Temat podatku od zysków kapitałowych, popularnie nazywanym podatkiem Belki, od nazwiska ministra finansów Marka Belki, wraca regularnie. Wprowadzony w 2001 r. stał się źródłem dodatkowych dochodów do kasy państwa oraz elementem obietnic wyborczych kolejnych rządów, które planują jego likwidację. Czas jednak mija, a podatek jak był, tak jest i wydaje się mieć całkiem nieźle.

Data dodania: 2008-03-14

Wyświetleń: 3113

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Temat podatku od zysków kapitałowych, popularnie nazywanym podatkiem Belki, od nazwiska ministra finansów Marka Belki, wraca regularnie. Wprowadzony w 2001 r. stał się źródłem dodatkowych dochodów do kasy państwa oraz elementem obietnic wyborczych kolejnych rządów, które planują jego likwidację. Czas jednak mija, a podatek jak był, tak jest i wydaje się mieć całkiem nieźle.

Głównym argumentem przeciwko likwidacji podatku Belki, który pojawia się podczas dyskusji o jego likwidacji, jest wyrwa w budżecie, jaka może powstać na skutek jego zniesienia. Jak wynika z szacunków Ministerstwa Finansów, tylko za 2008 r. podatek od zysków kapitałowych ma przynieść do budżetu ok. 4,1 mld zł. Z tego 2,2 mld zł stanowić ma zysk z rachunków bankowych i lokat, a 1,9 mld zł ma pochodzić z inwestycji w fundusze inwestycyjne i akcje. Nie są to może duże kwoty, jeśli weźmiemy pod uwagę dochody państwa za 2007 rok, które wynosiły 235 mld zł, ale w znacznym stopniu mogłyby wpłynąć na zmniejszenie deficytu budżetowego. Brak owych 4,1 mld zł trzeba będzie zrekompensować innymi wpływami lub pogodzić się z wyższym deficytem.

Obecna dyskusja o zniesieniu podatku Belki pojawiła się jednak w szczególnie niekorzystnych dla większości inwestorów warunkach. Duże spadki na Giełdzie Papierów Wartościowych, a co za tym idzie, również spadku wartości jednostek funduszy inwestycyjnych, znacznie zmniejszają prawdopodobieństwo osiągnięcia wpływów z podatku podobnych do tych z lat ubiegłych.
Dodatkowo podatek zniechęca mniej odważnych inwestorów do podejmowania ryzyka.
Nie dość, że nie mają oni gwarancji polepszenia się koniunktury, a tym samym osiągnięcia zysków, to jeszcze muszą mieć na uwadze zapłacenie od nich podatku.

Podział inwestorów na lepszych i gorszych
Premier Donald Tusk próbując spełnić oczekiwania swoich wyborców znalazł się w trudnej sytuacji. Plan zniesienia podatku Belki blokuje bowiem minister finansów Jacek Rostkowski. Jego zdaniem likwidacja podatku spowoduje, że część najbogatszych Polaków uniknie zapłaty podatku od osiąganych dochodów osobistych lub efektywnie będzie on znacznie niższy, niż wynikałoby ze skali podatkowej. Sytuacja taka może mieć miejsce, jeśli część lub całość wynagrodzenia danej osoby będzie wypłacana w akcjach. Taką formę zapłaty można spotkać m.in. w spółkach notowanych na GPW, w których prezes, członkowie zarządu otrzymują np. premie w postaci pakietów akcji lub opcji na akcje. Premier Donald Tusk zaproponował prowizoryczne rozwiązanie mające na celu podział inwestorów. Posiadacze akcji i jednostek uczestnictwa funduszy inwestycyjnych byliby objęci podatkiem Belki, a posiadacze kont i lokat terminowych i byliby zwolnieni. Ta propozycja podziału inwestorów na równych i równiejszych nie spodobała się znacznej części środowiska, zarówno ekonomistów, jak i przedsiębiorców.

Takie rozwiązanie poza tym, że jest niesprawiedliwe dla inwestorów, to jeszcze faworyzuje sektor bankowy. Nie można dokonywać aż takich uogólnień, jak założenie że ktoś, kto ma akcje, jest zamożny i stać go na podatek, a ci którzy trzymają pieniądze na lokatach bankowych, to głównie emeryci, renciści i mniej zamożni Polacy. Aby się o tym przekonać wystarczy udać się do najbliższego biura maklerskiego. Zdziwi się ten, kto myśli, że czekają tam tylko biznesmeni z grubymi portfelami. Owszem czekają, ale zwykle stoją ustąpiwszy wcześniej miejsca czekającym emerytom.

