Całe zamieszanie rozpoczęło się w Austrii, gdzie to jeden ze studentów prawa – Max Shrems poprosił Facebooka o kopię danych przechowywanych przez portal. Jakże wielkie musiało być jego zdziwienie, gdy w odpowiedzi otrzymał 122-stronicowy dokument, będący wyciągiem z zaledwie 27 z 57 facebookowych kategorii. Co gorsza, zawierał on te informacje, które Shrems usunął ze swojego profilu, a takie postępowanie jest po prostu nie zgodne z prawem. Na reakcję studenta nie trzeba było długo czekać – skarga szybko pojawiła się na biurku irlandzkiej Komisji Ochrony Danych.
Sprawa stała się na tyle głośna, że tematem zainteresowała się Komisja Europejska. Obecnie sprawdza ona, czy agencje marketingowe nie wykorzystują poufnych danych o użytkownikach w procesie targetowania reklam na Facebooku. Nie potrzeba tu wielkiego dochodzenia, bowiem każdy kto kiedykolwiek chciał wykupić kampanię na portalu Zuckerberga wie, że grupa docelowa jest wybierana poprzez określanie jej konkretnych cech, takich jak wiek, płeć, narodowość. Zdecydowanie nie są to tajne informacje.
Skoro jednak pierwsze ogniwo kampanii przeciwko Facebookowi zostało wprawione w ruch, pozostałe także nie pozostały w bezruchu. Internauci ujawnili swoje zapytanie poprzez zmasowaną akcje skierowaną przeciw społecznościowemu gigantowi. A mianowicie zarzucili go prośbami o przesyłanie kopii plików. Ponieważ niemożliwym było zdążenie ze wszystkim, pojawiły się opóźnienia w dostawie płyt z danymi, co spowodowało kolejną falę niezadowolenia.
Mark Zuckerberg nie pozostał obojętny wobec zarzutów i przedstawił stanowisko Facebooka. Bił się w piersi za błędy, które jak podkreślił popełnia każdy i obiecał poprawę. By było coraz mniej wątpliwości co do bezpieczeństwa danych zapowiedział powołanie dwóch Głównych Specjalistów do spraw Prywatności – produktów oraz konsumentów. Podpisana została także umowa z Federal Trade Commission, która ma być dodatkowym zabezpieczeniem.
Wszystkie podjęte działania miały za zadanie uspokoić wszystkich, którzy z jakiegoś powodu wierzą, że informacje, jakie umieszczają na Facebooku są rzeczywiście ważne, a także zwolenników wszelkich teorii spiskowych, bojących się że nowe dowody osobiste będą śledzić każdy ich krok. Trzeba jednak z pełna odpowiedzialnością stwierdzić dwa podstawowe fakty – prywatności w sieci nie ma (i nikt nie udowodni, że może być), a my – internauci i publikowane przez nas treści nie są ważne. Na samym Facebooku jest już 800 milionów użytkowników regularnie publikujących informacje, o tym co jedli na śniadanie, gdzie byli na wakacjach i na temat swoich poglądów politycznych. Nikt ani nic nie jest w stanie prześledzić tych informacji i wyciągnąć tych najważniejszych, którymi mogłyby posłużyć agencje social media, czy politycy do swych niecnych celów. Te, które wykorzystują specjaliści ds. reklamy są naprawdę podstawowe. A czy to, że pokazujące się nam komunikaty reklamowe zgodne z naszymi pasjami, czy zainteresowaniami jest tak bardzo złe? Osobiście wolę dowiedzieć się o nowym sklepie z deskami snowbordowymi, niż być atakowana 20% promocją proszku do prania.