Wojna trwa nadal. Nie leje się w niej krew. Nie pada trup. Tyle, że ludzie nadal kapują, szmalcują, „torturują” się nawzajem cały czas w to samo imię. W imię władzy. Jedyne czym różni się nasza dzisiejsza wojna to „w imię” czego jest prowadzona. I przez kogo przeciwko komu.

Data dodania: 2018-02-13

Wyświetleń: 919

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

ESEJ

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Wojna nie skończyła się nigdy. Ona trwa nadal

Wojna wyzwala w ludziach najgorsze instynkty. Jest działaniem niszczącym nie tylko człowieka, ale jego otoczenie, kulturę, dziedzictwo. Wojny wybuchają w momencie, kiedy grupa ludzi inspirowana przywódcami staje zbrojnie przeciwko wrogowi. Drugiej grupie ludzi.

To zjawisko nie ma przyczyn. Nawet jeśli są one jasno określone i wyartykułowane, konflikt zawsze, ale to zawsze spowodowany jest chęcią dominacji na jakimś terytorium w imię wyłącznie władzy i możliwości prowadzenia tam interesów. Historia, przynajmniej ta współczesna pokazuje wiele fałszerstw i przykładów zakłamanej ideologii „pozwalającej” wchodzić czołgami na obce terytoria i zaprowadzać tam swoje porządki.

Wietnam, Korea, Jugosławia, Polska czy inne kraje nie były atakowane w imię zaprowadzenia ładu czy wyzwolenia ciemiężonych, a w imię pieniędzy, zawładnięcia bogactwem naturalnym, kulturowym, pozyskaniem terenów pod ekspansję.

Ale wojna ma też, paradoksalnie, aspekt oczyszczenia. Zniszczenia spowodowane pożogą, mordowaniem obywateli, szkody w zabudowie, zrównane z ziemią miasta trzeba odbudować. Niezależnie od wyniku wojny wygranym zawsze, ale to zawsze są ci, którzy będą przez długie lata podnosić z gruzów to, co w gruzy obrócono.

Nie o tym chcę mówić. Dzisiaj głośno jest o rozpatrywaniu historii, szukaniu winnych zbrodni holokaustu i tragedii II Wojny Światowej. Dla świata jasnym jest kto wojnę rozpętał i kto za nią odpowiada. Niemcy. Ale świat mało mówi o drugim agresorze, o Rosji, której wojska w niecałe dwa tygodnie po Hitlerze weszły do Polski łupiąc i mordując z niemniejszym jak naziści okrucieństwem.

Każda wojna budzi w ludziach najgorsze instynkty. Obojętne czy była to I czy II Wojna Światowa, czy „maczetowe” ludobójstwo w Rwandzie, czy krwawa Bośnia i Hercegowina, Wietnam, Korea. Nie ważne czy w konflikcie uczestniczyli Polacy, Niemcy, Azjaci, Arabowie lub Afrykanie. Bo wojna ma w sobie coś, co zmienia człowieka w bestię.

Mówię tu o okresie, kiedy znika prawo państwa jako aparatu ucisku, a zaczyna się prawo stanowione siłą. Celowo nie używam cudzysłowia przy słowie prawo. Agresor, nie czując nad sobą miecza Damoklesa nie czuje też odpowiedzialności za swoje czyny. Władza, totalitarna władza dana milionom jednostek wywołuje w sporej części z nich psychotyczny pęd do tyranii nad drugim człowiekiem.

Nie ma silniejszego narkotyku nad władzę. Nic nie jest w stanie dać człowiekowi większego kopa, jak bezkarne poczucie zawładnięcia życiem innego. Zadawania mu każdego rodzaju bólu. Upodlania, torturowania, wsłuchiwania się w krzyk i świadomości, że ot tak, jednym ruchem palca może pozbawić go najcenniejszej rzeczy – życia.

Psychoza wojny jest psychozą zbiorową. Z najeźdźców wypełza wszelkie robactwo, dotąd gromadzone w zakamarkach duszy i trzymane w ryzach strachem przed karą. Z najechanych wylewa się nienawiść do oprawców, mająca swoje ujście w różnych formach walki obronnej. Nierzadko dalece wykraczającej poza oczywistą obronę. Stającą się obroną lustrzaną do ataku – okrutną, krwawą, polegającą na „odpłacaniu” przeciwnikowi ze zdwojoną siłą.

Wojna oprócz fizycznego wyniszczenia niszczy też ludzką psychikę. Człowiek, obojętne po której stronie barykady stoi, nie jest już tym samym wujkiem, bratem, mężem czy panem doktorem. Możliwość zadawania śmierci, cierpień, zabijania z jednej strony, a z drugiej konieczność skutecznego powstrzymywania atakujących tak, by pokazać im że jesteśmy równie okrutni, doprowadza do eskalacji która może pójść tylko w jedną stronę. Spaczenia charakteru.

Wojenny heroizm istniał i istnieje nadal. Ale tak jak nie wszyscy Niemcy byli psychotycznymi zabójcami, tak nie wszyscy Polacy byli bohaterami. Oprócz eksterminacji narodu, mordowania dzieci, kobiet, mężczyzn, starów, oprócz gwałtów, palenia, tortur istniała też inna strona konfliktu. Upodlenie człowieka, sprowadzenie go do roli ślepo patrzącego w oczy swego pana psa.

Pitbul nie jest mordercą od urodzenia. Nasze wychowanie może sprawić, że stanie się bestią do rozszarpywania. Człowiek nie jest mordercą. Ale nazwanie wojennych zachowań ludzkich zwierzęcymi jest krzywdzące. Dla zwierząt. Żaden drapieżnik nie zabija dla władzy, lub,  bo sprawia mu to przyjemność. Jeżeli zadaje śmierć to albo jest głodny, albo broni się przed atakiem.

