
W starożytnych kulturach historia i mit nie były oddzielne. Nie istniała jeszcze ta współczesna obsesja na punkcie „faktów potwierdzonych źródłowo”. Grecy nie potrzebowali archiwów, by wierzyć w upadek Troi. Babilończycy nie pytali, kto pierwszy zanotował opowieść o potopie – wystarczyło, że przetrwała.
Opowieść miała funkcję: porządkować chaos, tłumaczyć, dlaczego świat wygląda, jak wygląda. A jeśli wymarła społeczność nie zostawiła zapisków? Tym bardziej trzeba było coś opowiedzieć. Coś, co wytłumaczy zniknięcie, da sens pustce. Tak powstały legendy o zatopionych miastach, cywilizacjach ukaranych za pychę, o bogach, którzy rozgniewani zesłali ogień, wodę, noc bez końca.
Może to wcale nie człowiek. Może pamięta ziemia? Kamień, który był świadkiem. Drzewo, które przetrwało dłużej niż jego opiekunowie. Zdarza się, że archeologia potwierdza to, co jeszcze niedawno uchodziło za bajkę. Ślady wielkich pożarów. Nagle przerwane osadnictwa. Ciała w grobach bez śladów przemocy, jakby przyszła nagła cisza.
Ale to wciąż za mało, by stworzyć opowieść. Tu wkracza człowiek. Ten, który nie wie, ale czuje. Artysta, pisarz, poeta. Gdy mówi: „kiedyś żyli tu ludzie, którzy...”, nie twierdzi, że był tam naprawdę. On rekonstruuje. Na podstawie snu, intuicji, fragmentu ceramiki, koloru nieba. To twórca mitu z drugiej ręki – nieświadomy, a jednak trafiający w sedno.
Czasem takim opowiadaczem staje się współczesny naukowiec. Paleontolog, który opisuje rytuały neandertalczyków, choć nigdy ich nie widział. Antropolog piszący o zaginionych plemionach na podstawie wzoru tkanki. Różni ich język, ale nie funkcja – wszyscy oni próbują nadać sens czemuś, co zniknęło.
Być może ludzkość nie znosi ciszy. Nie potrafi pogodzić się z tym, że coś było i nie zostawiło po sobie echa. Może w tej potrzebie tworzenia opowieści tkwi nasz lęk przed zapomnieniem. Jeśli nikt nas nie opisze – znikniemy. Jeśli nie zostanie po nas mit – przestaniemy istnieć naprawdę.
I dlatego tworzymy historie o Atlantydzie, o „przodkach z gwiazd”. Nie chodzi o to, czy istnieli. Chodzi o to, że czujemy, że powinni byli istnieć. Nasza wyobraźnia nie znosi próżni. Jeśli przeszłość milczy, to my ją wyręczymy – słowem, obrazem, pieśnią.
Kto opowiada historie, których nikt nie przeżył? Kto pisze o końcu świata, który nie zostawił ocalałych? Ten, kto widzi więcej niż oczy. Ten, kto rozumie, że czasem opowieść nie musi być prawdziwa, by była prawdziwa w sensie głębszym.
To może być mitotwórca, może być szaleniec. Może prorok, może poeta. Może... Ty. Bo każda opowieść, którą snujemy o świecie, którego nie widzieliśmy, jest odbiciem naszej potrzeby, by zrozumieć – nie tylko to, co było, lecz także to, co mogło być.