Pigmalion był mitologicznym królem Cypru. Miał zakochać się w wyrzeźbionym z kości słoniowej posągu idealnej kobiety. Dzięki bogini miłości Afrodycie rzeźba ożyła w czasie pieszczot swojego twórcy. Tą historię wykorzystał później irlandzki dramaturg George Bernard Shaw. W sztuce „Pigmalion” tytułowym bohaterem uczynił on profesora Higginsa. To jedna z najbardziej znanych sztuk Shawa.
Higgins – wykształcony znawca angielszczyzny – ale także zatwardziały kawaler i egoista (przy okazji przeklinający jak szewc) wchodzi w specyficzny zakład ze swoim przyjacielem, pułkownikiem Pickeringiem. Otóż twierdzi, że w 6 miesięcy jest w stanie nauczyć biedną kwiaciarkę, Elizę Doolitle, poprawnej wymowy oraz wprowadzić ją na arystokratyczne salony. Wydawałoby się to niemożliwe, ale Eliza robi postępy tak duże, że w końcu DOSTOSOWUJE się do roli, jaką stworzył jej profesor.
W przypadku panny Doolitle nie wszystko kończy się szczęśliwie. Włożona w konwenanse nie jest po prostu tak szczęśliwa jak wcześniej, traci swoją niezależność. Ale sam schemat postępowania, uzyskanie efektu Pigmaliona, jest naprawdę godny zastanowienia. Posągu nie ożywisz, ale warto o nim pamiętać, gdy wybieramy sposób traktowania naszych dzieci, małżonków czy przyjaciół.
Jeśli np. do swojego syna będziesz odnosił się jak do rozumnej, bardzo ważnej osoby, na pewno szybciej się dogadacie, a on poczuje Twoje wsparcie. Gdy będziesz prawił komplementy życiowej partnerce (np. kiedy seksownie się ubierze), prawdopodobnie jeszcze chętniej zadba o siebie, bo uwierzy że jej uroda jest tego warta. Nie wierz jednak na słowo – spróbuj!
Multo die!