W niejednym artykule wcześniej już napisałem, że najlepszym prezentem są nie przedmioty, ale przeżycia i towarzyszące im emocje. Dopiero, kiedy nasz prezent odegra swoją melodię w psychice, wywoła uczucia, dopiero wtedy możemy mówić o tym, że spełnił nasze zadanie.
Wiele osób uważa, że coś, czego nie można wręczyć, prezentem nie jest. A romantyczna kolacja? A przejażdżka amfibią? A skok ze spadochronem? A lot balonem? Czy to wszystko nie są prezenty? A jak czulibyście się bez uścisku dłoni albo buziaka (w zależności od preferencji) dołączonych do prezentu zapakowanego w eleganckie pudełko z kokardą? Co, taka kokarda wynagrodzi Wam brak uczucia? Nie sądzę. Owszem, wiele osób cieszy się, kiedy z szafki wyjmuje kubek otrzymany w prezencie, ja też. Wszystko to ma sens, ale przecież tak samo cieszymy się z prezentów, których wyjąć się nie da.
Reklamy zachęcają nas do kupna zabawek, powstają nowe sklepy z zabawkami edukacyjnymi, gadżetami w stylu latających budzików, żab zmieniających się w księcia i perpetuum mobile. Ale nic z nich nie jest prezentem, jeśli nie jest opakowane w emocje. Naukowo zresztą udowodniono, że to, o czym pisałem wcześniej, czyli emocje, uczucia towarzyszące wręczaniu prezentu, generują naszą pamięć o wydarzeniu. I jest też coś na rzeczy, ze same emocje nie wystarczą, choć przecież każdy z nas ma taką osobę, której pamięć jest cenniejsza niż jakiekolwiek chińskie zabawki, choćbyśmy ich cały kontener dostali. Różnice w postrzeganiu prezentów są między mężczyznami i kobietami znaczne, ale nikt nie potrzebuje wielkich i drogich prezentów. Faktem jest, że panowie lepiej odbierają prezenty, które fizycznie istnieją, ale nie musi to być nic wystawnego - tak samo dobrze zapamiętają nową plazmę, jak nową parę skarpetek. No, może przesadziłem, ale niewiele.
Pamiętajcie, że prezent odarty z emocji jest beznadziejny zawsze - bez względu na swoje opakowanie. Z kolei emocji nie trzeba pakować - jeśli zrobiliśmy świetny prezent, nie musi on być fizyczny.