... Świat musiał się z kąś wziąć, nie ma na ten temat jednoznacznych wypowiedzi. Brak tu faktów i jakiejkolwiek dozy pewności ... prócz tego, że skąś musiał, lub ktoś musiał go stworzyć. W poprzednich częściach mówiłem o ludziach, którzy mają moc, mówiłem o Tobie, jako o tym który też ma tą moc w sobie. Moc która zaakceptowana i rozwinięta potrafi leczyć, materializować myśli, wracać życie. Moje myśli chcąc poznać nieskończoność tej że siły ruszyły w dalszą podróż. Musiałem przyjąć tylko jedną tezę by ta wyprawa dotarła do niewiarygodnego punktu, w którym Twoja boskość przestaje być symbolem Bogów nad Tobą i staje się boskością Twoją nad ludźmi.
Teza którą przyjąłem brzmi : „Boskość w Nas nie ma ograniczenia, rozwija się daleko po za nasze pojmowanie, więc nie mogę krępować wyobrażeń o niej ich prawdopodobieństwem w moim pojmowaniu” Być może wyznacza ona cel naszego istnienia.
Zacząłem się zastanawiać nad sobą samym, nad ludźmi żyjącymi na świecie i pojęciem szukania sensu życia. Nad określaniem, samego siebie, etapu swojego rozwoju. Nad porównaniami do innych, ocenami wydawanymi przez Nas i o nas. Zapytałem też jak to wszystko wygląda po za naszym światem. Czy Bóg potrzebuje się określać i jaki jest jego ... sens życia. Z kotła myśli z którego nic nie wynikało wyrwało mnie kilka zdań wypowiedzianych przez mojego przyjaciela. Nie będę ich przytaczał, ale przedstawię Ci teorię która we mnie powstała.
Zacząć ją mogę praktycznie w dowolnym punkcie, bo nie jestem w stanie wskazać jej jednoznacznego początku. Zacznę od „teraz” w życiu pewnego człowieka i utworzę dla Ciebie hipotetyczną pętle zdarzeń, które wrócą do „teraz” w życiu, po części, tego samego człowieka.
Nazywał się Pater. Mieszkał w jednym z miast kraju i kontynentu, ziemi zamieszkałej przez podobnych mu ludzi. Być może czytał dwie poprzednie części „dziejów myśli...”, a może po prostu wiedział, że chce się rozwijać by czuć się bliższym Bogu. Wiedział, że ciało i umysł, które ma są jedynie kolejnym domem dla jego duszy. Postanowił uniżyć się przed nią by godnie sprawować tą funkcję. Wierzył. Nie potrzebował imienia dla swego Boga. Czuł go i wiedział, że nie pomyli tego uczucia z żadnym innym, chciał tylko żyć w zgodzie z nim. Nauczył się z nim rozmawiać, czuł skierowaną do niego wdzięczność za życie, nie mógł jednak pojąć dlaczego dostał ten dar. On sam, to jak się zachowywał, myślał, czuł i żył podporządkowane było pojęciu dobra w które głęboko wierzył. Nauczył się funkcjonować wg. tej idei w otaczającym go, tworzonym na zupełnie innych prawach świecie. Jego wiara pozwalała mu doświadczać w kolejnych latach czegoś co My dziś traktujemy za „cud”. Potrafił leczyć ludzi jedynie dlatego, że chciał ich dobra. Potrafił zmieniać świat w którym żył i ludzi którzy mu towarzyszyli dając im wiarę, nadzieje i oczyszczając ich serca. Czuł się dobrze, nadszedł moment, że nie potrzebował już oceniać innych i siebie względem nich. Nie potrzebował rozważać sensowności i mądrości własnych myśli, czuł ich dobro w które tak silnie wierzył. Po kolejnych latach umiał materializować swoje myśli, rozmawiać z ludźmi nie wypowiadając ani słowa, umiał unieść się nad ziemią, przejść po wodzie i wskrzesić obumarłe już ciało. Ludzkość miała go za namiestnika Boga, w którego przywykli wierzyć. Pater jednak nie chciał być dla nich Bogiem a Bogiem wraz z nimi i to wyróżniało