Biblioteka w Silkeborgu jest jedną z sieci bibliotek gminnych. To zgrabny budynek z cegły, otoczony zielenią, drzewami i żywopłotem. Przed wejściem jest miejsce, gdzie przypinałem rower. Parking dla rowerów otoczony jest klombami kolorowych kwiatów. Podjazd jest szeroki, od czasu do czasu przechodzą ludzie. Znikają za rozsuwającymi się na boki, szklanymi drzwiami. Po chwili, gdy już zabezpieczyłem rower, wchodzę do środka. Mijam pierwsze rozsuwające się drzwi, białą bramkę jak w sklepach i supermarketach, oraz drugie drzwi.
Jestem na skraju, w środkowej części budynku. Na wprost jest recepcja z dwoma bibliotekarkami. Były bardzo miłe gdy się zapisywałem i wiem że zawsze mogę liczyć na ich pomoc. Po prawej są komputery i czytniki kart, gdzie się sprawdza stan konta, oraz okienko, w którym robot przyjmuje zwroty książek. Zgodnie z teorią ekonomii, gdy praca ludzka jest droga, zastępuje się ją robotami. Tuż przy mnie natomiast, bezpośrednio po prawej stronie, stoi skrzynka z wyprzedażą. Tam są książki po kilka-kilkanaście koron, których biblioteka chce się pozbyć. Przeglądałem je, ale nie znalazłem nic ciekawego.
Również po prawej (wciąż nic Ci nie mówię o tym co jest po lewej), no więc dalej po prawej, za tymi stanowiskami do sprawdzania swego konta po swoim peselu (tzn. po CPRze), jest dział ze słownikami, z literaturą wielojęzyczną. Tam spędziłem najwięcej czasu. Mają na przykład wspaniały, kilkukilogramowy, dwutomowy, czerwony słownik PL → DK oraz DK → PL o wartości 750 zł. Najlepsze, Gyldendal’a.
Również po prawej, ale przed działem wielojęzycznym, są stanowiska informatorów naukowych. To są bibliotekarze wyspecjalizowani w różnych dziedzinach. Pomagają pisać prace magisterskie, doktorskie, zaliczeniowe…. każde. Polecają książki na podstawie zapisów o tym co w przeszłości wypożyczałeś, dopytają się o Twoje gusta i wybierają wartościowe rzeczy.
A co jest po lewej?
Stanowiska z komputerami. Każdy może przyjść i skorzystać z internetu. Jest mnóstwo duńskich książek, oraz multimedia: płyty z muzyką i programami komputerowymi, ale to wszystko jest dalej… bo bezpośrednio przy wejściu, po lewej, jest robot - koń z długim ogonem. Dzieci przychodziły i ciągnęły go za ten ogon, a wtedy ten koń turkotał trybikami, błyskał oczami, kłapał żuchwą i czasem wydawał dziwny dźwięk, jakieś wycie.
Między działem z multimediami, a duńskimi książkami, tuż obok konia są kręcone schodki na górę, gdzie ściany oblepione są ogłoszeniami o wydarzeniach kulturalnych w mieście.
Atmosfera jest bardzo fajna. Rozwalił mnie robot przyjmujący zwroty książek. Przyszedłem oddać książki. Spytałem się gdzie się oddaje, bo jestem pierwszy raz, więc wysłali mnie do przeszklonego okienka. Podchodzę, patrzę przez to okienko i widzę dziwne rzeczy. Lada za okienkiem jest spadzista, obita śliską blachą, więc gdy położysz książkę i puścisz, to ona się obsunie i zatrzyma na takim stoliku-wadze, jakie codziennie spotykamy w supermarketach. Waga sczyta z niej kod paskowy a po chwili z oddali przylatuje stalowe ramię robota, łapie książkę i segreguje w przegródki. To trzeba zobaczyć.