Filozofia o samej filozofii ... o tym jaka była, jaka mogłaby być a jaka jest.

Data dodania: 2008-07-28

Wyświetleń: 2681

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Jak filozofuje się młotem ?

Filozofia czyli umiłowanie mądrości jest refleksją nad rzeczywistością”*

"Filozofia to miłość i dążenie do mądrości.Filozofia zmierza do celu, który mądrość już osiągnęła" *

„Nie ze wszystkimi tekstami musimy się zgadzać... nie wszystkie muszą być ze sobą spójne... ale to nie ważne. Filozofia nie jest doktryną, nie jest jedną teorią. Jest Poszukiwaniem. Dążeniem do prawdy, jak powiedzą jedni, czy też ćwiczeniem umysłu, rozszerzaniem ducha, jak powiedzieliby minimaliści...”*

„Filozofia : (...) Pierwotnie miało sens dosłowny i oznaczało poszukiwanie, umiłowanie mądrości (...) Obecnie terminu filozofia używa się w różnych znaczeniach (...) bo zakres rozważań filozoficznych i ich metoda ulegały historycznym zmianom, a rozumienie filozofii jest uzależnione od przyjętej tradycji filozoficznej „*

„Rozwinięta myśl filozoficzna mogła powstawać w środowiskach społecznych „otwartych”, podatnych na wpływy kulturowe z innych środowisk kulturowych, nie przyjmujących ślepo żadnych autorytetów, w tym przede wszystkim autorytetów religijnych (...) Filozofia jest, więc badaniem zagadnień najogólniejszych. Mniej ogólne zagadnienia badane są przez nauki specjalne (...) Pomimo, że pytania filozoficzne nie mają odpowiedzi spełniających kryteria naukowe, to przecierają się przez życie umysłowe (...) Filozofia (...) nie jest rozpatrywana pod względem naukowym, odzwierciedla ona czyjeś uczucia i przekonania. Dlatego też nie jest ona poddawana krytyce naukowej (...) Filozofia na pewno pozwala spojrzeć na problemy z różnych perspektyw”*

Człowiek (...) jest świadomy, że on sam dla siebie jest jakąś rzeczywistością, którą musi choć w części zrozumieć. Nawet nachylony nad wąskim pasem rzeczywistości, nad którym pracuje, dostrzeże jej złożoność, współ uwarunkowanie poszczególnych układów, wyłaniające się jakieś prawa ogólne. Nawet w kręgu własnych spraw, w grupie ludzi, z którymi żyje i pracuje, dostrzega ogólnoludzkie problemy dobra i zła, cierpienia i śmierci, wolności, miłości, praw moralnych.”*

„Słowo filozofia się zaciera. (...) jakoś nie mówi się o tej filozofii filozoficznej.”*



Nie wszystkie z pośród powyższych tekstów wciąż oddają zamierzone przekazy ich autorów, a z dużym prawdopodobieństwem moja ich dalsza interpretacja i wykorzystanie mieć nie będzie z ów zamierzeniami żadnych wyraźnych związków. Faktyczny jednak przekaz pracy w moich własnych zamierzeniach, twierdzę, że wyczerpująco uargumentuje autorom przytoczonych treści bezsensowność semantycznych sporów o ich przeznaczenie.

O tym więc jaki filozofować ... młotem, w formie tak upodobanej filozofom na przełomie dziejów, myśl, czas zacząć ...


Friedrich Nietzsche w swych pracach porównał etapy ewolucji mentalności na przełomie życia jednostki do trzech postaci. Dla pełnego zrozumienia odsyłam do ów tekstów, ja zaś na potrzeby wstępu ujmę ewolucję tą w kontekście mojej własnej mentalności.

