Sejmokracja Zmierzamy do ustroju dwupartyjnego. Bo jeśli PiS jest w stanie podburzyć wszystkie partie przeciw sobie, to naprawdę świat się wali. Czy prawica czy lewica wszystkich wkurza kaczorzyca – jak mawia idiotyczny ‘wierszyk’. Gazety wspominały o kryzysie demokracji. Ale chyba lepiej oddaje całą aferę sejmową hasło złotej Polski – liberum veto. Wolne nie pozwalam pasuje do konwencji awantury, kto, kiedy i na co ma głosować. Przypomnijmy, że partia rządząca chce uniemożliwić przyjęcie budżetu, aby odbyły się przedterminowe wybory. Opozycji to zaszkodzi (czy ze względu na klauzulę zaporową, czy ze względu na ideologię, aby Polsce było lepiej). Dlatego starała się aby 2 czytanie (ścieżka legistracyjna poniżej) odbyło się w ciągu najbliższych dni. Na wniosek Romana Giertycha (LPR) marszałek sejmu Marek Jurek (PiS) nieraczył nawet odpowiedzieć. Wyniknęła awantura. W czasie gdy marszałek przechadzał się po sejmie, wredna opozycja przegłosowała szybsze głosowanie nad szybszym czytaniem. Jako, że kolegów z partii Kaczek nie było, wynik głosowania był prawie jednomyślny. Ktoś jednak zawiadomił odpowiednie władze i za plecami wice marszałka prowadzącego obrady Marka Kotlinowskiego (LPR) wyrósł marszałek. Przerwał obrady (czy miał do tego prawo, choć kolej była Kotlinowskiego? – nie wiadomo) i zawiesił do poranka. Cyrku ciąg dalszy, czyli przeciąganie głosowania nad drugim czytaniem. Czas leciał. Opozycja, w strachu przed zabarykadowaniem sali obrad postanowiła czuwać. I tak obok SLD byli PO-wcy, a nawet posłowie z LPR. Marszałek zablokował komisje (w tym finansową), bo mogłaby odbywać się dywersja albo jakieś sabotaże. W końcu jednak Konwent Seniorów ustalił datę głosowania (o to 2 czytanie) na termin, kiedy czytanie, według opozycji, miało się odbyć. Skróciło to czas krążenia ustawy, ale zobaczymy czy coś pomogło. Tak czy inaczej sejm zaczyna żyć sam sobie. Amuzo. Pytane tylko czy cieszyć się, że opozycja się integruje wspólnym barykadowaniem sali obrad, czy smucić, że czekają nas jeszcze prawie 4 lata takich rozgrywek. Chyba, że wcześniejsze wybory, ale to zupełnie inna bajka.. Przewrót majowy Nikt nie lubi dzielić się władzą, a tym bardziej dominanci i ludzie o zapędach tyrańskich. Do takich na pewno zaliczę Jarosława Kaczyńskiego. Dlatego nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że ma wiele wspólnego z ‘wielkim’ mężem stanu – Józefem Piłsudzkim. Moje przemyślenia potwierdziły się podczas lekcji historii. Gdyby Hitler uczył się od Napoleona, wiedziałby, że zdobywanie Moskwy to ciężki kawał chleba. Gdyby Kaczyński uczył się od Piłsudzkiego, wiedziałby, że prowadzi kraj do krachu. Zacznę jednak od różnic. Piłsudzki to czasy międzywojenne (18-39), Kaczyński to raptem koniec 2005 roku. Pierwszy zdobył władzę zamachem stanu, drugi dzięki demokratycznym wyborom. Każdy popiera inną ideologię. Kaczyński narodowo-ludową, Piłsudzki wręcz przeciwnie endecję zwalczał. Ale to co najbardziej panów łączy to monopolizacja władzy. Bo przecież jak naprawiać państwo to tylko dzięki własnej pracy. Sojusznicy są dziś, jutro ich nie ma. Jeśli masz na kimś polecać, polegaj na sobie. Dlatego koalicja PO-PiS nie ma szans, a Piłsudzki nie myślał o współpracy z lewicą, choć ta popierała go w działaniach podczas przewrotu. Co ciekawe, dotychczasowi wrogowie nagle awansowali na sprzymierzeńców. Czyż nasi radośni i radykalni populiści (o kim mowa- wiadomo) z 2005 roku i konserwatyści z 1926 nie mają wiele wspólnego? Nagle stali się partnerami. Zaskakujący zwrot… Ale jak już wiemy sojusze nie są nadrzędnym celem w tej polityce. Są tylko środkiem do przejęcia całkowitej władzy i są niestety niezbędne dla utrzymania władzy. Złotym środkiem jest zwodzenie opinii publicznej (czego właśnie jesteśmy świadkami), uwodzenie głównych ‘mózgów’ partii, czyli specjalistów w dziedzinach, w których własnych brak i lawirowanie między poszczególnymi koalicjami i sojuszami dla lepszego efektu i imaginacji stałości i zabezpieczenia. Dopóki w kraju nie jest gorzej co z tego, że główni działacze PO zasilają szeregi PiS? To jakby zalążek partnerstwa. Ale wyzyskiwanie drugiego to pasożytnictwo, a nie współbiesiadnictwo (gdyby odnieść to do ekologii). Skoro ministrem jest ktoś z innej partii oznacza to ni mniej, ni więcej, tylko tyle, że PiS własnego GODNEGO przedstawiciela nie ma. Więc po co mi rząd składający się z opozycji? W 1926 roku Piłsudzki stosował tę taktykę z niemniejszą fantazją niż Kaczyński. Trzeba jednak zaznaczyć, że efektem jego działań (choć również i innych