Kontynuacja artykułu o dziejach myśli o Bogu, ta część prócz samej ciekawej teorii, da Ci mam nadzieje pewien pogląd na postrzegania własnego życia i jego celowości. A także odpowiada na naczelne pytanie z części I :) Miłego czytania

Data dodania: 2008-07-07

Wyświetleń: 2812

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

W pierwszej części, „dziejów” po ciężkiej podróży w głąb myśli o Bogu, dotarłem do kolejnego uczucia pustki. Do momentu w którym w pełni zrozumiały wydawał się dla mnie Stoicki Logos rozumiany jako Bóg i jego odwzorowanie w ludziach i ich umysłach. W dość logicznym ciągu udało mi się podać argument za przewyższającym prawdopodobieństwem istnienia Reinkarnacji, kolejnych wcieleń nad dokończeniem żywota w Piekle bądź Niebie. Nie wiem jednak nadal, po którym wcieleniu i czy w ogóle kończy się życie duszy na ziemi. Być może i ona kiedyś przenosi się w miejsce które potocznie nazywamy właśnie Niebem i Piekłem. Kiedy jednak to następuje.?. Czy faktycznie dzięki rozważaniom mogę dotrzeć bliżej Boga.?. lepiej go zrozumieć.?. Może chociaż odpowiem na któreś z pytań ... Czy Bóg istnieje .?. i dlaczego ludzie w kościołach biją się w pierś, powtarzając „moja wina”. Musiałem ruszyć dalej ...
Pamiętasz, wspominałem o biografiach hinduskich mistrzów duchowych w poprzedniej części. Informacja o tym, że ktoś, gdzieś na świecie, żyjący dziś nie zaś w bliżej nie określonej, przekłamanej przeszłości, czyni cuda, materializuje przedmioty, wskrzesza ludzi lub leczy ich z chorób dała mi kolejny materiał do przemyśleń. Hipotezą wyjściową stał się dla mnie wpływ odległości od Boga na zdolności paranormalne. Za odległość uznałem poziom oświecenia, przy czym za jego szczyt wziąłem kompletną jedność z nadświadomością. Jedność ta miała oznaczać zdolność do czynienia „cudów”. Potrzebowałem przede wszystkim wskazania tego poziomu, począwszy od genezy do ostatecznego kształtu, poprzez ciąg wpływów na oddalanie się ludzi od Boga.
Przede wszystkim musiałem oddzielić w własnych myślach pojęcie Boga w rozumieniu istoty wyższej, ponad światem, od znaczenia w trójpodziale, świadomości, podświadomości i nadświadomości. Znalazłem jedno określenie, które mogłem uznać za pasujące, które niezależnie od kontekstów zawsze oznaczało coś transcendentnego, niezależnie czy był to Bóg czy Szatan : „Theos” zawsze określał „kogoś ponad”. Miałem swojego stworzyciela „rzeczy widzialnych i nie widzialnych”. kolejnym punktem mojego planu było prześledzenie wydarzeń przez pryzmat dotychczasowych przemyśleń.
„Theos” stworzył świat i ludzi, których za zerwanie owocu z drzewa mądrości wygnał z raju. Dzieje kolejnych pokoleń, to dzieje ludzi dwu-rodzaju, wierzących i nie wierzących w boską moc. Wśród wierzących są to dzieje takich patriarchów jak Noe słyszący głos Ducha świętego zapowiadającego potop, jak Abraham walczący z wyzwaniem zabicia syna, czy jak Izaak i Jakub którym towarzyszył ten sam głos. Świat nie wierzących to świat ludzi tworzących społeczeństwa, politykę, technikę, pracę i naukę w tym także struktury i nauki kościołów. Wśród wierzących mamy także Mojżesza, który czynił Cuda, rozstępując morze, czerpiąc nauki wprost od ducha świętego (dekalog) niosącego je do ludzi, określając ich autora mianem Jahwe. Wśród niewierzących pojawia się kapłaństwo zakazujące wymawiać tego imienia, by nie profanować jego świętości, by uniemożliwić używanie go do celów magicznych oraz by uniknąć posądzenia o politeizm, gdyż jak tłumaczyli jeżeli Bóg posiada imię własne, znaczy to że są inni Bogowie, od których należy go odróżnić. Zakazano imienia a czas sprawił, że w ludziach pozostał jedynie mętny obraz Boga. Dzieje Patriarchów są urwane bądź ukrywane przez kapłanów aż do pojawienia się Jezusa Chrystusa. Syna Boga Ojca, wysłannika ducha świętego uznanych po jego ukrzyżowaniu za wcielenie Boga w trzech osobach.
Chciałem zrozumieć to historię patrząc ze znanej mi już perspektywy. Chciałem zrozumieć co stało się z umysłami ludzi od czasów gdy między nimi a „Theos'em” istniał dialog. Byłem już pewien, że mogę liczyć na tylko jedno źródło. Pismo ! wskazówkę znalazłem w liście do Koryntian.

