Slack jest najszybciej rozwijającą się aplikacją biznesową w historii Doliny Krzemowej. Liczby mówią same za siebie. Od startu w lutym 2014 roku, ekipie odpowiedzialnej za stworzenie tego komunikatora udało się przekonać do siebie 8 milionów aktywnych użytkowników. Co więcej, dzięki przyjaznej użytkownikom polityce subskrypcyjnej, 3 miliony ze wszystkich aktywnych kont są opłacane. Slack może cieszyć się również bardzo dobrym odsetkiem konwersji na płatną wersję. Jest to około 30 procent użytkowników, co robi z nich rekordzistów pod tym względem.
Odrobina historii
Pomysł na Slack nie pojawił się znikąd. Stoi za nim Stewart Butterfield. Znany w branży przedsiębiorca oraz twórca Flickera. Portalu służącego do wrzucania i tagowania zdjęć, który powstał lata przed takimi gigantami jak Instagram oraz Facebook. Jeśli nie znasz tej strony, to się nie przejmuj — w Polskich warunkach jest praktycznie nieznany.
Dla młodego przedsiębiorcy i jego zespołu deweloperów Flickr posłużył za trampolinę do dużego biznesu. Yahoo!, internetowy gigant, który w 2004 roku miał dla siebie zdecydowanie większą część rynku niż obecnie, zaproponował Stewartowi 20 milionów dolarów za wykup serwisu dla siebie. Jako że prowadzenie portalu ze zdjęciami generowało zdecydowanie większą ilością kosztów, niż samo zarabiało - utrzymanie tak dużych serwerów zawsze jest drogie - nikt w zespole nie zastanawiał się dwa razy. Z dnia na dzień cały zespół stał się milionerami.
Zawsze chciałem napisać grę
Wielkim marzeniem Stewarta było napisanie gry. Pierwsza próba wyewoluowała w pomysł, który ostatecznie znamy pod nazwą Flickr. W momencie, gdy zespół dorobił się budżetu z prawdziwego zdarzenia, postanowili zająć się tym na poważnie. Następnym wielkim przedsięwzięciem było stworzenie gry Glitch. Produkcji skupiającej się na rozgrywce sieciowej oraz interakcjach pomiędzy wieloma graczami na raz.
Z powodu osób twórców, zainteresowanie tytułem było gigantyczne. W trakcie pierwszych dni od premiery Glitch tętniło życiem i posiadało wielu aktywnych graczy. Jednak im dalej w las, tym więcej drzew. Gra okazała się niegrywalna i bardzo szybko traciła na popularności. Jak można się spodziewać, twórcy nie należeli do zadowolonych. Jednym z powodów takiego stanu rzeczy był fakt, że w trakcie pracy nad Glitch opracowali nowy system komunikacji wewnętrznej, który działał zdecydowanie bardziej intuicyjnie niż e-mail i zdecydowanie wpłynął na poprawę produktywności pracy.
Alternatywa dla e-mail
Komunikacja wewnętrzna była przez lata problemem praktycznie wszystkich złożonych zespołów, które musiały koordynować pracę wielu specjalistów naraz. W trakcie pracy nad Glitch pracownicy stworzyli komunikator oparty w działaniu o ideę kanałów, które przechowywały wszystkie wymienione informacje, do których można było dodawać różnych członków i przypinać ważna informacje czy pliki. Co prawda w dobie Messengera czy WhatsAppa brzmi to może jakoś bardzo niesamowicie, ale w 2011 roku takie podejście do tematu było zupełnie rewolucyjne. Zamiast bawić się w niewygodne dodawanie ludzi w CC i przekopywać się przez setki maili, które zwyczajowo dostaje się w ciągu tygodnia, do dyspozycji zostało oddane wygodne kanały, w których każdy ma dostęp do chronologicznie ułożonych wiadomości.
System ten jest o tyle rewolucyjny, że idealnie współdziała z małymi start-upami nastawionymi na szybki rozwój oraz skalowanie się. Koszmar, jakim było wysyłanie coraz to większej ilości maili w zespołach, które powiększały się z miesiąca na miesiąc zostały zastąpione swego rodzaju repozytorium, które oferowały natychmiastowy dostęp dla wszystkich zainteresowanych.