Tak, to z pewnością jedna z tych książek, których pojawienia się przemilczeć nie można. Natychmiast albo się w niej zakochujemy albo jej wszechobecność przyprawia nas o lekką irytację. Najpierw mieliśmy bestsellerową książkę, teraz jej bohaterowie przemawiają do nas ze szklanego ekranu. W międzyczasie pojawił się też audiobook...

Data dodania: 2009-10-05

Wyświetleń: 3012

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Dom nad rozlewiskiem to książka napisana przez kobietę, czytana przez kobietę, wydana w serii "Piękna", więc dla kobiet - nie jestem kobietą, czy mogę więc coś napisać? Twierdzę, że tak. Tyle się dziś mówi o dialogu między płciami, że takie to pozytywne. To zachęta pierwsza. Zachętę drugą znajduję w samej książce. Bohaterka dużo rozmawia, jest bardzo komunikatywna i nie boi się snuć różnych refleksji. Moją obawę budzi tylko ten prosty fakt, że każdy, kto ma inne zdanie niż ona jest według niej totalnym imbecylem. Tak czy inaczej, chcę jednak widzieć tam zachętę do refleksji.

A dlaczego chcę zabrać głos? Może po prostu uwierzyłem w zapewnienia feministek o szkodliwości bzdurnych stereotypów dotyczących różnic płciowych. Przestałem wierzyć, że naturalną, przypisaną cechą kobiet jest brak konkretyzmu, brak konsekwencji itd. Może dlatego tak poważnie podszedłem do tej książki?

Ale do rzeczy, zastanawiam się, jaki jest "przepis" na poczytną książkę (tym, którzy nie mieli jeszcze kontaktu z Domem nad rozlewiskiem spieszę z wyjaśnieniem, że znajduje się w niej kilkanaście przepisów kulinarnych). Pierwszy problem to płeć. Tu najbezpieczniej jest wybrać swoją. Ją znamy najlepiej, a dodatkowo będzie to wygodny atut przy promocji. Można coś pogadać o identyczności autora i głównego bohatera. Oczywiście w takiej sytuacji narracja pierwszoosobowa. Załóżmy, że potencjalny autor jest kobietą. Jeśli kobieta, to oczywiście wspaniała matka, ale żeby nie było, że kura domowa, to niech zdradza męża. Czasem z szefem po pijaku, ale dobrze jest również zaserwować jej romantyczną przygodę ze wspaniałym kochankiem. Problem z bohaterem rozwiązany. Teraz zadanie kolejne. Musi ona już na samym początku wyraźnie się określić na tle zastanej rzeczywistości. Oczywiście ona na plus. Powiedzmy: zły, samoluby, fałszywy świat, świat - miasto, przeciwko wrażliwej, inteligentnej kobiecie, której dusza (z duszą jest problem powiedziałbym natury religijno-filozoficznej, ale to można zamydlić i będzie dobrze), więc ta "dusza" ciągnie ku jakiejś prostocie. A jak prostota to oczywiście wieś. Miejsce słynące ze swej prostolinijności od wieków, a na pewno od Jana Jakuba Rousseau. Jak wygodnie! Mieszczuchowi, to do niego skierowana jest przecież książka, wieś kojarzy raczej z wakacjami, prostoduszną tępotą (będzie więc co robić uświadamiając prostaczków) oraz, co dla mnie osobiście najdziwniejsze, z ostoją wszelkich pozytywnych wartości. Ucieczka od złego miejskiego świata, powrót do korzeni. Już jest pięknie. Ciasto już mamy. Teraz powód wyjazdu. Nie może być tak, że czytelnik poczuje się gorszy. Wszelkie akty heroizmu nie są mile widziane. Jak wtedy czytelnik wytłumaczyłby sobie swoją bierność? Bohater nie może więc sam z własnej woli porzucić tego zakłamanego świata (kłamstwo, konsumpcjonizm, zdrada itd.) i ruszyć na poszukiwanie czegoś lepszego. Niech to ten zły świat pokaże w praktyce swe pazurska. Firma, która opiera się na kłamstwie wyrzuca swoją najlepszą pracownicę. Oczywiście (pamiętamy o szkodliwości heroizmu) nie dlatego, że źle kłamała. Ten zły świat stawia tylko na młodość niech więc uderzy to w bohaterkę. Jej świat się zawala, przecież tak się starała, a oni nie doceniają. Mamy więc potrzebny tragizm. Dobra teściowa (dobra, bo z innego świata, tego który już minął) radzi odnaleźć matkę, której nie było przy dorastającej córce. Zapomniałem dodać, że półsieroctwo dobrze wygląda. Pojawia się perspektywa wyjazdu. Matka oczywiście mieszka... na wsi (pamiętać o ciągłym obrzydzaniu miasta). Kolejna ważna rzecz: trzeba postawić się również i tu w opozycji do kogoś, wszak cały czas musi bić od bohaterki aura świetności. Na wsi wykorzystać wszystkie atuty zdobyte w tym złym świecie: wykształcenie, zaradność itd. Jeśli chodzi o etykę czy filozofię, to tu panuje dowolność. Najlepiej nie mówić konkretami. Trochę Wschodu, trochę Zachodu, jak wygodnie. Najlepiej jak nic nie staje na przeszkodzie. A teraz najważniejsze. Bohaterka musi być wolna od jakichkolwiek wyrzutów sumienia. W końcu zostawiła męża i córkę. Czytelnik musi w pełni utożsamić się z główną postacią, a problemy sumienia nie sprzyjają temu. Problem z rodziną najlepiej gdyby rozwiązał się sam, powiedzmy córka już odchowana, na studiach, a zdradzany mąż sam powinien sobie znaleźć babę. Reszta rodziny już na tamtym świecie, zostaje więc tylko od dzieciństwa nie widziana matka. Oj szykuje się brazylijska fabuła, oczywiście nie należy się jej bać.

To co napisałem, to właśnie Dom nad rozlewiskiem. Najciekawsze, że główna bohaterka cały czas krytykuje współczesne produkcje robione pod publikę. Całą tę papkę robioną dla bezmózgich kretynów. Ona, oczywiście, jeśli słucha muzyki to Chopina, jeśli czyta to Lema, jeśli gdzieś wychodzi to... na chippendales(?) Cóż, w tej masie niekonsekwencji trudno czegokolwiek wymagać. Długo szukałem słowa żeby określić stan, który mi towarzyszył podczas słuchania tej książki. Niesmak - to chyba to uczucie nie odchodziło nawet na moment. Dziwne? Przecież tu i ówdzie wszyscy rozpisują się o smakach w tej książce.

Ponoć ta książka ma szansę stać się ulubioną książką wielu współczesnych "Małgorzat" to tych po czterdziestce. Cóż, nie jestem Małgorzatą, nie jestem nawet kobietą (czy to wada?), nie jestem po czterdziestce. Dla mnie jest to książka o ucieczce i egoizmie, a do tego, jak na mój "męski" systematyczny umysł, zupełnie niekonsekwentna.

Gdybym miał budować mój obraz kobiety na podstawie tej książki to, delikatnie mówiąc, byłby on mało pomyślny dla pań. Na szczęście jest literatura fantastyczna literatuta, która daje przeciwwagę.

Sebastian Rusak

Licencja: Creative Commons
0 Ocena