„ Theos świata tego zaślepił umysły niewierzących
aby im nie świeciło światło ewangelii
o chwale Chrystusa który jest obrazem Boga”

To Nasze wygnanie z raju, pozbawienie ludzi boskiej mocy „by nie świeciło im światło chwały”, gdy po raz pierwszy udowodnili (Adam i Ewa), że mimo danych im możliwości kusi ich władza i wiedza równa „Theos'owi”. Dzieje Patriarchów to dzieje tych którzy „poznali Jahwe (Nadświadomość) jako tego dla którego nie ma rzeczy niemożliwych, ale nie poznali go jako Jahwe który jest zawsze blisko nich, pragnie ich bliskości i wszędzie im towarzyszy... „. Gdy usiadłem z „księgą rodzaju”, licząc kolejne lata, które upływały od wydarzenia do wydarzenia istotnego dla opisania ich dziejów, odkryłem, że żyli oni po kilkaset lat. Psychologia dostarczyła mi informacje o sile naszej podświadomości do regenerowania każdej komórki naszego organizmu. Patrząc w tym ujęciu możliwe byłoby, że pomimo nie możności użycia siły ich Nadświadomości w pełni wykorzystywali oni podświadomość podtrzymującą życie ich ciał przez tak długo. Dopiero Mojżesz poznał Jahwe który jest zawsze blisko, pragnie bliskości i mu towarzyszy. Świadectwem są cuda które czynił. Jednak błędem, który popełnił była odpowiedź na pytanie czyje nauki niesie. : ”Jahwe, idź i powiedz Jahwe posłał mnie do Was ...” . Przypomnijmy, że Jahwe oznacza „Jestem który jestem” Więc właśnie on (Mojżesz) był tym którego wg. ludu Izraela przysłał Bóg. Bóg jako Jahwe czyli nadświadomość, którą za niego uznali. Imienia zabroniono. Kapłaństwo, łaknące władzy i wiedzy najwyższej z dostępnych, zabiło dostęp do Jahwe pod groźbą śmierci za profanacje świętości, której się bali. Magii jak to określili, czyli siły jaką niesie za sobą jedność z naszym najwyższym ja. To prosty instynkt, nie mogli bowiem kontrolować czegoś czego się nie rozumieli a czego miejsce chcieli zajmować.
Zaryglowani w podświadomości ludzie żyli wyznając Boga, którego mieli w sobie, przypisując mu stworzenie świata. Degradacja społeczeństwa, filozofia i propaganda uznawana wtedy za uświadamianie budowała pancerz w dostępie do podświadomości. Podświadomość jak doczytałem, nie zna podobno dobra ani zła, wydaje mi się jednak, że zna te pojęcia i to dosyć dobrze. Potwierdzają to zapewnienia hipnotyzerów, mówiące, że człowiek w transie (w którym hipnotyzer kontaktuje się z jego podświadomością z pominięciem świadomości) nie zrobi nic czego w głębi siebie nie chcę, co uznaje w głębi za złe. Średnie ja, głębia siebie, jest częścią umysłu otwartą na każdą myśl, o nie zwykłej mocy przetwórczej wszelkich informacji i jak uznałem : pierwotnie uwarunkowanym kręgosłupie naturalnych przekonań. Ludzkość zaczęła sie jednak uczyć, zaczęli tworzyć własne wizje tego co jest dobre a co złe, ugruntowane w prawie zamiast w wierze. Zaczęli kategoryzować wiedzę, na przydatną i nie przydatną. W podświadomości naturalnie zrodził się mechanizm filtrujący. Niższy umysł mający przetwarzać zasady nie spójne z tymi atawistycznymi zamierzeniami twórcy. Symbolem zwieńczenia przemiany czy też wykształtowania się niższego ja był Jezus Chrystus, zrodzony a nie stworzony, świadomość.
Zrozumiałem, że Jezus był dla ludzi pięknym symbolem tego co utracili. Był tym, który poddał się wierze w własną boskość, czego przez zastraszenia kapłaństwa bano się robić. Głosił swą podległość wyższym warstwom swojego ja, unikając tym samym porównań z byciem „Theos'em”, Przekonał ludzi, że „cuda” czyni ten, który jest pod postaciom ludzką nie Bóg i pokazywał ludziom ich boskość w nich samych. Podczas studiów nad jego życiem, których konkluzją są poprzednie zdania, urzekła mnie historia dwóch ślepców którzy przyszli do niego by przywrócił im wzrok. Stanęli przed nim, prosząc o wyleczenie. Zapytał on ich czy wierzą, że to właśnie on może to sprawić. Gdy odpowiedzieli twierdząco, przyłożył dłonie do ich oczu i zamiast czynić Cud, powiedział „niechaj się stanie według wiary Waszej”. Ślepcy otworzyli oczy dostrzegając zapomniany świat kolorów i kształtów. To nie jego a ich boskość, przywróciła im wzrok . Siła podświadomości przemieszana z nadświadomą mocą. Jezus Był symbolem i jest nim nadal, symbolem, który na tym etapie zakończył moje poszukiwania.
Cała moja historia, doprowadziło mnie do uznania mojej własnej jak i Twojej boskości. Mamy możliwość być bliżej „Theos'a” poprzez rozwój samego siebie, rozwój opierający się o uznanie wyższości nieznanych nam części siebie, dokładnie tak jak głoszą to nauki o Jezusie Chrystusie :

