W związkach powinniśmy kochać się za bycie ludźmi, a nie kochać własne wyobrażenia.

Data dodania: 2008-01-09

Wyświetleń: 3594

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 1

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

1 Ocena

Licencja: Creative Commons

Filozofia, religia może reprezentować nam wiele spojrzeń na świat. Kartezjusz na przykład uważał, że istnieje coś co nazwał złudzeniem zmysłów, że nie wiemy tak naprawdę co jest jawą, a co snem. Zatracamy gdzieś rzeczywistość. Według tegoż stwierdzenia, możliwe jest aby nasz świat, który określamy mianem „rzeczywistości był tylko snem, natomiast to co w naszym mniemaniu jest snem było prawdą, , wtedy właśnie nasze związki, miłości byłyby tylko wyobrażeniem, wszyscy Ci ludzie, których określamy mianem „bliskich” byliby tylko serią obrazów. Zdaniem natomiast Platona to co uważamy za rzeczywistość jest tylko odbiciem ideału, my natomiast jesteśmy kajdaniarzami, którzy obawiają się zetknąć z tym co nieznane, nazywając ten ideał ułudą. Istnieją jednak i tacy dla których nasz świat jest naszym wyobrażeniem i to my go kreujemy według naszych możliwości. Bez względu jednak na te teorie w naszym życiu złudnym, pozbawionym ideału czy też wyobrażonym, smutnym luz też pięknym współistniejemy w społecznościach, darzymy wielu ludzi różnymi uczuciami, złudnymi czy też nie, będących zlepkiem psychologicznych zależności bądź też osnutymi welonem poezji i magii. Wybieramy co jakiś czas człowieka, który znaczy dla nas więcej niż inni, kogoś komu chcemy zaufać i powierzyć z czasem pewną odpowiedzialność za nasze szczęście lub też smutki. Zapewne wiele w tym jest nadziei, zapatrzenia ale jak można żyć bez tego?
Przecież jesteśmy ludźmi a to jest część naszego życia, niezbędna część, jednakże kiedy już jesteśmy w związku z miłości, z potrzeby, z ciekawości stajemy przed wieloma dylematami, czasem nasza osobowość buntuje się przeciw woli partnera/partnerki mamy ochotę wszystko rzucić, odejść, wywrzeć presję, cokolwiek, czasem po prostu zgadzamy się i pozostajemy w niezgodzie z samym sobą, a czasem zgadzamy się ale za plecami tejże osoby robimy to co każe nam nasza osobowość. Gdzie więc są granice?
Kiedy kompromis jest tym właściwym rozwiązaniem? I dla tych, którzy sądzą, że kompromis to jedyne wyjście. Czy na pewno? Czy kompromis nie jest krzywdą dla obu stron?
Podejmując decyzję o byciu z kimś przejmujemy pewną odpowiedzialność. To prawda, ale gdzie kończy się odpowiedzialność, a zaczyna się zatracanie siebie, zguba osobowości?
Z jednej strony należałoby powiedzieć, że kiedy kogoś poznajemy kochamy go właśnie takiego jakim jest, ale czy na pewno? Skąd w takim razie te kłótnie, ciągłe dopasowywanie się, zmienianie własnych obyczajów właśnie dla zgody między ukochanymi?
I czy naprawdę miłość polega na trosce o szczęście tej ukochanej osoby, czy może jest osnuta tajemniczą zasłoną egoizmu?