Wybiórcze podejście do opodatkowania zysków kapitałowych da pole do popisu bankom
Kreatywność instytucji finansowych mogłaby znów zaowocować powstaniem sprytnie opakowanych w lokatę inwestycji. Wszyscy, którzy posiadają oszczędności, słyszeli o różnych polisach lokacyjnych, które są niczym innym, jak zwykłą lokatą terminową „opakowaną” w ubezpieczenie. Klient deponując np. 10 tys. zł na rok otrzymuje ochronę ubezpieczeniową na równowartość wpłaconej kwoty. Po wygaśnięciu umowy otrzymuje odsetki nie obciążone podatkiem Belki. Podobnym produktem są fundusze parasolowe czy plany oszczędnościowe oferowane przez firmy Aegon czy Scandię. W ramach jednego produktu klient może inwestować w jednostki funduszy inwestycyjnych, zamieniać je z akcyjnych na pieniężne i odwrotnie, nie płacąc w międzyczasie podatku Belki. Jest naliczany dopiero na koniec trwania inwestycji. Nic nie stoi zatem na przeszkodzie, aby tworzyć nowe rodzaje lokat pozwalające zarabiać na rynku akcji.

Bogaci mają swoje sposoby na uniknięcie podatku Belki w części lub całości.
Aby ułatwić zrozumienie pewnych faktów, posłużę się małym wyliczeniem.
Z szacunków Ministerstwa Finansów wynika, iż wpływy z tytułu zysków od akcji za 2007 r. dadzą 1,9 mld zł.
Podzielmy tę wartość przez ilość aktywnych inwestorów giełdowych, których na koniec 2007 r. wg GPW było 240 tys.
1,9 mld zł /240 tys. zł = 7916 zł.

7916 zł – tyle podatku powinien zapłacić statystyczny inwestor, który zrealizował swoje zyski na posiadanych akcjach.

Aby zapłacić podatek tej wysokości, portfel statystycznego posiadacza akcji musiałby wynosić
ok. 42 tys. zł.
19% podatku Belki dałoby właśnie wartość podatku 7900 zł.
Czy każdy z posiadaczy akcji ma taką kwotę?
Nie sądzę.

Podobnie jak w przypadku wpływów z tytułu podatku dochodowego, tak i na giełdzie istnieją ogromne dysproporcje. 2-3% ogółu inwestorów płaci 95% podatku, a drobni inwestorzy płacą resztę.
Wystarczy rzut oka na nazwiska najbogatszych inwestorów giełdowych: Czarnecki, Sołowow, Krauze, Karkosik, Cupiał. Ich pakiety akcji warte są kilka miliardów złotych każdy. Gdyby przyszło im je spieniężyć, zyski z podatku od tych kilku panów byłyby wyższe niż z podatku od 240 tys. inwestorów, jacy inwestują regularnie na GPW.

Tu pojawia się pytanie, czy Ministerstwo Finansów policzyło, ile pieniędzy od najbogatszych inwestorów nie trafia do fiskusa właśnie przez to, że jest podatek Belki? Najbogatsi Polacy transferują gros swoich dochodów poprzez zagraniczne spółki zarejestrowane w tzw. rajach podatkowych. Krajowe TFI tworzą dla nich specjalne fundusze zamknięte tzw. FIZ, do których przenoszone są majątki, udziały itp. Dzięki armii prawników i specjalistów od zarządzania nowoczesnymi instrumentami finansowymi majątki udaje się uchronić przed fiskusem lub zapłacenie podatków odwlec na lata. Swoją niszę na rynku TFI dostrzegł np. FORUM TFI. Jego strategia nie polega na walce o ilość klientów, ale na zdobyciu klienta, który dysponuje, bagatela, kwotą 50 mln zł. Wbrew pozorom takich osób w Polsce stale przybywa. Duża w tym zasługa ostatnich lat boomu w gospodarce i doskonałej koniunktury na GPW. Właściciele spółek giełdowych, prezesi dużych, prężnych firm, członkowie rad nadzorczych posiadają pakiety akcji warte nierzadko kilka milionów złotych. Mając takie pieniądze mogą liczyć na ofertę wyspecjalizowanych FIZ’ów lub cieszyć się statusem rezydenta w jednym z rajów podatkowych.

Sprawa podatku Belki będzie zapewne wracać od czasu do czasu. Być może rząd wycofa się z pomysłu pozostawienia podatku od akcji i funduszy, a cały podatek będzie obowiązywał w niezmienionej lub podobnej formie. Ciekawym pomysłem wydaje się propozycja posła Platformy Obywatelskiej – Janusza Palikota, aby podatek Belki obrał formę progresywną. Osoby zarabiające na swoich oszczędnościach kwoty np. do 100 tys. zł rocznie byłyby z takiego podatku zwolnione. Ustalenie progu pozostaje w kwestii rządu, ale takie rozwiązanie z pewnością pogodziłoby wszystkie strony.
Licencja: Creative Commons
0 Ocena