W pewnym wieku (szacowanym indywidualnie) rodzi się zorientowana w swej introwertycznej naturze świadomość. Moja w ujęciu Nietzscheańskiej koncepcji ewolucji rozpoczęła okres „lwi”. Nihilistyczny, podważający wszelkie normy ustanowione, opiewający buńczuczność, hardość, przekorę, napastliwość, agresje erystyczną, impertynencje, narcyzm i pychę. Okres ten wyrzekł się wszelkich możliwości poznawczych wiedzy „obiektywnej”, na rzecz rozważań własnych i konstruowaniu niekoniecznie konstruktywnych zbiorów przekonań i wartości składających się na indywidualność mojej osoby. Poznanie społecznych procesów oddziaływań intra i interpersonalnych zachodzących w pozornie obiektywnej rzeczywistości na poziomie przekraczającym mądrość ów społeczeństw, określił bym dziś mianem celu ambitnego o naturze psychologicznej, psychologicznej choć na pewno nie przez wzgląd na przedsięwzięte wtedy środki, będące próbą filozoficznego opanowania subiektywnie właściwej perspektywy percepcji. Podjąłem się tego i to postawienie ów celu i dociekliwość sprawiły przejście do nieuniknionego (w moim przypadku) kolejnego etapu ewolucji, motywowanego już nie samym buntem a chęcią tworzenia.

Fundament twórczy oparty jednak na nie poszanowaniu wszelkich autorytetów i nieskrępowane wnioskowanie na podstawie nie udowodnionych tez objawił się pełną w brak uznania formą wywodów. Jak społeczeństwa nie życzą sobie bowiem dopuszczania tezy nie istnienia Boga przez wyobrażany chaos reperkusji w przypadku globalnego przyjęcia tezy podobnie też nie życzą sobie wszelkich myśli wykraczających ponad ich kanony prowadzenia dyskursów.


Nie przejmuje się formami i przychylnością bądź nie przychylnością w ich odbiorze, mam pełną lekkość w ich zmienianiu i jak wielu filozofów dysponujących młotem w postaci pióra stawiam za pomocom, właśnie formy, blok selekcjonujący odbiorców. Nie zrozumiałość tekstu powoduje ostracyzm gromu czytelników uznanych w bezczelnych założeniach autorów za odbiorców nie docelowych lub też mobilizuje tych, że do wstąpienia w ezoteryczny krąg odbiorców docelowych.

Będę myślał jak chcę i tak też pisał, tak postanowiłem i tego życzę wszystkim skłaniających się ku poszukiwaniu mądrości. Mimo nie odczuwania takiej potrzeby, do prac naukowych będę potwierdzał założenia przez źródła wg. potrzeb i wymagań stawianych przez Twoją percepcję, do wyrazu myśli, które z pewną dozą dumy nazywam filozofią nigdy nie zamierzałem i nie zamierzam jednak tego robić. Społeczeństwo krytyków wtórujących naukowym kryteriom, może z równie dużą dozą dumy i przeświadczeniu o swojej wyższości nad autorami oraz nieświadomie aczkolwiek w pełni zgodnie z życzeniem autora odejść i nie wracać więcej do tego typu tekstów. Idąc jednak ku głównemu tematowi pracy : Filozofia nie jest kolejną dziedziną wiedzy, którą możesz sobie uporządkować dzieląc jej spektrum na przydatne i nieprzydatne. Jest pierwszą z ów dziedzin i jedynie lub też aż ogólną podwaliną pod nie wszystkie. Dowody szukane przez społeczeństwa, co do których nigdy nie kryłem niechęci są zupełnie zbędnym wymogiem. To jak myślimy, jakie wnioski wyciągamy i jak oddziałuje to na nasze życie nie potrzebuje bowiem teoretycznego potwierdzenia.

Zgodzisz się chyba, że ogólnie przyjętymi dążeniami ludzi jest niewątpliwie kilka truizmów jak : poczucie spełnienia i satysfakcji, życiowe powodzenie pod względem materialnym oraz relacji interpersonalnych, rozwój osobisty, brak sytuacji stresowych, rozumienie, pewność siebie i swoich przekonań i kilka innych frazesów jak radość, szczęście, pomyślność itp.

