Współzależność to termin opisujący dwoje ludzi w bliskiej relacji, którzy są uzależnieni od siebie. Miłosne wyznania w stylu "Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie" są sygnałem do zastanowienia się czy przypadkiem nie jesteśmy uzależnieni od osoby do której kierujemy komunikat. Co w tym złego? Z początku nic. Jak każdy nałóg zaczyna się niewinnie. Jesteśmy przekonani o pełnej kontroli nad sytuacją, aż w pewnym momencie okazuje się, że już za późno. Uzależniliśmy się od drugiego człowieka. Co to za sobą pociąga? Choćby to, że zamiast uczyć się do egzaminu, uzależniona osoba co pięć minut sprawdza pocztę czy nie przyszedł e-mail od niego/niej. Niecierpliwe oczekiwanie rozprasza i nie pozwala się za nic zabrać. Podobnymi akcjami sabotujemy własne plany życiowe. I ma to miejsce nie tylko w tym co nazywamy "miłością", ale także w relacji "przyjaźni". Dlaczego ujęłam te słowa w cudzysłów? Bo równie dobrze mogłam napisać te słowa po hindusku. Rezultat byłby taki sam: nikt by ich nie zrozumiał. Bo powiedzmy sobie szczerze, że gdyby zapytać 10 osób o znaczenie słów "miłość" i "przyjaźń" to przy dobrych układach uzyskalibyśmy 10 różnych odpowiedzi. Dlaczego przy dobrych układach? Bo niektórzy mieliby spory problem z samym sformułowaniem definicji. Ja jednak chciałabym rozróżnić 2 typy takiej zależności: z uzależniniem i bez. Ktoś może powiedzieć, że po co ma się od-uzależniać od drugiej osoby skoro tak mu dobrze. To tak jakby narkoman powiedział po co mam przestać brać prochy skoro tak czuję się znacznie lepiej. Ale tak jak przy narkotykach w pewnym momencie następuje spadek nastroju, tak w relacjach z toksyczną współzależnością zaczynamy się wyniszczać od środka. Przykładowo miał/a zadzwonić o 17.00, a jest już 17.01. Czy on/ona mnie nie kocha?! Znalazł/a sobie kogoś innego?! A może nie zależy mu/jej na mnie?! Części osób wyda się to kosmicznie idiotyczne i przekoloryzowane, ale osoby będące w takich relacjach pomyślą sobie "oj, skądś to znam".
Najgorsza sytuacja jest wtedy gdy jedna osoba jest uzależniona, a druga nie. Troszkę lepiej jest gdy obie są uzależnione (wtedy jedna nie wykorzystuje drugiej, tak jak by to mógł zrobić nieuzależniony partner/ka. Bez względu na sytuację czy ktoś jest w reacji z osobą uzależnioną czy nie to i tak podświadomie uważa, że jego partner/ka potrzebuje takiej samej opieki jakiej wymaga ona/a sam. Chce rozwiązywać wszystkie jego/jej problemy, chronić go/ją i ma mu/jej za złe, jeśli ta/ten nie wspomni o jakimś szczególe z jego/jej życia.
Pewna osoba na pytanie czego się obawia w przyjaźni, odpowiedziała, że utraty wolności. Analizując jej wypowiedź stwierdziłam, że z góry zakłada, iż nieodłącznym elementem przyjaźni jest współzależność lub używając bardziej dosadnego określenia: psychiczne uzależnienie od drugiej osoby. Każdy powinien sobie zdać spawę z tego, czy w jego wizji przyjaźni/miłości jest miejsce na takie uzależnienie. Zastanowić się czy to jest to czego pragnie i ewentualnie zrewidować swoje poglądy. Bo świadomość problemu, który naświetliłam, to połowa sukcesu do jego rozwiązania.
Termin "dzieci Indygo" odnosi się do dzieci, którym przypisuje się specjalne zdolności, silną intuicję i nieprzeciętne cechy osobowościowe. To określenie pojawiło się w latach 70. XX wieku za sprawą Nancy Ann Tappe, badaczki aury i autorki książki o kolorach aury. Charakterystyczny niebiesko-fioletowy kolor, czyli odcień indygo, ma reprezentować ich unikalną energię i misję. Dzieci te mają wyjątkową zdolność postrzegania rzeczywistości oraz duże predyspozycje do wprowadzania zmian społecznych.