawałaś litery, potem uczyłaś się sylab, a w dalszej kolejności składania z nich wyrazów. No i w końcu przychodził czas na pełne zdania. Taki sposób czytania jest wolny i mało efektywny w czasie poszukiwania konkretnej informacji, ale dzięki niemu:

- możemy zachwycać się literackimi walorami danego tekstu,

- nic lub zgoła nic nam nie umknie, bo przeczytamy wszystko z określonym stopniem koncentracji.

Nie ulega jednak wątpliwości, że większość pracy zawodowej polega na umiejętności szybkiego wyszukiwania oraz przyswajania nowych informacji i w takim kontekście jedynym efektywnym sposobem na zrealizowanie tego typu zadań jest właśnie szybkie czytanie.


JG: W swoich publikacjach podajesz wiele praktycznych ćwiczeń na wytrenowanie szybkiego czytania. Czy trudno jest nabyć tę umiejętność? Jakie są Twoje doświadczenia w tym zakresie?


PS: Trudno podać jakąś generalną zasadę, uniwersalny sposób na opanowanie umiejętności szybkiego czytania.

Jest to szalenie indywidualna sprawa. Wiadomo jednak, że im wcześniej zacznie się trening szybkiego czytania, tym potem jest łatwiej i "czyta się" szybciej, bo ten sposób czytania staje się naturalny. Ma to związek z wyeliminowaniem nabytych wcześniej błędnych nawyków czytania, które przyswajamy nieustannie - począwszy od przedszkola, a skończywszy na szkole podstawowej. Stąd też rosnąca tendencja wysyłania małych dzieci na kursy szybkiego czytania.

Osoba, która czyta tradycyjnie, będzie miała - zwłaszcza na początkowym etapie nauki szybkiego czytania - ogromne problemy, gdyż będzie musiała uporać się najpierw z błędnymi nawykami. To jest podobnie, jak z rzucaniem palenia papierosów. Ktoś, kto palił tydzień, czy miesiąc, może nie mieć w ogóle większych problemów z rzuceniem palenia, ale gdy ktoś pali od kilkunastu lat, to już jest wielki, ogromny problem.

Ja właśnie byłem w takiej sytuacji. Z ideą szybkiego czytania spotkałem się już w szkole podstawowej, ale tak naprawdę, to tym tematem zainteresowałem się w liceum i przez kilka długich lat miałem problemy z powracającymi nawykami błędnego sposobu czytania. To nie jest w żadnym razie tragedia, czy porażka, gdyż ogromna większość osób ma podobne tendencje - zwłaszcza jeśli chodzi o fonetyzowanie (czyli wypowiadanie czytanych słów głośno lub w myślach), które sprawia zdecydowanie najwięcej problemów. Co jednak ciekawe, choć eliminacja fonetyzacji uznawana jest za jeden z fundamentów szybkiego czytania, to część badań tego nie potwierdza i niektórzy trenerzy szybkiego czytania opowiadają się za pozytywną rolą fonetyzacji w rozumieniu czytanych tekstów. Według nich fonetyzacja paradoksalnie skraca czas pracy na danym tekstem, czyli przyczynia się do jego szybkiego przeczytania.

Jednak, aby nie popadać w zbyt zawiłe wyjaśnienia, moja osobista metoda na opanowanie umiejętności szybkiego czytania daje się sprowadzić do następującej listy kroków:

- zdobyć dokładną i rzetelną wiedzę o szybkim czytaniu. Nie od rzeczy byłaby wizyta w szkole szybkiego czytania.

- przeprowadzić osobistą analizę i ustalić czy faktycznie potrzebujemy tej umiejętności, czy nie. Jeśli nie, to odpuścić sobie temat. Jeśli tak, to ...
przeprowadzić kolejną analizę.

- ustalić najlepszy sposób trenowania dla siebie, po czym zgromadzić wszystkie potrzebne rzeczy, materiały oraz sformułować osobisty plan wskazujący, co należy robić i w jakiej kolejności. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytania: co, jak i po co oraz jak to sprawdzić.