go z tłumu. Chciał przekazywać to innym i robił to mimo, że większość słuchała go tylko przez wzgląd na jego widoczną boskość. On faktycznie sięgnął tej boskości, znalazł ją w sobie, jednak jeszcze mała jakaś część, głęboko w nim kazała mu cieszyć się nie tylko z niesienia dobra, ale też z wyobrażenia ludzi o nim samym. Czuł, że to ostatnia rzecz, którą musi zwyciężyć by poznać tajemnice o którą tak wielu ludzi go pytało. W długich rozmyślaniach, medytacjach, śpiewach i stanach transowych których doznawał odkrył, że poznanie odpowiedzi nie będzie możliwe póki celem jej poznania będzie chęć nauczenia jej z pozycji nauczyciela, celem musiała być dana szansa na zrozumienie przez innych bez przytłaczającej postaci dla której ludzie będą chcieli się przypodobać i jej równać. To była jego odpowiedź.
To był dziwny dzień dla świata, media nagłośniły śmierć największego we współczesnych czasach jak różnie określała światowa prasa : maga, szamana, mędrca, mistrza duchowego, mistyka ... po kolejnym miesiącu świat zapomniał, a kilku na nim wciąż dążyło drogą Pater'a. Nie miało to znaczenia dla niego samego.
Pater, ze świadomością w swej duszy stał przed możliwością nowego wcielenia, nie chciał jednak zaczynać życia od początku na ziemi, którą znał, chciał najpierw znaleźć sposób na urzeczywistnienie odpowiedzi, którą dla siebie znalazł. Był silny, na tyle silny by jeszcze po za życiem spełnić swoje przeznaczenia które uznał będąc na ziemi. Wyparł on z siebie całe zło i tak z jednej duszy powstała druga. Obie dusze były silne, jednak dobra część tak starannie rozwijana przez całe życie na ziemi miała większą moc. Tak naturalna dla ciemnej duszy zazdrość i chęć władzy kazała mu prowokować Pater'a do walki. Byli tylko oni, byli ciemnością i jasnością tego samego bytu. Pater przekonany o sile dobra stworzył lądy i oceany, faunę i florę, zwierzęta ... świat idealny, raj, i stworzył ludzi którzy mieli w nim żyć będąc dowodem przed ciemnością, że dobro, które w nim jest ma wyższość nad złem które z siebie wypędził. Dał ludziom część siebie, dał im część swojej silnej duszy by żyli. Pater wierzył, że i druga dusza gdy będzie musiała patrzeć na to jaką radość daje dobro stanie się końcu dobrą. Frater jak nazwała się zła dusza, nie miał dość mocy by stworzyć drugi świat. Postawił jednak drzewo na środku świata Pater'a, które miało zrodzić owoce jego zła. Podstępem namówił ludzi by zjedli te owoce, przez co nieświadomie przyjąć mieli jego w swe czyste życie. Tak też sie stało. Dwie części duszy znów połączyły się w swoich miniaturach. Pater zaślepił ich umysły by nie świeciło ich złej części światło ewangelii, ich boska moc którą miały ich dobre części, a którą mogli by wykorzystać do złych celów. Pater i Frater obserwowali świat, próbując wpływać na jego dzieje. Ludzie dzielili części dusz, które powołały ich do życia na kolejne pokolenia. Pater chciał uczyć ich szukania w sobie dobra które kiedyś sam znalazł jako człowiek, wierząc, że garstka z nich jest w pełni czysta chciał zabić potopem pozostałych. Frater chciał uczyć instynktów i siły, którymi i za życia starał się bronić przed Paterem. Starał się odciągnąć ludzi od myśli o Bogu ... dawał im żądze i ułudę, wymuszał tworzenie praw i zasad wg. których trzeba postępować by tylko zapomnieli o pojęciu naturalnego dobra, którego skalanie tak misternie kiedyś opracował.
