Wyobraź sobie taką scenkę. W wygodnym fotelu siedzi mamusia z dzieciątkiem. Oboje uśmiechają się do siebie. Dziecko szczebiocze jak radosny ptaszek. A teraz pytanie: Czy jest między nimi zaufanie? Być może odpowiesz „Ależ oczywiście, cóż za głupie pytanie. Tu nawet nie trzeba mówić o zaufaniu”. No właśnie. Obserwując taką scenkę nikt nawet nie zastanawia się nad kwestią zaufania, bo ono po prostu JEST!
A teraz inna scenka. Wyobraź sobie jakąkolwiek sytuację z drugą osobą… jakąkolwiek. I w pewnym momencie ta osoba mówi ci: „Zaufaj mi”. Hmm… Być może jeszcze przed sekundą wszystko było w porządku, było poczucie pewności i zaufania. Teraz jednak gdy to słowo zostało wypowiedziane, w umyśle musiało się pojawić również jego przeciwieństwo. Wcześniej sytuację czułeś sercem, była spójność i jedność, teraz to poczucie zaufania rozdwoiło się na „wyobrażenie zaufania” i „wyobrażenie zwątpienia”, które również emocjonalnie odczuwasz.
Kolejna scenka. Załóżmy, że posiadasz samochód albo rower. Jakiś czas temu zostawiłeś go na parkingu przed domem, w garażu albo w innym miejscu. Przypomnij sobie i zobacz oczami wyobraźni gdzie go ostatnio zostawiłeś. Bardzo dobrze. W takim razie teraz odpowiedz na pytanie: „Czy wierzysz w to, że on nadal tam jest?”. Stop! Nie zaglądaj przez okno! Szczerze odpowiedz sobie na to pytanie. Być może jeszcze przed chwilą było to dla ciebie oczywiste, ale gdy zadajesz sobie takie pytanie to umysł generuje wszystkie możliwe opcje, a więc również i tę, że być może ten samochód już tam nie stoi. I zapewne odczujesz to w jakiś sposób.
A teraz spójrz na monitor swojego komputera i odpowiedz sobie na kolejne magiczne pytanie: „Czy wierzysz w to, że ten monitor jest tu przed tobą?”. Hmm… nonsens! Jak mam wierzyć albo nie wierzyć, skoro on JEST tutaj przede mną! (chyba, że czytasz ten tekst z kartki :-)
No właśnie, gdy coś JEST, to o pojęciu „wiara” nie ma żadnej mowy. Wierzyć „musimy” tylko wtedy, gdy nie możemy rzeczywistości doświadczyć bezpośrednio. Gdy ktoś chce cię do czegoś przekonać, to każe ci ufać i wierzyć. OK, nie każe. Sam ufa i wierzy, żyjąc w złudzeniu i dokładnie to samo rozsiewa wśród tych, którzy go słuchają. Po wielu latach, czy nawet wiekach, takie złudzenie mając miliony popleczników staje się skostniałe i twarde jak skała. Nawet gdyby taki człowiek bezpośrednio na własne oczy zobaczył, że jest dokładnie odwrotnie, to nie zmieniłoby to jego przekonań, bo chwilowy wgląd w prawdę nie zawsze przebije twardy beton przekonań.
Pewien rolnik poszedł do ZOO. Był to stary rolnik, który całe życie pracował tylko przy krowach i świniach, nie miał telewizora, nie czytał książek ani gazet. Oglądnął wszystkie zwierzęta po kolei, podziwiał ich wygląd, zastanowił się głęboko… ogólnie mówiąc, bardzo mu się te egzotyczne zwierzęta podobały. Gdy wyszedł już z ZOO, stanął, zamyślił się i powiedział do siebie: „Żyrafa? Nie, to niemożliwe. Nie ma takich zwierząt. Przecież z taką długą szyją nie da się żyć. Serce nie byłoby w stanie pompować krwi tak wysoko, taka szyja łatwo mogłaby się złamać. I nogi ma za cienkie aby to wszystko utrzymać stabilnie. Na pewno by upadła i lew by ją zjadł. Nie, absolutnie żyrafy nie istnieją”. I z tym przekonaniem wrócił do domu.
