Niemalże od samego początku, kiedy tylko pojawił się internet naszemu społeczeństwu, a przynajmniej jego większości, przestało już zależeć na ochronie swojej prywatności. Nie przejmujemy się już tak bardzo tym, że odbieramy - sami sobie, jedno z ważniejszych praw naszego życia, czyli - prywatność.
Zakładamy konta na różnych portalach społecznościowych, wklejamy tam zdjęcia swoje i swoich rodzin, podajemy dane osobiste i zapominamy, że gdzieś tam - po drugiej stronie zawsze znajdzie się ktoś, komu wpadnie do głowy wykorzystanie naszej naiwności. Prowadzimy blogi, które zastępują nam pamiętniki z tą jednak różnicą, że pamiętnik zawsze można było zamknąć na kluczyk i schować gdzieś głęboko w szafie, gdzie nikt nie miał do niego dostępu. Natomiast do takiego bloga każdy, kto ma komputer i internet - ma dostęp. Może więc czytać o naszym radościach, smutkach i tragediach. Może poprawiać sobie nastrój widząc, że ktoś ma gorzej. Tylko co my z tego mamy?
Ciężko zrozumieć, dlaczego wydaje nam się, że w internecie nam nic nie grozi. Może to przez to, że na własnej skórze jeszcze nie poczuliśmy przykrości, jakie ktoś, kto siedzi po drugiej stronie monitora może nam sprawić? A może to dlatego, że łatwiej jest nam wyrzucić coś z siebie, kiedy nikt nie patrzy, kiedy możemy udawać, że my to nie my, bo przecież zamiast imienia i swojego nazwiska możemy posługiwać się loginem - nickiem.
Bez względu na to co nas pcha do internetowego życia, pamiętać musimy, że internet to tylko... internet. To świat, który tak naprawdę nie istnieje. Liczy się bowiem to, co nas otacza - to co jest do przeżycia. Trzeba umieć rozdzielić świat wirtualny od świata prawdziwego, bo w przeciwnym razie możemy całkowicie się zatracić i zagubić gdzieś swoje własne,a co najważniejsze - prawdziwe - JA.