Świat się zmieniał, Pater przez coraz większe odsunięcie się od niego ludzi, coraz rzadziej mógł ich uczyć, za to Frater coraz częściej przekonywał go o swojej wyższości. Pater wierzył. Tak jak wierzył na ziemi na której sam żył, tak i teraz na ziemi którą stworzył wierzył w to, że kiedyś zapanuje dobro a Frater ulegnie. Starał sie szukać po świecie dobrych ludzi, starał się dawać im nadzieje i odwagę w poszukiwaniach drogi do niego samego. Chciał ich nagradzać, więc czynił dobro dla tych którzy go wyznawali. Frater nieustannie starał się go od tego odwieść. Pewnego dnia przyszedł do niego i powiedział : „łatwo jest ludziom w Ciebie wierzyć gdy ich nagradzasz, gdybyś pozwolił mi czynić zło tym którzy w Ciebie wierzą, każdy by w Ciebie zwątpił”. Pater uległ. Wybrali jednego z dobrych ludzi i Frater dotknął go nieszczęściem, zabrał mu majątek, rodzinę i zaraził trądem. Hiob jak nazywał się ów człowiek, wytrwał jednak w swojej wierze a Pater zrozumiawszy błąd który popełnił, wystawiając na próbę wiarę w dobro, ulegając namową Fratera nagrodził go przywróceniem i pomnożeniem majątku. Walka trwała, dobro i zło z pogłębiającą się siłą zła, prowadzącą do kłamstw, kradzieży, gwałtów, mordów i wojen formowały świat. Pater wielokrotnie wątpił, tak jak kiedyś wątpił w Boga nad nim tak dziś wątpił w ludzi stworzonych na swoje podobieństwo. Wątpił gdy przykładał wszelkich starań by obudzić poprzez tych którzy wierzyli, dobro w pozostałych a Frater w swej przewadze poprzez miniatury siebie zabijał ich, palił na stosach, krzyżował. Ludzie byli ich życiem.
Pater'a ucieszył kiedyś pewien chłopiec, miał na imię Filius. Mieszkał on w jednym z miast kraju i kontynentu, świata zamieszkałego przez podobnych mu ludzi. Być może czytał dwie poprzednie części „dziejów myśli...”, a może po prostu wiedział, że chce się rozwijać by czuć się bliższym Bogu. Wiedział, że ciało i umysł, które ma są jedynie kolejnym domem dla jego duszy. Postanowił uniżyć się przed nią by godnie sprawować tą funkcję. Wierzył. Nie potrzebował imienia dla swego Boga. Czuł go i wiedział, że nie pomyli tego uczucia z żadnym innym, chciał tylko żyć w zgodzie z nim. Nauczył się z nim rozmawiać, czuł skierowaną do niego wdzięczność za życie, nie mógł jednak pojąć dlaczego dostał ten dar. On sam, to jak się zachowywał, myślał, czuł i żył podporządkowane było pojęciu dobra w które głęboko wierzył. Nauczył się funkcjonować wg. tej idei w otaczającym go, tworzonym na zupełnie innych prawach świecie ...
Historia ta nie ma zakończenia i nie chcę też dawać Ci wniosków. Pater, Filius ... wydaje mi się, że czuje w ich dziejach sens życia dziś na ziemi, boje się jednak takiego scenariusza, bo nie widzę celowości w przekraczaniu granicy. Boje się Frater'a, który czeka na tej, że granicy między boskością w Nas a boskością nad nami ... póki jednak mogę, szukam swojego sposobu do funkcjonowanie wg. idei dobra w otaczającym mnie, tworzonym na zupełnie innych prawach świecie ...
13.07.2008r.