Gdy Kolumb po raz pierwszy przybył do Nowego Świata, tubylcy nie widzieli jego okrętów. Nie byli w stanie ich zobaczyć bo nigdy wcześniej czegoś takiego nie widzieli i nie podejrzewali nawet możliwości istnienia takiego zjawiska jak okręt. Dopiero gdy ktoś „bardziej trzeźwy” zwrócił ich uwagę na to „coś”, wtedy już byli w stanie je ujrzeć.
W naszym życiu istnieje wiele przekonań, w które ślepo wierzymy, nie zastanawiając się już nad tym. Chociażby kwestia KOŚCIÓŁ – BÓG. Kościół, tzn. księża, ciągle mówią o wierze w Boga. Brzmi to tak jakby częściowo w niego wątpili. Gdyby naprawdę go doświadczali, to by żyli w upojeniu wewnętrzną radością, z ich uśmiechu wręcz promieniowałaby wewnętrzna radość i miłość. Z samej obecności takiego człowieka każdy mógłby czerpać tyle ile by chciał. Taki człowiek czułby swoją jedność z wszystkimi i wszystkim. Gdy ktoś JEST w poczuciu jedności z Wszechświatem to nie musi prosić o pieniądze, nie musi składać politycznych obiecanek, że „pójdziesz do raju po śmierci”, bo samym sobą pokazuje, że raj jest TU i TERAZ w nim i dookoła, a więc i w tobie również jest. Mówienie ludziom co mają robić, bez życia tym o czym się mówi, na szczęście nie działa. To jest tak jak w powiedzeniu „To co robisz, krzyczy tak głośno, że nie słyszę tego co mówisz”. Więc co wtedy robisz? Tak, krzyczysz głośniej, potem montujesz nagłośnienie, a w końcu powstaje radio i telewizja aby siać propagandę jeszcze głośniej. A siebie nadal nie zmieniasz, bo po co? Ludzi wiecznie nie da się okłamywać, bo PRAWDA zawsze zwycięża, ona nie musi krzyczeć, ona JEST. Człowiek, który żyje w slumsach nie będzie w stanie nagle żyć w pałacu. Jeśli chcesz mieć raj po śmierci, to musisz nauczyć się żyć w raju już teraz. A twój raj nie jest na zewnątrz, jest ukryty głęboko wewnątrz, tylko drzwi do niego trochę krzakami zarosły, być może kolczastymi. Święty to nie jest ten, który mieszka w niebie, ale ten, który nawet z piekła potrafi zrobić niebo.
Wielu tzw. chrześcijan jest tak zahipnotyzowanych, że słowo „Kościół” traktują na równi ze słowem „Bóg”. Niby wierzą, że Bóg jest wszędzie, ale w kościele ponoć jest go więcej. Hmm… pomyślmy. A może w kościele jest go jednak mniej? No bo przecież w kościele najczęściej mówią nam aby w niego wierzyć, aby mu ufać. A jednocześnie wiemy, że Bóg stworzył nas na Swój obraz i podobieństwo. A więc gdzie jest tego Boga najwięcej jeśli nie w tobie? Nie czujesz go? Oczywiście, bo szukasz wszędzie dookoła. Szukasz go w kościele, w Częstochowie, być może wyjeżdżasz do Indii do Sai Baby, czy jedziesz zobaczyć się z papieżem. W porządku, skoro wszystkie drogi prowadzą do Rzymu to i wszystkie prowadzą do Boga. Żaden kilometr tej drogi nie jest zmarnowany bo służy uświadomieniu ci, że tam go nie znajdziesz. Na zewnątrz znajdziesz tylko drogowskazy do Boga, a nie Jego samego. (Oczywiście, że Bóg jest tym wszystkim dookoła, jednak w to musisz na razie wierzyć, bo tego nie czujesz). Takim drogowskazem jest na przykład poczucie uwielbienia, czy miłości do świętego, do Jezusa, czy chociażby do drugiego człowieka. Samo to właśnie poczucie miłości jest już zalążkiem odczuwania Boga. Ten obiekt zewnętrzny w postaci drugiego człowieka, jest tylko narzędziem, drogowskazem. Musisz tylko zrzucić z siebie te zasłony iluzji i hipnozy społecznej, a wtedy twój kwiat rozkwitnie w pełnym blasku słońca.