Wiele razy spotkałam się ze słowami „kocham cię, jestem zazdrosny o każdą osobę, którą spotykasz, każdą, która może być przy tobie kiedy ja nie mogę” czy to jest miłość? I kiedy to przypadkowe myśli o kimś innym zaczęto nazywać zdradą? Kiedy to ukochana osoba stała się nadczłowiekiem, a przestała mieć ludzkie odruchy, potrzeby, zachowania? Jakim prawem odbiera się ukochanej osobie prawo do swobodnej myśli, do odruchów tak dla niej naturalnych?
Kiedy mężczyzna spojrzy na jakąś kobietę, która przechadza się w makro-mini, natychmiastową reakcją kobiety jest stan głębokiego zaniepokojenia, oburzenia, dlaczego? Szczerze mówiąc zaczęłabym się martwić, gdyby mój mężczyzna się nie obejrzał, gdyby naprawdę myślał tylko o mnie i byłabym całym jego życiem. Bo przecież po co mi ograniczony mężczyzna, którego odruchy, „męskie odruchy” , zniszczyła fanatyczna miłość, bądź jeśli ktoś woli fanatyczne uwielbienie?
Chciałabym wykrzyknąć „Jesteśmy ludźmi, kochajmy się właśnie za to, że mamy wady, mamy potrzeby, mamy marzenia, które nie zawsze idą w parze z marzeniami tej ukochanej osoby. Kochajmy się- szanujmy się. Właśnie za to!!!”.
Kiedy potrzebujemy wolności, kiedy pewne ograniczenia nie pozwalają nam się rozwijać, bądź sprowadzają na nas nieszczęście, rozmawiajmy, wytyczmy sobie granice! Jeśli mamy dość na jakiś czas życia ze sobą, nie widujmy się przez kilka dni, wyprowadźmy się na tydzień, zamiast unieszczęśliwiać się na siłę- Jesteśmy tylko ludźmi. Mamy całkowite prawo nie chcieć kogoś widzieć, a czy to oznacza koniec tego związku? Nie. Dlaczego? Sądzę, że właśnie ten szacunek do bycia ludzkim, ta pokora wobec potrzeby i tychże odruchów czyni związek silnym. Do dyspozycji dano nam właśnie to życie i nie ma sensu je marnować na heroiczne wysiłki, na udowadnianie jak bardzo można się poświęcać, jak bardzo można porzucić samego siebie dla idei związku. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że tylko żyjąc w harmonii z samym sobą jesteśmy w stanie stworzyć harmonię z kimś innym. Związki nie dlatego się rozpadają, że brak w nim miłości, ale dlatego że brak w nich szacunku i zaufania.
Przecież można znaleźć złoty środek.
Są jednak takie rzeczy, które zadają ból ukochanej osobie, ale niemożność jej urzeczywistnienia rani nas samych. Co wtedy? Mam taką teorię: realizując nasze pragnienia nie zawsze ranimy ukochanych, czasem oni sami ranią siebie, rojąc sobie własną wizje tychże pragnień. Dlaczego to robią? Zazdrość, że byliśmy dość silni aby walczyć o pragnienia możność ich spełnienia? Wściekłość, że oni na chwilę nie uczestniczą w tym drobnym epizodzie? Ich poczucie, że przestali być najważniejsi? Strach, że możemy odejść kiedy dotkniemy innego świata? Nieistotne w większości są to urojenia, które im większe tym częściej prowadzą do rozpadu, tym częściej się realizują, poprzez podświadome działanie tegoż zazdrosnego, wściekłego itd. partnera. Działa to jak horoskop, im bardziej wierzymy w jego prawdziwość tym więcej spraw się sprawdza, autosugestia.
Wracając do tych urojeń tego niepotrzebnego cierpienia, które czasem zadajemy sobie sami, oto drobny przykład:
Ona: Idę z przyjaciółkami do klubu, nie mogę ciebie zabrać razem z sobą, bo wszystkie idziemy bez pary, jest to damski wieczór, poza tym musze trochę odpocząć od tej melancholii.
On: Idziesz sama?
Ona: Nie. Z przyjaciółkami
On: Nie chcę, żebyś się szlajała po barach tylko z koleżankami
Ona: Ale nie mogę Ciebie zabrać
On: A może jednak ktoś tam będzie?
Ona: Co masz na myśli?
On: Nic.
Po czym mężczyzna zdenerwowany, może trochę wystraszony, że kobieta może go zdradzić, trzaska drzwiami i wychodzi. Oczywiście przez kilka dni trwa pewna niemiła atmosfera, ale dlaczego tak naprawdę mężczyzna cierpiał?
Z braku zaufania? Z zazdrości? Tak naprawdę ona nic nie zrobiła. Miała ochotę wyjść, odprężyć się, poplotkować, on natomiast zamiast pozwolić jej spokojnie się bawić, na dobrą sprawę zniszczył jej cały wieczór. Ten mężczyzna sam się unieszczęśliwił. Zamiast zaufać i zrozumieć potrzeby kobiety po prostu ją obraził i tak na dobrą sprawę to on doprowadził do nieporozumienia. Podobnie rzecz oczywiście ma się z kobietami, które też co jakiś czas unieszczęśliwiają się rojąc sobie różne pomysły. A przecież każdy, ale to każdy ma prawo do swojej przestrzeni, prywatności, a jeśli komuś jest potrzeba niewiele tejże przestrzeni wcale nie musi to oznaczać, że partnerowi pasuje taka sama.
Może rozumiejąc i szanując potrzeby współpartnera będziemy w stanie żyć razem w pewien sposób szczęśliwie. Rozmawiając o pragnieniach i wymaganiach będziemy mogli tworzyć coś piękniejszego, obdartego ze zbędnych kłótni i nieporozumień, i jakkolwiek zazdrość jest potrzebna będziemy mogli zapanować nad tym, co przekracza granice zdrowego rozsądku, tego co nas niszczy.
Nie chodzi mi o to aby tolerować wszystko, ale o to aby wytyczyć granice tego, co wspólne a tego, co określa nasz indywidualny byt, to przecież wtedy kiedy całkowicie obdzieramy się z osobowości, z tego czym jesteśmy, tak naprawdę tracimy swój świat i swoje życie.
Zrozumienie własnych potrzeb, zrozumienie potrzeb partnera zaprowadzi nas do harmonii tak niezbędnej naszemu współistnieniu.
Spójrzmy jak łatwo akceptujemy i rozumiemy pragnienia osób, które są nam niemalże obce, dlaczego nie możemy w takim razie zaakceptować tego u ukochanej osoby. Zaufajmy, odłóżmy nasz strach na bok, wyjdźmy poza to wszystko, nauczmy się kochać siebie i innych w całości, kochać prawdę, odrzućmy miłość do naszych wyobrażeń. Pokochajmy w partnerze/partnerce człowieka nie boga.

Stańmy więc obok siebie obdarci na sekundę z uczuć i przelustrujmy własne zachowanie, te parę kłótni i zastanówmy się czy naprawdę warto podnosić głos, czy konieczne są te wszystkie ograniczenia, czy naprawdę zakazując tego, czy tamtego sami nie potrzebujemy tychże rzeczy. Stańmy się ludźmi godnymi człowieczeństwa.

Licencja: Creative Commons
1 Ocena