Nazywani przez przyjaciół świętymi potworami – meksykańska para artystów Diego Rivera i Frida Kahlo – tworzyli niecodzienny związek. Patrząc na ich postacie – słonia i gołębicy, zastanowić może, co pociąga kobiety w brzydkich mężczyznach, którzy na dodatek nimi pomiatają? Może schemat pięknej i bestii, w którym kobieta czuje się dowartościowana?

Data dodania: 2009-02-17

Wyświetleń: 1947

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Nazywani przez przyjaciół świętymi potworami – meksykańska para artystów Diego Rivera i Frida Kahlo – tworzyli niecodzienny związek. Patrząc na ich postacie – słonia i gołębicy, zastanowić może, co pociąga kobiety w brzydkich mężczyznach, którzy na dodatek nimi pomiatają? Może schemat pięknej i bestii, w którym kobieta czuje się dowartościowana?

El gran macho – wielki samiec

W filmie Julie Taymor „Frida” mąż głośnej malarki – także malarz, Diego Rivera - był postacią drugoplanową. Odtwarza go aktor włosko-hiszpańskiego pochodzenia Alfred Molina i jest w tej kreacji diablo przystojny. W rzeczywistości Diego był ogromnym, obleśnym ropuchem (kiedy patrzymy na jego zdjęcia). Mimo, iż brzuchaty, z wybałuszonymi oczyma, na dodatek gwałtowny i mocno poligamiczny – Rivera fascynował kobiety, zawsze był nimi otoczony, zdobywał je lekko, bez wysiłku.

Diego María de la Concepción Juan Nepomuceno Estanislao de la Rivera y Barrientos Acosta y Rodríguez (ur. 8 grudnia 1886, zm. 24 listopada 1957) był w świadomości niektórych (między innymi tych, którzy obejrzeli film Taymor) przede wszystkim mężem Fridy Kahlo. Tymczasem tak samo jak ona był też meksykańskim malarzem, grafikiem, architektem i działaczem politycznym ruchu komunistycznego.

Te pasje – sztuka i polityka – łączyły ich. Dzieliły natomiast kompletnie niepasujące do siebie charaktery. Frida – astrologiczny Rak, była z natury radosna, ale spokojna, dążyła do założenia rodziny. Chciała mieć ukochanego męża tylko dla siebie. Tymczasem on – Strzelec - był fascynatem kobiet i nie ukrywał swoich licznych zdrad. Zaprzyjaźniony lekarz wystawił mu niecodzienną diagnozę: niezdolny do wierności. Diego z radością folgował tej ułomności. Uważał seks za czystą fizjologię, coś jak oddawanie moczu. Jednak o Fridę był zazdrosny. Wielki samiec – święty żigolo, stosujący podwójną moralność. Chełpił się tym, że najlepsze z dzieł Kahlo powstały, kiedy ją ranił. Zdradził ją wiec nawet z jej siostrą Cristiną. Frida na 15 rocznicę ślubu podarowała mężowi charakterystyczny obraz. „Diego i Frida 1929 – 44”, na którym, w tle za ich postaciami, widać splecione ze sobą gałęzie, przypominające koronę cierniową – symbol męczeństwa ich związku.

Książę w żabę zamieniony

Z pewnością atutem Diega Rivery był jego wielki podziw dla płci pięknej. Hołubił kobiety, cenił je jako naczynia ogromnej siły psychicznej. Miał świadomość tego, że sam jej nie posiada. Po kolejnym poronieniu żony stwierdził: „kobieta, która wytrzyma takie katusze, musi znacznie przewyższać mężczyznę, który za nic w świecie nie zniósłby bólów porodowych.” Diego przede wszystkim potrzebował matki – w tę rolę ochoczo wcieliła się Frida, która nie mogła urodzić mu dziecka. Obnoszący się z mądrością, bez wątpienia uduchowiony, porównywany przez żonę do Buddy - Diego uwielbiał kąpiele, które mu urządzała. Jego wielkie jak u słonia cielsko zajmowało całą wannę, wypełnioną przez Fridę aromatyczną wodą, olejkami i zabawkami. Był jak wielkie żabsko. Każda kobieta marzyła o tym, aby składając pocałunek zmienić go w księcia.

„Spotkały mnie w życiu dwie katastrofy – powiedziała Frida w pewnym momencie swego życia - kiedy wjechał na mnie autobus i kiedy spotkałam Diega”. Niszczycielska siła tego toksycznego związku, jednocześnie stymulowała do tworzenia świetnego malarstwa. Niczym szatan, który „wiecznie zła pragnąc wiecznie dobro czyni” tak Diego celowo raniący ukochaną dał jej tkankę twórczą, a światu jej ból wlany w ramy obrazów.
Licencja: Creative Commons
0 Ocena