W poprzednim akapicie napisałem „tzw. chrześcijan” bo przecież jak sama nazwa wskazuje, chrześcijaninem jest ten, który kroczy drogą Chrystusa, który kieruje się zasadami takimi jakimi żył Chrystus. Nie wszystko czego naucza Kościół pochodzi od Chrystusa. Przez te dwa tysiące lat, wiele tekstów biblijnych zostało zmienionych, a wiele innych to produkty dostosowane do aktualnych potrzeb Kościoła i polityki. Wielu, tzw. chrześcijan, to tylko „kościelnicy”. Chodzą do kościoła, klepią paciorki, a potem atakują, wyzywają wszystkich, którzy pokazują prawdę o nich, o ich wielebnych ojcu z Torunia, itp. Tworzą w ten sposób agresywne „ugrupowanie bojowe” o cechach sekty.
W takim razie czy Kościół jest zły? Nie, Kościół bardzo niegrzecznie zachowywał się w średniowieczu, ale już się zmienił wraz ze wzrostem ogólnego światowego poziomu świadomości. Czy w takim razie księża źle wykonują swą pracę? Nie. Oni wykonują swoją pracę. Dokładnie tak. Wykonują pracę. Większość z nich to po prostu urzędnicy kościelni w sutannach, którzy robią to, czego byli przez sześć lat seminarium uczeni. Zdarzają się pojedyncze jednostki wśród księży, którzy naprawdę czują to wewnętrzne powołanie by służyć Bogu i ludziom, by szanować i kochać ludzi. Jeśli nie znasz takiego to zapytaj sąsiada czy kogoś z sąsiedniej miejscowości. Tacy istnieją. Niestety, jak zauważyłem, Kościół takich nie lubi. Są to najczęściej wygnańcy, którzy za to kim są, skazywani są na wygnanie do jakiejś małej parafii gdzieś w Zadupiu Małym. Taki ksiądz generuje niewielki dochód finansowy, a więc nie jest w stanie przypodobać się swoim przełożonym. Gdy taki ksiądz wyda książkę, w której głosi „zbyt postępową” prawdę, to albo Kościół o nim milczy, albo wręcz potępia. Takimi przykładami mogą być chociażby Józef Tischner (raczej świętym nie będzie, zbyt dużo głoszonej świadomości w jego wykładach) czy Anthony de Mello (mocno potępiany, poczytaj w Wikipedii).
Wiara jest więc pustym słowem, gdy się ciągle o niej mówi. Prawda pojawia się sama między wierszami. Pewien znajomy biznesmen powiedział mi kiedyś: „Reklamy pokazują prawdę. Mówią różne rzeczy, ale pokazują prawdę”.
- Co masz na myśli – zapytałem.
- Weźmy na przykład taką reklamę pasty do zębów. Występuje w niej aktor w białym kitlu, niby dentysta. OK, załóżmy, że to jest dentysta i poleca on dokładnie tę pastę do zębów. No właśnie i teraz zastanów się, gdybyś był dentystą, to na czym by ci zależało?
- Zależałoby mi aby mieć jak najwięcej pacjentów, a tak się dzieje tylko wtedy gdy ludziom psują się zęby.
- No właśnie, a więc reklama pokazuje prawdę, tylko trzeba ją oglądać świadomie. Ten dentysta pokazuje prawdę, polecając tę pastę.
Biały fartuch aktora jest podświadomym poleceniem „zaufaj mi i uwierz w to co mówię” (bo przecież jako dentysta znam się na zębach). Ani słowo „uwierz” ani „zaufaj” w reklamie nie są używane bo byłaby to jawna manipulacja, więc zastosowali tu polecenia niewerbalne, które bazują na podświadomych stereotypach.
A więc w co masz wierzyć i czemu ufać? Zapomnij w ogóle o tych słowach, a tam gdzie je usłyszysz, niech ci się od razu zapala czerwona lampka alarmowa. Nie wierz nawet w to co tu napisałem, to przecież tylko teorie dla umysłu. PRAWDA jest ponad tym wszystkim. Po prostu obserwuj życie, obserwuj siebie, swoje reakcje, szukaj ścieżek zwracania się do swojego wnętrza, do swojej intuicji. Bo żaden biskup, ani święty, ani guru nie objawi ci PRAWDY, dopóki nie odkryjesz jej w SOBIE. W SOBIE, a nie w umyśle! Nie myśl za dużo, tam PRAWDY nie znajdziesz.
„Tam skarb twój, gdzie serce twoje”.
Skoro w tytule jest „Wiara i zaufanie”, to pomyśl tylko co mógłbyś/ mogłabyś sobie uświadomić gdyby tytuł brzmiał „Prawo i sprawiedliwość” :-))