Ma 34 lata. Patrząc na Maćka ciemną nocą, w jakimś zaułku obcego miasta doznalibyśmy strachu. Pochylone, wielkie, zwaliste chłopisko, zwieńczone małą, łysą głową. Ten strach to wygląd Maćka, reszta już jest tylko zaciekawieniem, które w miarę zaspokajania wywołuje uśmiech i ulgę. Bo pozór bandyty zmienia się w dobrotliwego trzmiela, nieporadnego w ruchach, ale też i w mowie. W człowieka nieumiejącego skrzywdzić nie tylko muchy, ale niczego, co żyje*.
Dom
Maciek mieszka z Kamilką i Agą w starym, zaniedbanym poniemieckim domu w jednym z otaczających Wrocław miast. Agę poznał kilkanaście lat temu, zahukaną, zakompleksioną, zdominowaną przez matkę. Pokochał ją, a i ona wczepiła się w jedynego mężczyznę, jaki zwrócił w jej stronę zainteresowanie. Ciężko chora, pod opieką psychiatry, wpadająca z byle powodu w gniew kobieta wtedy znalazła swoją przystań. Trochę komicznie wyglądają stojąc koło siebie. On, ponad 180 cm wzrostu i ze 130 kilo wagi i ona, może z metr sześćdziesiąt, w porywach z pięćdziesiąt kilo. Zgarbiona, z pozoru cicha, nieobecna.
Pasja
Pasją Maćka jest Kamilka, ich córeczka. Gdy rozmawiam z nim o dziecku, uśmiecha się, jaśnieje, a mnie przestaje razić „kurczę” wrzucane w co trzecie słowo. I nagle nie dostrzegam wypisanej złośliwym losem na jego twarzy ułomności umysłu, bo mimo upływu czasu świat Maćka zatrzymał się ze dwadzieścia lat temu. Zaczynam w potoku słów mężczyzny wyświetlać sobie film z jego życia, które zbiegiem okoliczności znam z dnia na dzień coraz lepiej. Niezapomniane będzie przeżycie widoku Kamilki na placu zabaw. Drobnego dziecka, chronionego przed wszelkim złem dłońmi wiecznie uśmiechniętego ojca. Bo Kamilka też cierpi. Ma sześć lat, ale jej rozwój nie przebiega dobrze. Ile w tym zasługi genów ojca i matki, nie wiadomo. Faktem jest, że dziewczynka chodzi do zerówki, ale nauczycielka jest bardzo zaniepokojona rozwojem dziecka. Ponieważ z matką rozmawiać się nie da gdyż reaguje agresją na każdą uwagę w jej kierunku, te zastrzeżenia kieruje ku ojcu.
Praca
Maciek właśnie zaczął pracować. W styczniu ktoś wreszcie zaakceptował jego lekko głupkowaty uśmiech, papiery w kolorze żółtym i dał mu zajęcie. Teraz 7 godzin dziennie dba o plac w dużej firmie, czyści go i pucuje, wyrywa lebiodę z trawy wielkimi dłońmi, pomaga każdemu kto go poprosi z radością, chętnie opowiadając o swej Kamilce. A ma o czym opowiadać.
Historia
Oboje z Agą nie zarabiali ani grosza. Tylko przed chorobą, krótko po ślubie przez chwilę żona miała pracę. W stolarni. A on dorabiał gdzieś dorywczo, nosząc a to węgiel, a to podając pustaki na budowie, a to pomagając przy wykopkach. Trochę kasy dawało państwo. Gdy na świat przyszła Kamilka, oszalał ze szczęścia. Nie umiał zrozumieć tylko, dlaczego teściowa, matka jego żony wciąż atakowała ich sądownie, chcąc zabrać jemu i Agnieszce władzę rodzicielską nad dzieckiem. Przecież kąpali małą, opiekowali się jak umieli najlepiej. On kąpał… I on opiekował się… Bo żona… Kurczę, wyrywna jest… Mało cierpliwa, wie pan. I do domu nikogo nie wpuści. Może pan dzwonić ile chce. Nie wpuści. Opieka społeczna? Nieee, no przychodzili. Ale Kamilka ma swój pokój, ma wszystko. Ja nie chcę żadnej pomocy. Kurczę, jak to: mi pomagać? Nie chcę. Jest nerwowa… Żona jest nerwowa, kurczę sąd jej prawa ograniczył. No co…
Miłość dziecka
Kamila kocha ojca. Mówi tylko strzępkami słów, ale widać od razu doskonałą więź pomiędzy nimi. Tak, jakby czas dodając dziecku doświadczenia i powagi powoli zrównywał intelekty ojca i córki. Gdziekolwiek mogą, idą razem. Albo jadą. Bo Maciek ma rower z takim siodełkiem z tyłu dla dziecka. I jak jest zima, czy chłodno, to wiezie Kamilkę do szkoły. Nie, nie jest daleko. Trochę ponad kilometr. Martwi się jednym – dziewczynka wyrasta, już teraz szoruje często stopami po drodze. Co będzie, jak po wypadku wróci do szkoły na jesień?
