To modne. To pożądane. To upragnione. Wiedzieć „jak”. Specjalizujemy się w tym. Robimy wszystko, aby wiedzieć, „jak”, aby być lepszym, sprytniejszym, bardziej zaradnym, a może to nie o to chodzi? Może to jest postawione na głowie? Może ktoś nas zaprogramował do tego abyśmy tracili czas na to by wiedzieć „jak” a ważniejszym, o wiele ważniejszym jest, „po co” i „kto”? Ten tekst jest na przekór ogólnej tendencji do tego by wszędzie wszystko robić samemu, wiedzieć jak coś zrobić. Nie namawiam tu oczywiście do tego by siedzieć i nie potrafić nic zrobić, ale chodzi mi tu o właściwe rozpoznanie tego procesu „jak-robienia”.
Słyszałem o takiej teorii, że my, nasze ego nie jest w stanie samo nic wymyślić. Najpierw pojawia się impuls z podświadomości, który później, jako myśl jest zauważany przez świadomość, która sobie później przypisuje zasługi, że „to ona wymyśliła”. I co w związku z tym? Ano to, że WSZYSTKIE „nasze” dokonania nie są nasze a przynajmniej, nie w takim sensie jak je obecnie postrzegamy. Unosisz nos do góry, bo skończyłeś wyższe studia, osiągnąłeś coś wielkiego, wygrałeś wielkie zawody a tym czasem może wcale tak nie było… może byłeś tylko świadkiem, obserwatorem, który to wszystko doświadczył i stwierdził „ok, podoba mi się to i się z tego cieszę” lub „nie, to jest do bani, nie udało mi się i jestem z tego powodu nieszczęśliwy”.
Do czego zmierzam? Do tego, że nie powinniśmy się skupiać na narzędziowym wykonywaniu czegoś, ale raczej na tym, „kto” lub „co” i „dlaczego” to wykonuje, bo tak naprawdę nie wiemy wiele o sobie samych. Zaskoczyła Cię wiadomość z początku poprzedniego akapitu? Myślę, że wielu zaskoczyła, ale o tym się nie mówi, to nie jest promowane, to jest ukrywane abyś nie zaczął za dużo myśleć o sobie, o tym, kim jesteś, czym jesteś i po co jesteś, bo… może się okazać, że możesz bardzo dużo.
Zobacz, proces tworzenia teoretycznie wygląda w uproszczeniu tak: wiesz, co chcesz zrobić, wiesz jak to zrobić, wiesz, po co chcesz to zrobić, więc siadasz i robisz. Ale w praktyce wygląda to tak: Twoja podświadomość „widzi” siebie w jakiś sposób np. jestem szczęśliwy, twórczy, pracuję, jako artysta malarz. W związku z tymi myślami o sobie, tworzy adekwatne do tego projekty. W Twojej głowie pojawia się wesoła myśl o obrazie przedstawiającym jakieś szczęśliwe zdarzenie – po prostu, kreuje to, czym jest teraz. Ty, jako ego podchwytujesz te myśli i „tworzysz” obraz. Na jego podstawie, na podstawie tego jak zareagowało na ten obraz społeczeństwo dokładasz sobie kolejną identyfikację „jestem uznanym malarzem”, więc następny obraz wychodzi jeszcze lepiej, bo „jestem coraz lepszym malarzem”…. To samo dzieje się też w drugą stronę. Jesteś nieszczęśliwy, nic nie potrafisz, nic nie masz, wszystko Ci się rozwala, to Twoja podświadomość jest pełna takich myśli o sobie i wszystko, co projektuje z siebie, każdą myśl, każde dzieło będzie tak robić, tak ustawiać, aby mieć rację, aby rzeczywiście wszystko Ci się rozwalało i nie wychodziło… świadomie to zauważasz i dokładasz sobie kolejny kamień, „ale jestem nieudacznikiem”. Co zatem z tym zrobić?
Zamiast myśleć o tym „jak to zrobić?” Pomyśl, „kto to robi” i „dlaczego”. Może dojdziesz do takiego wniosku, że dana rzeczy pójdzie Ci o wiele łatwiej? Wszak zupełnie inaczej smaruje masłem chleb odnoszący sukcesy malarz od zdołowanego nieudacznika… Obaj ludzie, ale zupełnie inaczej na siebie patrzący, bo ich podświadomości zupełnie inaczej siebie postrzegają a więc o sobie myślą. Zacznij, od kto, później, dlaczego, a dopiero potem, co – jak pojawi się samo.
Jasne, to wymaga pewnej refleksyjności nad sobą. Uważności, codziennego nawyku zwracania uwagi na to, co w danej chwili robimy, myślimy. Nie jest to łatwe w dzisiejszym świecie pełnym bodźców, impulsów, potrzeb, chęci, pragnień i ucieczek… i być może ten szaleńczy pościg za tym by wiedzieć „jak” doprowadzi nas w końcu do tego, aby zadać sobie pytanie, „dlaczego” i „kto”. Dopiero wtedy pojawi się prawdziwe szczęście.
Tego wszystkim życzę
Krzysztof