- następnie trzymać się zasady znanej ze sportu, czyli ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Szybkie czytanie to praktyczna umiejętność i bez nieustannego, ciągłego treningu nic się nie osiągnie.

Nie jest ważne, ile Ci naprawdę zajmie opanowanie umiejętności szybkiego czytania. Ważne jest, żeby wiedzieć, że jest nam ona naprawdę potrzebna i trenować w sposób odpowiadający naszym naturalnym predyspozycjom oraz indywidualnej sytuacji.

Warto pamiętać, że każdy z nas jest inny, więc wszelkie generalne metody i sposoby na opanowanie szybkiego czytania wcale nie muszą Ci odpowiadać i wcale nie musisz z nich korzystać. Możesz to po prostu zrobić po swojemu, ale do tego potrzebna jest wiedza, stąd ważna rola w zdobywaniu informacji o szybkim czytaniu w ogóle i także o sobie samym.


JG: Niedawno wyszedł Twój najnowszy ebook zatytułowany „Zabójcza koncentracja”. Do kogo jest skierowany i czego czytelnik może po nim oczekiwać?


PS: Ebook „Zabójcza koncentracja” skierowany jest do osób początkujących w tematyce koncentracji. Przy jego pisaniu przyświecała mi ogólna myśl, iż tak naprawdę bardzo wiele w tym, czy osiągniemy powodzenie w naszej działalności (jakakolwiek by ona nie była) zależy od naszej umiejętności skoncentrowania się na jej wykonywaniu.

Wiadomo, że całą masę różnych umiejętności można nabyć jedynie poprzez praktykę. Jednak, jeżeli ćwiczymy coś w praktyce, ale jednocześnie robimy coś innego, albo mamy na głowie inne sprawy, o których ciągle myślimy, to ćwiczenie tej naszej umiejętności będzie stanowić tylko tło dla jakichś spraw pobocznych. To z kolei negatywnie odbije się na efektywności całego ćwiczenia. To jest właśnie brak koncentracji.

Wierzę, że każdy z nas doświadczył tego zjawiska, kiedy był całkowicie pochłonięty robieniem czegoś i zapominał o Bożym świecie. Wówczas nie zdawał sobie nawet sprawy, ile czasu minęło podczas wykonywania tej czynności. Z drugiej strony każdy z nas miał sytuacje, kiedy musiał zrobić coś ważnego i to szybko, ale nie był w stanie, bo ciągle myślał o czymś innym, a więc nie mógł się skoncentrować.

Informacje o tym, czym właściwie jest koncentracja, co ona daje i jak ją osiągnąć, daje mój ebook. Przy czym podkreślam, że nie jest to tylko sucha teoria, ale podaję mnóstwo różnych ćwiczeń pomagających uzyskać stan koncentracji wtedy, kiedy jest potrzebny.


JG: Rzeczywiście w każdym Twoim ebooku można znaleźć mnóstwo praktycznych ćwiczeń, które pozwolą - przy odrobinie wytrwałości - osiągnąć dobre rezultaty w przyswajaniu nowych informacji i nowych umiejętności. Jestem pewna, że rodzice - mając podstawową wiedzę na temat funkcjonowania naszego umysłu oraz znając różne metody zwiększania jego efektywności, podejdą do sprawy edukacji dzieci bardziej mądrze i świadomie. Będą potrafili mu pomóc wtedy, gdy dziecko - siedząc od dłuższego czasu nad książką - powie: mamo/tato, nic mi nie wchodzi do głowy. A to się zdarza dość często.

Dziękuję Ci bardzo za rozmowę.


--

Paweł Sygnowski - autor ebooków edukacyjnych
Zobacz na czym polega naprawdę szybka nauka

Nauka nie będzie sprawiać Ci problemów

Jolanta Gajda – redaktorka serwisu SuperKid.pl

autorka ebooków z serii „ABC Mądrego Rodzica”

Licencja: Creative Commons
0 Ocena