Mocno nieparlamentarną wiązankę słów pod adresem nastolatka, raper zakończył zdaniem: "Wiecie co z nim zrobić!" Wtedy tłum rzucił się na chłopaka, podburzany słowami artysty: "Wszystko na mój koszt". Całe zajście trwało ok. 2 minut.
Zachowanie Peji, poza tym, że zasługuje na napiętnowanie, mnie osobiście dziwi. Człowiek, który w rapie osiągnął wszystko, na scenie jest od 16 lat, jego płyty regularnie osiągają największe nakłady wśród rodzimych raperów. Artysta szczery, bezkompromisowy, jak sam o sobie mówi: "niepoprawny politycznie, za to poprawny lirycznie", pod maską ulicznego twardziela skrywający mądrość i wrażliwość, oraz - jak się okazało - nieumiejętność panowania nad emocjami, daje się sprowokować niedowartościowanemu nastolatkowi, który pewnie chciał nazajutrz pochwalić się przed kolegami - "Wiesz, pokazałem Peji środkowy palec!". Jego zachowanie usprawiedliwić można wiekiem. 15 lat, to okres, w którym ciężko mówić o jakiejkolwiek dojrzałości emocjonalnej.
Natomiast zachowania rapera niczym usprawiedliwić się nie da. Człowiek dorosły, boleśnie doświadczony życiowo, który wyrwał się z jeżyckiej biedy, pozornie łatwą sytuację rozwiązuje w najgorszy z możliwych sposobów, bo przemoc zawsze jest najgorszym wyjściem. Z każdej sytuacji. To co zrobił Peja było szczeniackie i bezmyślne. Tak jak ludzie, którzy posłuchali swego idola i pobili chłopaka. Jednak sprawa wymaga także spojrzenia z innej strony. Gdzie była ochrona, nie w momencie kiedy chłopak był bity, lecz wcześniej - gdy zaczął zachowywać się prowokująco? Już wtedy powinien zostać przywołany do porządku. Możliwe, że prędzej czy później, zostałby zaatakowany także bez namowy rapera. Dziwne, że Organizator - w tym przypadku Urząd Miasta w Zielonej Górze, który tak gorąco apeluje do innych samorządów, by Peji nigdzie nie zapraszać - zdecydował się zabezpieczać imprezę masową ludźmi, którzy nie wywiązują się ze swoich obowiązków.
Ktoś powie, że na siłę bronię Peji. To nieprawda. Współczuję pobitemu chłopakowi i jego rodzinie, piętnuję sprawców pobicia, lecz apeluję także o obiektywne spojrzenie na sprawę. W mediach toczy się obecnie gorąca dyskusja, dziennikarze przytaczają wydarzenia z życiorysu artysty, (dziwnym trafem tylko te negatywne, jego działalność charytatywną , wizyty w domach dziecka, wspieranie ich finansowo konsekwentnie się pomija) analizują także teksty jego utworów, mówiące o bólu, biedzie, przemocy... ale przecież te teksty nie powstały wczoraj. Styl Peji jest taki sam od 16 lat. Czyli mam rozumieć, że dopóki nie wydarzył się żaden incydent, panowało społeczne przyzwolenie na muzykę, która nagle stała się gorsząca? Czy redaktorzy głębiej zapoznali się z twórczością Peji, czy tylko obraz rapera tworzą na podstawie kilku wulgaryzmów i wyrwanych z kontekstu cytatów? Pewnie nie, bo niby po co? Co wartościowego może stworzyć łysy dresiarz po szkole podstawowej?
Paradoksem jest, że kilka dni temu ukazała się nowa płyta wykonawcy. Album "Na serio" to zdecydowanie najbardziej osobisty materiał Andrzejewskiego. Mówiąc prościej - to jego "najgrzeczniejsza" płyta. I nagle daje się poznać jako osoba, która podżega do pobicia. Tyle lat na scenie musi robić swoje. Trzeba umieć przewidywać reakcję tłumu. A jak tłum reaguje, wiemy wszyscy. Najlepszy przykład, to powracające co chwilę protesty górników, kolejarzy, pielęgniarek, stoczniowców etc. Zawsze są one "pokojowe", a zawsze kończą się zadymą. Peja powinien to wiedzieć.
"Zawsze odbić się od dna, trzeba radę dać". To cytat z jednego z utworów Peji. Czy w momencie, gdy raper jest na szczycie, jedno głupstwo nie spowoduje, że wróci tam, skąd zawsze chciał się wyrwać?