Mądrzejsza nawet ode mnie
Nie, nie przeszła do pierwszej klasy kurczę. Maciek nawet się z tego cieszy, bo już nauczycielka mu wytłumaczyła, że tak będzie dobrze dla dziecka. Dobrze będzie powtórzyć zerówkę. Rozumie, że gdy pół roku temu, niedopilnowana przez matkę wpadła pod samochód i jej noga pękła na dwie części, nie mogła chodzić na lekcje. I że gwoździe, które załatały ranę też trzeba będzie niedługo wyjmować. I że wymaga habilitacji, leczenia. No rehabilitacji, kurczę. Wie dobrze, bo to on wozi córkę na zabiegi, on masuje jej mięśnie i pomaga stawiać pierwsze kroki po zdjęciu opatrunków, szwów i gipsu. A żona… Nie, nie wpuściła kuratora. Panie, ona nikogo nie wpuści, jej matka ją tak skrzywdziła. Ale kurczę, dba o Kamilkę. Ona już nawet liczy pięknie kurczę. I czyta… A wie pan, ona musi chodzić do szkoły, bo to bardzo lubi. To ja się cieszę. Cieszę się, że jak się już nauczy, to będzie mądrzejsza. Kurczę, może nawet… może nawet ode mnie mądrzejsza…
Docenienie i spełnienie
Praca absorbuje go najwięcej po Kamilce. Gdyby nie ten kochany maluch, jego córeczka, pewnie zamieszkałby w firmie. To co, że jego narzędziem jest miotła, a miejscem wiecznie zakurzony plac, że czasami towarzyszą mu spojrzenia współpracowników, których on, Maciek nie rozumie. Przecież każdy musi coś robić, a jak się już robi, kurczę, to jak najlepiej. I pręży się z dumy, pęcznieje wydając się jeszcze większym, jeszcze groźniejszym, gdy szef idąc do pracy zawsze do niego podchodzi, witając się podaje rękę i mówi: „panie Macieju, plac nigdy nie był tak czysty, dopiero pan go doprowadził do porządku”.
Jak ma się nie cieszyć, skoro jego natura to pogoda, to słońce, to prosty, składający się tylko z pastelowych kolorów świat? To nic, że czasami pada deszcz. Po nim przecież wszystko rośnie, nabiera kolorów. Będzie można pójść z Kamilką na spacer, tylko trzeba pamiętać, by być ostrożnym, bo nóżka ciągle boli. A kiedy doktor powie, że już jest dobrze, że już córeczka może robić wszystko, pojadą razem na wycieczkę do parku zabaw do Wrocławia. Tam, gdzie kilka miesięcy temu Kamilka zaśmiewała się do łez, biegając, psocąc, chichocząc wśród materacy, strzelnic, trampolin. Nie widział jej nigdy tak rozbawionej, świat dziecka, świat jej rodziny – a więc Maćka, Agnieszki, podwórka nie jest wesoły. Więc niech się pośmieje. Niech ta chwilka zabawy, którą jej da zastąpi ból zrastającej się nogi, i coś, czego tak za bardzo nie rozumie. To smutek, gdy woła ją mama, gdy on wychodzi do pracy, gdy zatrzaskują się drzwi domu i Kamilka biegnie do okna, żegnając jego, Maćka, odchodzącego na kilka godzin do pracy…
Jerzy Wilman, Inn.Media.Pl