Jako nie poprawny więc stawiam ogół tych celów i pytam czy jeżeli przeświadczę Cię o pozytywnym wpływie określonego poglądu na ich realizację, co potwierdzać będzie się w praktyce Twojego życia to czy potrzebujesz bym rozrysował Ci proces i źródła na podstawie których dotarłem do takiego to a takiego przekonania czy też Twoja mentalność powinna raczej rozkoszować się zmianą i jej efektami ? Przeceniane są bardzo odniesienia. Czy Twoja “wiedza obiektywna”, prawdy których tak pięknie w Twojej interpretacji Ci dowiedziono (bądź nie) mogły być początkowo czymś więcej niż tylko niepewną ideą pewnej jednostki. Wątpię byś podważał na co dzień Newtonowskie prawo ciążenia lub teorię względności Einsteina, wątpię też byś rozumiał te prawa w pełni i kiedykolwiek słyszał o źródłach ich powstania. Gdy w swych rozważaniach ktoś anonimowy i stylem wywodu podobny całkiem do nikogo, wyda osąd, pierwszą reakcją odbiorcy jest niestety szukanie autorytetu hołdującego ów przekonaniu zamiast analizy treści i autorytarnym, własnym uznaniu idei tekstu bądź tego uznania braku. Skłonność przyjmowaniu wszelkiej maści informacji jako wartościowych czy też bezwartościowych jest zbyt silnie uzależniona od śmiesznej zasady dowodu społecznego* i autorytetu podpisującego się pod nią, bym w tym kontekście mógł wyrażać tak do głupich zasad, jak i wszelkich bożyszczy tłumów, jakikolwiek szacunek.

Wyobraź sobie, dziecko wygłaszające pogląd o estetycznym absolucie dostrzeżonym w połamanej łopatce zanurzonej w rzygowinach pozostałych na brudnym śniegu przy poniszczonym śmietniku. Wątpię byś z takim poglądem się zgodził, uznałbyś go raczej za wariactwo dziecka nie godne uwagi, skutecznie podłamując pewność siebie i obniżając samoocenę biednego przedszkolaka. Gdyby jednak widok ten uwieczniło stu najwybitniejszych malarzy, fotografów, rzeźbiarzy, pisano by wiersze, książki i pieśni na jego cześć, światowa prasa rozpisywała by się o tym z zachwytem, tworzono by zabawki, gry i filmy opiewające piękno tego zjawiska, które od przyjmijmy że wielu już lat byłoby widokiem codziennym i wręcz czczonym przez ogół, gdyby wtedy znalazło się dziecko które patrząc na tą samą połamaną łopatkę w tej samej scenerii uznało by ją za obrzydliwą pewnie ponownie uznałbyś jego pogląd za wariactwo dziecka nie godne uwagi, skutecznie podłamując pewność siebie i obniżając samoocenę biednego przedszkolaka.

Ludzie tak rzadko dziś starają się myśleć samodzielnie i nie widzę żadnego docierającego do mnie przekonująco powodu dla którego miałbym kultywować ich tradycję. Brak we mnie szacunku do osób negujących myśli jednej osoby z powodu ich niezgodność z myślami innej. Skłonny byłbym wyrazić go w takim przypadku pod warunkiem, że negujący porównywał by zgodność z myślą własną nie zaś obcą, choć i wtedy negacja nie wydaje mi się szczytem ucywilizowania. Zbyt silnie obecna wydaje się jednak w dzisiejszych czasach chęć bycia “ponad kimś” by móc uniżać się przed kimś choćby prostym docenieniem.

