Czy może chce tego to malutkie ego, które utożsamia się z twoim ciałem żyjąc w ciągłym strachu przed utratą tego co już „zdobyło”. A cóż takiego zdobyło? Wylicz teraz co takiego zdobyłeś w swoim życiu, a w czym nie brał udziału ktoś inny. Masz coś? To teraz zastanów się głębiej czy rzeczywiście tak jest.
Chcesz mieć uznanie, chcesz być ważny? A nie jesteś? Jeśli gdzieś głęboko w sobie nie czujesz swojej wielkości, to ciągle i upierdliwie będziesz żądać od całego świata aby ci udowadniał, jak dla tego świata jesteś ważny. A jednocześnie gdzieś w głębi duszy będziesz czuć, że to jest jedna wielka fikcja, jedno wielkie kłamstwo, w które usilnie starasz się wierzyć, chociaż i tak wiesz, że z prawdą nie masz szans.
Przypomina mi się tu mój początkowy okres w wojsku. Zasady w wojsku są takie, że młodsi stopniem muszą pierwsi salutować starszym. Nazywa się to „oddawaniem honorów”. Jeśli młodszy nie odda honoru starszemu, to ten zazwyczaj wyraża swoją frustrację bardzo głośno i wyraźnie „Żołnierzu! Oczy wam p… oczy zarosły? Honorów oddawać nie umiecie?”. Oczywiście tak zachowywali się przede wszystkim ci, którzy na te honory najmniej zasługiwali, czyli ci, którzy byli zaledwie rok dłużej w wojsku. Starzy oficerowie w takiej sytuacji zazwyczaj albo upominali delikatnie, traktując to jako element wychowawczy, albo w ogóle się nie przejmowali czymś tak błahym. Jeśli celowo zignorowałem jakiegoś kaprala, którego nie lubiłem, a on mnie upomniał, że „nie oddałem mu honoru”, to zawsze miałem ochotę mu powiedzieć, że niczego mu nie zabrałem, więc oddawać nie będę. A zwłaszcza honoru, który warto byłoby mieć własny, a nie przywłaszczony na siłę od kogoś innego. Nigdy tak jednak nie powiedziałem bo nie warto zabłyszczeć inteligencją przed głupim kapralem, potem może się mścić. Zemsta jest sposobem na obronę ważności swojego ego przez tchórzy i słabeuszy.
Człowiek, który wewnątrz czuje, że jest mały i słaby, większą część swojej uwagi będzie kierował na udowadnianie sobie i światu, że jest wielki i ważny. Stąd w historii mamy wiele przykładów gdy człowiek niski, który wewnętrznie był mały, dochodził do władzy, to stawał się tyranem dla świata albo przynajmniej dla swojego otoczenia (Hitler, Stalin, pan K., i inni). Natomiast człowiek, który czuje swój związek ze swoją duszą, który wie, że żadne zewnętrzne sytuacje nie umniejszą jego wielkości, jest już wielki i nie potrzebuje tego nikomu udowadniać. Przykład: Gandhi, Matka Teresa. Wielkość jest w każdym z nas, musisz ją tylko odkryć w sobie, a nie odkryjesz jej szukając na zewnątrz, szukając poklasku, uznania czy zainteresowania ze strony innych ludzi. Jeśli chcesz być dla kogoś ważna czy ważny to bez względu na to jak ktoś cię szanuje, zawsze będziesz dopatrywać się „dziury w całym”, zawsze będzie ta szczypta niepewności „czy aby na pewno jestem dla niego ważna?, dlaczego on nie chce mi udowodnić, że jestem dla niego ważna?”. Colin Tipping w swojej książce „Radykalne Wybaczanie” pięknie nazywa to „zmową dusz”. Nasze dusze umawiają się, że ja się tak zachowam w stosunku do ciebie, że ciebie to zaboli. Albo mnie to zaboli, to nie ma znaczenia. Powstała w ten sposób sytuacja ma nas czegoś nauczyć. Jeśli niczego się nie nauczymy to nasze dusze zorganizują inną sytuację, z której będziemy musieli wynieść tę samą naukę. I tak w nieskończoność aż się nauczysz. Myślisz, że gdy zmienisz partnerkę czy partnera życiowego to uciekniesz od „bycia niekochaną”, „bycia mało ważną”, „nie bycia księżniczką jego życia”, czy też uciekniesz od tej „wrednej baby”? Owszem, uciekniesz od niego czy od niej na chwilę, ale od siebie nie uciekniesz. Twój następny partner będzie dokładnie taki sam, tylko w innym ciele. Dopóki nie zabijesz demonów w sobie, będą się one pojawiać wokół ciebie. To ty jesteś magnesem, który przyciąga świat taki, jaki masz w sobie. Zapewne znasz powiedzenie, że jeśli chcesz zmienić świat to sam się zmień najpierw.