czynników) był wielki kryzys w państwie Polskim. Bo do czego może prowadzić etyka przekonań, a nie etyka odpowiedzialności? Chyba tylko ku gorszemu. Jestem trzy razy na NIE! Rok 2006 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia. Sienkiewicz przewidział potop ognia i mieczem Wołodyjowskiego, a ja widzę czarno nasz rząd. Moje pierwsze ‘nie’ idzie dla wcześniejszych wyborów. Lepszy kiepski rząd niż jego brak, a tym bardziej monopartyjność populistów. Drugie ‘nie’ idzie dla polityki obecnej partii rządzącej. Wybieranie koalicjanta/ów, to nie licytacja ‘kto da więcej’, ale otwarta rozmowa. Przynajmniej w teorii. Bo w praktyce widać, jak Jarosław Kaczyński gra na zwłokę i kolaboracje żądając coraz więcej i więcej od potencjalnych partnerów dając coraz mniej. SMS-y do dziennikarzy: „Rozpoczynamy dodruk plakatów’ czy błyskawiczne rozliczenie się z kampanii wyborczej (bez tego nie dostanie się nowej kasy), to chyba nie przypadkowy splot wydarzeń. Dodajmy do tego PR rządu, czyli naszego premiera Kazimierza Marcinkiewicza. Jedyny mankament tej funkcji? Koliduje z byciem szefem rządu. Dlatego jako przywódca jest do niczego, ale pokazywać się w mediach uwielbia. Cóż – rozminął się z powołaniem. Występy w ‘telewizji’ Trwam czy ‘radiu’ Maryja? Wszystkie moherowe babcie słuchają. A potem to one idą głosować po niedzielnej mszy, bo nikomu innemu się nie chce. Moher ma w tym państwie siłę. Trzeba jednak pocieszyć się, że tam gdzie jest władza i kłótnie być muszą. W partii rządzącej krystalizuje się.. trójpodział władzy. Obóz prezydencki, z Lechem Kaczyńskim na czele, obóz centropopulistczny, czyli Jarosław Kaczyński z Ludwikiem Dornem i obóz wolnej amerykanki, nieokreślony jeszcze, z premierem Kazimierzem Marcinkiewiczem i Władysławem Walendziakiem. Mimo wszystko centralizacje władzy, monopolizacja, populizm i demagogia dostają moje trzecie, wielkie ‘nie’. Chce konkretów programów dla bezrobotnych, a nie becikowego. Chce obiecanych mieszkań, a nie awantur w sejmie, chce koalicji z PO, a nie Leppera na wicepremiera (O BOŻE!) i chce spełnienia obietnic wyborczych, a nie opłacania 2 ministrów na raz!* Niżej podpisana Monika Czaplicka * przy wymianie ministra, ustępujący otrzymuje 3 miesięczną odprawę kilkunastu tysięcy złotych, a desygnowany otrzymuje normalną pensję. Z naszych podatków opłacamy więc chwilowo dwie panie minister skarbu. Ale na profesor Gilowską mogę płacić dwa razy tyle, byle wprowadziła podatek liniowy.. Słowniczek: Sejmokracja – pot. Nadmierny wpływ władzy ustawodawczej, np. sejmu, na rządzenie państwem. (sejm + -kracja) Ścieżka legistracyjna – czyli droga jaką przechodzi ustawa. Ustawę mogą stworzyć: Grupa stu tysięcy osób lub 15 posłów lub senat lub prezydent lub rada ministrów. Po utworzeniu następuje 1 czytanie w komisjach (odpowiedzialnych za daną działkę, np. finansów). Debata ogólna i uzasadnienie (a po co ta ustawa). Potem 2 czytanie odbywa się już w sejmie. Komisja robi sprawozdanie ze swojego czytania, a posłowie sobie troszkę pogadają i mogą nanieść poprawki. Po poprawkach następuje proces od czytania 1 w komisjach. Ostatni krok w sejmie (na razie) to 3 czytanie. Po nim następuje głosowanie. Jak wszystko pójdzie zgodnie z planem i ustawa przegłosowana, idzie do senatu. Tam mają 30 dni naniesienie poprawek. Po tym terminie ustawa albo wraca do punktu wyjścia czyli komisji lub wędruje prosto do prezydenta. On może ją podpisać lub zawetować (termin również 30 dni). Jak podpisze, to sprawa z głowy, ustawa idzie do odpowiedniego organu wykonawczego i czeka na wykonanie, a jeśli nie, to znowu wraca do sejmu. Tym razem uparci posłowie, jeśli zbiorą się w liczbie 50% wszystkich +1 poseł i 2/3 (66%) z nich zagłosuje, że ustawa jest dobra i ma przejść, to przechodzi. I rusza do organu wykonawczego. Krótko mówiąc- wszystko zależy od sejmu. Etyka przekonań – wg. Maxa Webera to stawianie na pierwszym miejscu wyznawanej ideologii. Jej realizacja jest ważniejsza niż ewentualne skutki uboczne polityczne czy społeczne. Etyka odpowiedzialności – ważniejsza od przekonań polityka jest jego odpowiedzialność za losy powierzonej mu społeczności. Definicja autorstwa Webera. Populista – ktoś kto obiecuje gruszki na wierzbie. Def. metoda walki politycznej polegająca na składaniu nierealistycznych obietnic prostych rozwiązań najtrudniejszych nawet problemów oraz demagogicznej krytyce innych partii, grup i środowisk politycznych. PR – public relations, czyli osoba / grupa osób odpowiedzialnych za wizerunek medialny firmy / osoby / partii.