Filozofia młotem jest dla mnie swobodną myślą, nieskrępowaną ni to brakiem kierunkowego, naukowego wykształcenia, ni to tytułami, które kolektyw filozoficznych pacyfistów byłby skłonny mi przyznać, ni też w końcu i chyba przede wszystkim potrzebą zgodności z kimkolwiek dla czyjegokolwiek usatysfakcjonowania. Bez odtwórstwa jedynie poprawnych politycznie ideologii i bez obaw o kontrowersyjność wyrażanych poglądów. Pojęcie filozofii jako w pełni wolnej dążącej do własnych celów myśli się zaciera, a mój symboliczny zaczerpnięty z Nietzschego “młot” jest jedynym co może przebić sztywne kontury którymi chce się ją zarysować. W takim ujęciu nikt kto chce dać wyraz swoich refleksji nie potrzebuje odnośników i źródeł, potrzebuje jedynie inspiracji i bodźców, które jak mały kamyk na wielkiej górze powodują olbrzymią lawinę. To na łamach tej potrzeby daje sobie i innym niezbywalne prawo do przeinaczania (oczywiście przez szacunek dla czyjejś myśli z zaznaczeniem tego faktu) słów, poglądów czy obrazów innych osób, do doszukiwania się i wyrażania dwuznaczności, do wnioskowania po przeprowadzeniu nielogicznego ciągu refleksji. Nie zgadzam się tylko na jakiekolwiek ograniczenia myśli. Filozofia młotem jest prawdopodobnie jedyną formą wyrazu tak silnie ułomną w swej logice i naukowości a jednocześnie w tak minimalnym stopniu poddającą się krytyce. Autorom nie trudną pojąć jak bez barier się wypowiadać. Więcej barier tkwi jednak w odbiorcach i to w tych najsilniej staramy się wymierzać ciosy młotami. Odbiorców tekstów filozoficznych nauczyć należy pokory wobec anonimowych nadawców, ale przede wszystkim operowania samym młotem. Jeżeli kto bowiem sięga do tekstów takie jak ten, znaczy, że pociąga go pułap myślenia na którym są pisane. Jeżeli tak, to nie może on przecież stosować wyuczonych zasad poznawczych do określania czegoś co ów zasadom nie podlega.

Dla lepszego rozumienia : gdy sam wczytuje się w uderzenia młotów, nie szukam w nich pola do krytyki, nie szukam punktów z którymi się zgadzam by chwalić i tych z którymi się nie zgadzam by negować. Szukam hipotetycznych bodźców inspirujących autora, staram się go zrozumieć i podziwiać przeprowadzony przez niego wywód, chcę dostrzec w nim intencje umysłu prowadzącego i co najważniejsze przyjmuje wpływ jaki wywierają na mnie jego poglądy, nawet jeżeli są tylko inspiracją dla kolejnych, własnych, refleksji. Bardziej szukam idei niż argumentacji, dowody są dla mnie bardziej dodatkiem, jak przypisy “czy wiesz że ...” w podręcznikach szkolnych. Chciałbym znać autora każdego tekstu który czytam by móc stwierdzić czy człowiek tak myślący jest szczęśliwy i spójny z tym co głosi. Jeżeli tak, a ja sam przez posiadany pogląd na tą samą sprawę czuje dysonans ze mną jako całością i pewną dozę unieszczęśliwienia, z dużym prawdopodobieństwem warto, dla mnie, przyjąć przekonania tej osoby. Bycie sobą to nie naiwne trzymanie się własnych przeglądów i twierdzenie że są najlepsze, to bardziej słuchanie i wzbogacanie własnych systemów myślenia i hierarchii wartości. Filozofia młotem nie musi jednak być wcielonym w życie poglądem autora, byłoby to bowiem kolejne ograniczenie, nałożone na myśli, może być ona jedną z koncepcji, które posiada on (autor) niejako w repertuarze, na wadze własnego osądu i sam oczekuje kolejnych bodźców od odbiorców by uznać wyższość jednego nad innymi. Rola młotów po obu stronach jest nieoceniona w rozwoju osobistym, obydwu stron, dlatego konkluzją powyższego wywodu niech będzie apel o to byś : otworzył się na myśli, odpuścił egoizm i wartościowanie samego siebie przez porównania i zamiast krytycyzmu nauczył się “miłości i dążenia do mądrości” według definicji filozofii Seneki, gdy czytasz lub słuchasz, nie rób tego przez pryzmat autorytetu autora, w wyrażanych bowiem myślach to myśli właśnie są najważniejsze, nie ich autorzy. Nauczmy się dążyć do mądrości zamiast unikać niezrozumiałości, myśli wywodów mogą być chaotyczne, możemy doszukiwać się nieistniejących w nich przekazów , bo przecież gdy je znajdziemy nikt już nie może nazwać ich nieistniejącymi. Nie istnieje wyłącznie pojęcie nadinterpretacji za, które tak często negowały Cię nauczycielki języka Polskiego przy opracowaniu poezji. One też nie wiedziały co autor miał na myśli ...


25.07.2007
Licencja: Creative Commons
0 Ocena