„takiego bądźcie względem siebie usposobienia, jakie było w Chrystusie jezusie, który chociaż był w postaci Bożej nie upierał się zachłannie przy tym, aby być równym Bogu, lecz wyparł się samego siebie przyjął postać sługi i stał się podobny ludziom”

Mimo, że mamy w sobie boskość, jesteśmy jedynie sługami tego co stworzył w Nas „Theos” : naszych dusz. Wyparcie się samych siebie, kategoryzowanych zasad, przekonań, nauk i praw zaszczepionym Nam przez społeczeństwa powodowane „grzechem pierworodnym”, żądzą władzy nad nami, to sposób na podróżowanie w górę naszej jedności z duchem. Nie mamy wyboru jeżeli chodzi o nasza postać podobną ludziom. Mamy jednak powinność decydować o naszym pojmowaniu tej postaci. Otwartość na, nie zgłębione i nie opisane pojęcia dobra i zła, zaprojektowane w Nas przez stwórce, to droga do przybliżenia się do niego. Oczywiście samo jego istnienie jest nadal tylko teoretycznym założeniem, powstałym w wyniku potrzeby przyjęcia, którejś wersji powstania świata. Niezależnie jednak od jej przyjęcia czy nie przyjęcia, nie możemy pominąć faktów świadczących o transcendencji wyższych części naszych umysłów. Telepatii, lewitacji, telekinezy, leczenia wolą ... biografie takich osób jak Satya Sai Baba pozwalają osadzić w rzeczywistości proponowane przeze mnie ujęcie dziejów myśli o Bogu.
Nie zależnie od tego jakich przymiotników chcieli byśmy użyć do określenia dzisiejszych czasów, w których przyszło nam żyć biorąc za przykład katolików, żyjemy w świecie nauk Chrystusa wypaczonych z pierwotnych znaczeń przez ówczesny kler. Dziś wchodząc do kościoła, nie witam skupionych wiernych radosnym „dzień dobry”, wchodzę pełen pokory dla własnego umysłu by w atmosferze zapomnianej prawdy starać się pogłębić moje, jego zrozumienie, naszą jedność. Gdy ludzie w okół biją się w pierś mówiąc „moja wina”, rozumiem ich wyrzuty sumienie za nieświadome uśmiercanie ich własnego piękna i ... nadal nie czuje powinności bycia jednym z nich. 06.07.2008 r.
Licencja: Creative Commons
0 Ocena