Tekst dla tych wszystkich, których zaczyna zjadać rutyna. Nie zapominajcie, dlaczego zaczęliście robić to co robicie i czy czasem wasze zaangażowanie i chęć szczera nie zostały pogrzebane pod ciężarem doświadczenia.

Data dodania: 2007-11-02

Wyświetleń: 4386

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Udowodniłem sobie na własnym przykładzie, że w relacjach między ludźmi im więcej energii dasz z siebie tym więcej jej uwolnisz. Jakiś czas temu prowadziłem trzydniowe szkolenie, na którym tym razem ja, wspólnie z dwoma innymi trenerami szkoliłem grupę z zarządzania projektami. W ciągu ostatnich kilku miesięcy prowadzę podobne szkolenia praktycznie co miesiąc za każdym razem ucząc się czegoś nowego. Tym razem dostałem dobrą lekcję pokory i potwierdzenie tego, że zaangażowanie i bycie autentycznym naprawdę się opłaca. Żeby wyjaśnić bardziej doświadczenie, muszę przywołać odrobinę swojej biografii.

Zarządzanie projektami jest fascynującą dziedziną, przynajmniej dla mnie ;), dodatkowo bardzo lubię trenować i uczyć, dlatego jakiś czas temu bardzo się starałem o to, żeby zostać trenerem i nim zostałem.

Pamiętam moje pierwsze doświadczenie – tragedia, jeżeli chodzi o moją ocenę siebie. Dostałem wynik 3.8/5 i uznałem to za osobistą porażkę. Przeanalizowałem sytuację i doszedłem do wniosku, że popełniłem podstawowy błąd: za bardzo mi zależało! Tak skupiłem się na przedstawieniu treści z prezentacji, że nie dałem praktycznie nic z siebie. Miałem dużo dobrych chęci, ale nie wykorzystałem mojej wiedzy, żeby wzbogacić prezentację, tylko ją po prostu w dużej mierze „przeczytałem” ze slajdów. Wniosek: samo zaangażowanie nie wystarczy.

Wtedy pomógł mi mój mentor. W czasie naszego spotkania jedno zdanie, a właściwie jego sens, utkwiło mi w głowie. „Jeżeli masz do przekazania ludziom coś wartościowego, to skoncentruj się na tym i nie przejmuj się resztą, bo ludzie to docenią”. Dodatkowo uświadomiłem sobie, już trochę później, że jeżeli prowadzę wykład, prezentację, szkolenie, albo jakiekolwiek inne wystąpienie publiczne, to każda osoba, która siedzi z drugiej strony jest szczerze zainteresowana tym, żeby to właśnie wydarzenie było najlepszym w ich życiu. Bo przecież poświęcają swój czas, nikt ich tam nie zapędził, sami przyszli, dlaczego mieliby chcieć Twojej porażki, przecież wtedy ich czas się zmarnuje.

Trzymając się takiego założenia niewiele jest Cię w stanie powstrzymać. Kolejne szkolenie prowadziłem tylko na zasadzie przypominania sobie konkretnej wiedzy i moich doświadczeń. Nie czytałem, tylko tworzyłem wartość. Tym razem widać było w czasie szkolenie, że działa to o niebo lepiej. Oceny też poszły w górę. Wniosek: zaangażowanie + osobisty wkład = satysfakcja. Dla obu stron.

Jak już pisałem prowadziłem już taką liczbę szkoleń, że do tego podszedłem rutynowo. Wejść praktycznie z marszu, przekazać wiedzę, wyjść i wrócić do swoich obowiązków. Ponieważ nie prowadzę szkolenia sam, są momenty, kiedy drugi trener wchodzi na scenę, a ja wtedy mogłem sobie sprawdzić maila, etc. Generalnie to się zemściło. Pod koniec pierwszego dnia miałem wrażenie, że energia ucieka z ludzi. Że to szkolenie różni się od innych na niekorzyść, ale złożyłem to na karb zmęczenia materiału.

W połowie drugiego dnia prowadząc moją sekcję już widziałem jasno, że zmierzamy do totalnej katastrofy. Ludzie nie byli zaangażowani w ćwiczenia, odbębniali je po łebkach nie dając z siebie za dużo, woleli szybko napisać cokolwiek, otworzyć laptopa i przejść do maili. Przerwa, szybka dyskusja z koleżanką, która była uczestnikiem, co jest nie tak. Analiza, co tym razem robię inaczej niż wcześniej, że nie ma „iskry”. Pytanie: czy chcę coś zmieniać, czy po prostu odbębnić resztę prezentacji i dać sobie spokój. Nie uśmiechało mi się zmarnowanie kolejnego dnia sobie i jedenastu osobom, które poświęcają też swój czas oczekując, że dam im praktyczną wiedzę.

Wtedy mnie tknęło. Jak mogę wymagać od ludzi zaangażowania, jeżeli sam nie jestem zaangażowany. Nie dzielę się praktycznymi przykładami, wiedzą, trikami jak prowadzić projekt, tylko opowiadam jakieś książkowe głupoty. Po przerwie wyszedłem do grupy z totalnie innym nastawieniem: zaangażowanie, energia, zmiana tempa. Dynamicznie przez teorię, jeżeli do slajdu da się znaleźć praktyczny przykład, historię, anegdotę to się zatrzymujemy, jeżeli nie to jedziemy dalej. Potrafią czytać przejrzą materiały później. Zmiana całkowicie treści, wyciągnięcie ton przykładów dokumentów, pokazanie badań na co uważać w projektach, dlaczego są popełniane błędy.

Zacząłem dawać w końcu siebie. Zmiana była widoczna od razu. Ludzie słuchali, weszli w dyskusję, nawet przez chwilę nie widziałem nikogo próbującego otworzyć laptopa, albo rysującego szlaczki w zeszytach. Energia wróciła do grupy, ludzie zaczęli się angażować i szkolenie nabrało prawidłowego tempa. Dla mnie osobiście to było jedno z najlepszych doświadczeń trenerskich.

Czego konkretnie się nauczyłem? Po pierwsze, nie łam zasad! Zaangażowanie przede wszystkim, jeżeli coś robisz, rób to autentycznie. To zdanie prowadzi mnie od jakiegoś czasu, tym razem nie zachowałem się tak jak powinienem. Po drugie, osobisty wkład. To Ty nadajesz unikalną wartość temu, co robisz. Po trzecie, ludzie reagują na Ciebie, na twoją postawę. Jeżeli Ty się nie angażujesz to oni też nie będą. Po czwarte, nie idź na kompromis ze swoimi standardami wybierając łatwiejszą drogę. Robić rzeczy właściwe jest trudniej, ale satysfakcja z takiego podejścia jest tego warta.
Licencja: Creative Commons
0 Ocena