Dzięki Myspace stajemy się artystami, najczęściej alternatywnymi indie muzykami. I za jednym zamachem wklejamy dużo zakłamanych zdjęć, bo wiadomo, że dziś prawie każdy ma aparat cyfrowy, a kolega umie obrabiać w fotoshopie. Choć przyznaję, że na Myspace wielu wartościowych muzyków może pokazać swoje możliwości i jest to dla nich bardzo dobry start. Dla większości z nich jednak to inteligencka forma lansu. Nie mam nic przeciwko temu, żeby ludzie pokazywali swoje pomysły, inwencję, kreatywność, ale fajnie, żeby robili to z klasą, bo np. po co jakiś średnio znany zespół wkleja sobie 500 zdjęć na Myspace?
W telewizji panuje przygnębiający „pustostan”. Jak na lekarstwo wartościowych programów, wywiadów z mądrymi ludźmi, twórcami, którzy swoim doświadczeniem mogą nauczyć czegoś innych. Skoro Edyta Herbuś może nazwać się aktorką, to kim w takim razie jest Krystyna Janda? To, że na plan filmowy i do studiów nagraniowych wpuszcza się tancereczki, pogodynki i piosenkareczki jest żałosne. Zdaję sobie sprawę z tego, że takie działania mają za zadanie schlebiać przeciętnym gustom i dawać prostą rozrywkę. Odmóżdżenie jest potrzebne od czasu do czasu każdemu z nas. Ale na dzień dzisiejszy więcej jest w mediach tego odmóżdżenia, niż wartości. Trwa błędne koło - ludzie oglądają puste programy, bo jest ich bardzo dużo, jest ich bardzo dużo, bo się sprzedają.
Pseudoartyści, którzy żyją w nierealnym dla przeciętnego Polaka dobrostanie sprzedają koślawe recepty na szczęście w śniadaniowych programach. Twierdzą, że to wcale nie sława, czy pieniądze są najważniejsze w ich życiu, a potem idą na swoje bankiety i upijają się najdroższymi alkoholami. Tą „małą” niekonsekwencję jednak media pomijają milczeniem. „Artyści” nie muszą brać za swoje słowa i „rady” odpowiedzialności. Wszyscy czują się wyjątkowi. Jak ktoś zatańczy na lodzie, to zasługuje na gromki aplauz i podziw, jak ugotuje coś na wizji, to czeka na wywiady. Przerośnięte ego nie mieści się w drzwiach.
Ale wiadomo, można tak sobie narzekać patrząc na to wszystko, samemu również nie będąc wolnym od ogłupiającego wpływu mediów. Zmienić i tak za wiele nie można. Ludzie lubią się czuć lepsi, a dziś to takie proste. Ciężka praca i wyrzeczenia spychane są na dalszy plan. I choć uważam, że targowisko próżności rozrasta się w Internecie, to samej trudno mi bez niego żyć i ile bym nie narzekała, to uważam go za wspaniały wynalazek. W końcu dzięki niemu mogę czuć się trochę dziennikarką…
Autor: Anna K.