Dawniej ludzie żyli zgodnie z naturą, z jej cyklami i zasadami. Dzisiaj wszystko zmieniamy i dostosowujemy do siebie, przyroda ledwo sobie z tym radzi. Stąd taka duża ilość tzw. chorób cywilizacyjnych. Coś za coś. Owszem, dziś żyje nam się znacznie lepiej. Dziś zwykły człowiek żyje w o wiele lepszych warunkach niż dawniej żyli królowie. Zewnętrznie patrząc, warunki życia są lepsze bo cały czas pracujemy nad ulepszaniem naszego „zewnętrza”. Nie możemy patrzeć w dwóch kierunkach jednocześnie, nasze wnętrze na tym traci. Już dawno nie pamiętamy kim jesteśmy, dlatego liczymy na to, że ktoś inny odpowie nam na to pytanie. Kim jesteś? Kierowcą, sprzedawcą, księdzem, policjantem, nauczycielką? Bzdura, to tylko chwilowe etykietki, chwilowe maski. Zajrzyj głębiej. Zajrzyj tam gdzie rozum nie sięga. Wszystko chcesz zrozumieć, chcesz mieć wyjaśnione, przedstawione od A do Z. Nie, rozum tam nie ma dostępu. Tam jest cały twój świat, o wiele większy od tego, który widzisz dookoła, więc nawet jego ułamka rozumem nie ogarniesz.
W jaki sposób możesz zacząć wgląd w siebie? Jak zacząć odkrywać siebie? Jest to jednocześnie proste i trudne – trenuj pokorę i medytuj. Bycie pokornym oznacza zdejmowanie z siebie masek, zdejmowanie warstw cebuli, która jest jedynie pancerzem twojego ego. Im twardsze ego tym większy ból. Gdy natomiast zdejmiesz z siebie wszystkie warstwy, pozostanie ZERO. Zera nikt nie jest w stanie zranić, poniżyć, zniszczyć. „Pokorne ciele dwie matki ssie”. Człowiek, który ma kontakt ze swoim wnętrzem, wręcz promieniuje od wewnątrz, czuć tę charyzmę, w oczach widać, że nie jest to człowiek zwyczajny. Wielkości takiej osoby nie trzeba udowadniać, bo ona jest. Zupełnym przeciwieństwem jest ktoś, komu bardzo zależało na władzy czy uznaniu i zdobył tę władzę, stanowisko czy tytuł. „Dzień dobry panie dyrektorze, o jak dobrze dzisiaj pan wygląda”, „Dzień dobry kochanie, widzę, że zmieniłaś uczesanie, w takich włosach wyglądasz znacznie piękniej”. Sraty taty. Dziecinada. Ja wiem, że udajesz, ty wiesz, że ja wiem, ale tak wszyscy robią, więc kontynuujemy ten rytuał. Ja czegoś chcę od ciebie, więc nadmucham twoje ego, abyś ty dał mi coś co nadmucha moje ego. Im bardziej moje ego będzie nadmuchane, tym poczuję się bezpieczniej, poczuję się ważna, kochana, chciana. Gdy ja z jakichś powodów nie zaspokoję oczekiwań twojego ego, to ono wtedy wierzga, kopie, gryzie, awanturuje się „bo nie jestem dla ciebie ważna”, „lekceważysz mnie”, „pan mnie zignorował”, itp. Pretensje, pretensje, pretensje. A więc co, mam się dać poniżać, oszukiwać? Nie, masz sprawić aby nie było w tobie nic co dałoby się poniżyć. To jak jak nie da się pokonać armii, której nie ma. A zazwyczaj jest tak, że gdy ktoś nas skrzywdzi to w obawie przed kolejnym zranieniem utwardzamy na sobie jeszcze grubszą skorupę. W skorupie ciężko się oddycha. Tam nie ma przestrzeni aby żyć. Więc nie żyjesz, udajesz że żyjesz, udajesz, że się uśmiechasz, udajesz że jesteś szczęśliwy. Włącz tylko telewizor – większość polityków to ciężkie chodzące skorupy. A może wręcz przeciwnie – zajmujesz się rozwojem duchowym. Jeśli tak to bardzo uważaj, bo możesz pomyśleć sobie, że jesteś kimś lepszym. Zwłaszcza żal mi księży, którym się wydaje, że bycie księdzem to jest z założenia podążanie ścieżką duchową i zachowują się tak jakby byli pępkiem świata. To też bardzo ciężka skorupa, polerowana przez setki lat tradycji. A co świat na to? Świat stosuje zasadę równowagi. Gdy przeciągniesz wahadło w jedną stronę to musisz się napracować aby je utrzymać w miejscu. Prędzej czy później puścisz i świat pociągnie je w kierunku przeciwnym. W ten sposób właśnie działa zasada „ostatni będą pierwszymi”. Chcesz być ważny – to prędzej czy później dostaniesz w łeb. Gdy natomiast nie zależy ci na poklasku i ważności – świat sam cię wzniesie do góry. To co lekkie idzie do góry. A ciężka skorupa musi runąć w dół. Prawo grawitacji działa nieubłaganie również świecie duchowym, nie tylko fizycznym.