Instynkty budzone w najechanych przez najeźdźców, to instynkty nieznane w innym niż ludzki świecie. Kłamstwa w celu osiągnięcia korzyści, donoszenie, upadlanie, świadczenie przeciwko rodzinie lub otoczeniu stają się szczególnie widoczne w czasie okupacji wojennych. Człowiek przestaje myśleć o innych ludziach w kategorii społecznej, zaczyna walkę o przetrwanie ubraną w denuncjatorstwo i kapowanie. Korzyścią nie musi być pieniądz czy inne dobro materialne.

Żadne zwierzę nie skaże członka swojego stada na zagryzienie tylko dlatego, by polepszyć swój byt. W ich społecznościach zachowania niszczycielskie wynikają z plemienności i dobra wspólnoty. W czasie wojny, ludzkiej wojny korzyścią, którą można osiągnąć od okupanta podkablowując czy „sprzedając” członka swojego plemienia, najczęściej jest lepsza pozycja własna, lokalna władza,  jedzenie, możliwość poprawy bytu najbliższych.

Człowiek w czasie wojny rzadko waha się w czynach. Będąc agresorem wypełnia rozkazy bo musi. Strzela i widzi padających gdzieś daleko wrogów. Krew znika w fałdach ubrań. Idzie dalej razem ze swoim plutonem. Cieszy się przełamując opór przeciwnika, prze poganiany słowami dowódcy. Dzikość nadchodzi w ogniu walki. Bo nagle wróg pojawia się metr obok. Bagnet lub pistolet i ułamek sekundy na decyzję. Ja albo on. Zawsze wyborem będzie „ja”.

Broniący się ludzie podlegają podobnej przemianie. Znika gdzieś martyrologia i heroizm. Zaczyna lać się krew znana dotąd ze zdjęć, obrazów czy filmów. Oderwana noga i bryzgająca czerwień stają się za pierwszym razem szokiem. Ale tych „szoków” przybywa w zastraszającym tempie. Więc będą najpierw okropne, okrutne, potem przykre, aż wreszcie przejdą w codzienność która nie zostawia czasu na empatię, użalanie się czy współczucie. Bo wojenna codzienność wszelkie uczucia spycha na bok. Na później. Do karceru, zamrażarki.

Śmierć jest towarzyszem walki i wojny. Zadawana na tysiące sposobów i pokazywana przez dokumentalistów staje się na początku konfliktu newsem, potem tragedią, ludobójstwem, agresją. Wraz z upływem czasu powszednieje i przechodzi z headline’u na footer. Ginące setki ludzi najpierw poruszają, ale przechodząc w tysiące, dziesiątki czy setki tysięcy osłuchują się i „opatrzają”. „Efekt świeżości” mija.

Każda wojna musi się skończyć. Nie ma nieskończoności, wierzą w nią głupcy. Z ostatnim strzałem nastaje czas rozliczeń i odbudowy. Ale też nastaje czas historii i pamięci. Ci którzy po obu stronach byli bestiami, zasiadają za ladami sklepów, w urzędach, kierują koparkami i układają cegły. Tworzą się podwaliny pod nowy świat. Następuje, po czasie zbrodni, czas rozliczenia i kary. Bo wojna nie zna przedawnienia.

Polski Naród doświadczył wielu wojennych koszmarów. Miliony z nas pomordowano. Zagazowano w niemieckich obozach śmierci. Wywożono do łagrów, na Syberię. Ginęliśmy za to, że byliśmy Polakami, Żydzi za to, że byli Żydami. W imię Rasy Panów i w imię „job twaju mać”. Dzisiaj, kiedy od nowa stajemy w obliczu rozliczania się za ubiegłowieczny koszmar wydaje mi się, że stajemy w innym szeregu niż znana mi historyczna prawda. Opowiadana przez rodziców, dziadków, znajomych.

Ta znana mi historia pokazuje, że zarówno wśród tych którzy tylko wykonywali rozkazy, jak i wśród nas, najechanych i mordowanych byli ludzie każdego rodzaju. Szmalcownicy i bohaterowie. Kapusie i prawi. Żołnierze i mordercy. Bracia i oprawcy. Ale też ta znana mi, współczesna historia pokazuje, że wojna trwa nadal. Nie leje się w niej krew. Nie pada trup. Tyle że ludzie nadal kapują, szmalcują, „torturują” się nawzajem cały czas w to samo imię. W imię władzy. Jedyne czym różni się nasza dzisiejsza wojna to „w imię” czego jest prowadzona. I przez kogo przeciwko komu.

P.S.

Na stronie Salon24.pl przeczytałem artykuł w tytule nawiązujący do Medalionów Nałkowskiej -  „ludzie nieludziom zgotowali ten los”.  Autor zadaje kilka pytań, na które w pewien sposób sam sobie odpowiada. Bo „nie da się wytłumaczyć przyczyn” dla których Niemcy „wykonywali jedynie rozkazy”.

Najbardziej jednak poruszające jest zdanie kontekstowe: „Dlaczego Natanjahu przypomina fakt iż do jesieni 41 rzeczywiście Niemcy negocjowali z Brytyjczykami transport Żydów z gett do Jerozolimy, czyżby chciał przypomnieć iż w pewnym sensie Nazistowskie Niemcy kładły kamień węgielny pod współczesne państwo Izrael”.

Jerzy Wilman, Inn.Media.Pl

Licencja: Creative Commons
0 Ocena