Gdy chcesz być ważny – to w 90% jesteś nieszczęśliwy, bo świat nie ma zamiaru spełniać twoich zachcianek. Musisz na wszystko ciężko pracować, a potem wypinasz pierś mówiąc „popatrzcie, wszystko to osiągnąłem swoją ciężką pracą”. Żałosne. Kto chce tego słuchać? Jedynie ci, którzy chcą coś od ciebie uzyskać. Natomiast będąc pokornym wzbudzasz zupełnie inne odczucia w swoim otoczeniu. Oczywiście istnieje zagrożenie, że ktoś mógłby cię wykorzystać dla swojej korzyści. Ale to jest część gry, patrz na to długoterminowo a nie tylko z perspektywy danej sytuacji. Rachunki zawsze muszą się wyrównać.
Mam pewną znajomą, która wyznaje zasadę bądź pokorna jak baranek a przebiegła jak lisica. Pokora i szczerość same w sobie jest najwyższą formą przebiegłości. Dzięki stosowaniu takiej zasady jest ona uwielbiana przez swoich przyjaciół i bardzo łatwo zdobywa nowych.
Pewien wielki duchowy mistrz mówił: bądź bardziej pokorny niż źdźbło trawy. Zdobyć się na to nie jest łatwo. Przynajmniej wiesz, w którym kierunku warto dążyć.
Co wspólnego ma pokora z poznaniem siebie? Dokładnie WSZYSTKO! Cały wszechświat wewnętrznie, w swej najbardziej subtelnej formie stanowi jedność. Samolubstwo i egoizm jest tego przeciwieństwem, więc wszechświat ze swej natury stara się unicestwić ego. Natomiast bycie pokornym wskazuje na głębsze zrozumienie naszej jedności, jest niejako postrzeganiem innych ludzi jako części jakiegoś jednego wielkiego organizmu. To jest zrozumienie, że pomagając tobie, pomagam sobie. To jest odkrywanie warstwa po warstwie, kim naprawdę jestem.
Czy na w połowie zapełnioną szklankę wody powiesz, że jest w połowie pusta czy w połowie pełna? Pesymista odpowie, że w połowie pusta, a optymista powie, że w połowie pełna. OK, a co powie mistyk? Mistyk spojrzy i powie jaka jest rzeczywistość. Szklanka do połowy jest wypełniona wodą, a druga jej połowa jest wypełniona powietrzem. Tak jest i już. To nie jest żaden powód do narzekania, że czegoś brakuje. Tak jest chwila obecna i już. Wszyscy postrzegamy świat w różny sposób i nazywamy to rzeczywistością albo faktem. Sowieci swoje największe kłamstwa publikowali w gazecie o nazwie „Prawda”. Patrzymy na sytuację i wydaje nam się, że to co widzimy i czujemy w związku z tą sytuacją to jest fakt. Spoglądasz na świat spod grubej warstwy skorup i wydaje ci się, że widzisz go wyraźnie, nie mówiąc już o odczuciach. Jak można mieć prawdziwe odczucia do świata zewnętrznego gdy jest się zakutym w ciężki pancerz?
Jak jeszcze możemy wykorzystać metaforę ze szklanką wody? Jeżeli chcesz być ważny i mieć uznanie u ludzi to tak jakbyś siedział na szczycie szklanki i spoglądał na jej wnętrze w dół. Szklanka może być pusta, częściowo zapełniona lub pełna. Zadowolony będziesz tylko wtedy gdy będzie pełna, czyli stosunkowo rzadko. Będziesz wymagać od ludzi aby ciągle ją napełniali bo niepełna szklanka to uraza na twojej godności, to niespełnienie twoich oczekiwań.
Natomiast człowiek pokorny zagnieździ się na poziomie dna i jest szczęśliwy. Gdy szklanka jest pusta – w porządku, taka jest natura szklanki, czasami bywa pusta. A gdy cokolwiek się w szklance pojawi, taki człowiek przyjmuje to z wdzięcznością, jako coś extra. Wszystko co jest powyżej jego poziomy przyjmuje jako dar od świata i jest szczęśliwy. Promieniując szczęściem, przyciąga szczęście, które udziela się innym. Takie poczucie wdzięczności ma silne właściwości magnetyczne, przyciąga tylko to co jest najlepsze, więc szklanka się napełnia i zaczyna się przelewać. Z nadmiaru korzystają inni. Człowiek szczęśliwy jest źródłem szczęścia i obfitości, nie tylko dla siebie lecz również dla innych. Przykłady masz w przyrodzie: drzewa rodzą nadmiar owoców, nic z nimi nie zrobią i nic za to nie chcą; krowa ma nadmiar mleka, ciele tyle mleka nie wypije. W przyrodzie istnieje nadmiar i pokora.
A czym jest ta medytacja, o której wyżej wspomniałem? Odpowiedź jest prosta: medytacja to nie jest to co myślisz.
A jakie da ci korzyści? Żadnych. Same straty. Będziesz tracić swoją skorupę warstwa po warstwie, celem jest dojście do ZERA.
Kim więc jesteś? No właśnie. Kto ci na to pytanie odpowie?