Wyprostował zbolałe plecy i opierając się na kilofie pociągnął zdrowy łyk z manierki.
- Psia krew, ale robota. - mruknął do siebie.
Mdły płomyczek lampy oświetlał ledwie kilka metrów od wyrobiska przy którym pracował, ale przyzwyczajone do półmroku oczy widziały więcej niż mogłoby się wydawać.

Data dodania: 2011-06-30

Wyświetleń: 1344

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Wyprostował zbolałe plecy i opierając się na kilofie pociągnął zdrowy łyk z manierki.
- Psia krew, ale robota. - mruknął do siebie.
Mdły płomyczek lampy oświetlał ledwie kilka metrów od wyrobiska przy którym pracował, ale przyzwyczajone do półmroku oczy widziały więcej niż mogłoby się wydawać. Splunął w dłonie, chwycił kilof i już miał uderzyć w skałę, gdy kątem oka spostrzegł dziwny cień. Odwrócił się  i w tym samym momencie przy jego bucie wyrosła strzała.
- Pogięło cię! Czegoż straszysz!? - pospiesznie lustrował wzrokiem kopalniany chodnik - No wyleź że!
Cichy świst, odruchowo zasłonił się kilofem i ... lata praktyki dały o sobie znać. W trzonku tkwiła, lekko drgając, drowia strzała. Zamachnął się i rzucił... Drow z półotwartymi, jakby w zdziwieniu, ustami dotknął końskiego łba i z cichym chrzęstem osunął się na ziemię.
- O żeby cię... Nie, szlag już cię trafił cholerniku. Ciekawe czegoś tu szukał - mruczał do siebie podchodząc powoli do zabitego. Sprawnie zaczął przeszukiwać juki parskającego nerwowo konia, gdy usłyszał:
- A ładnie to tak?
Błyskawicznie podniósł kawałek skały i już miał cisnąć w stronę głosu...
-Na twoim miejscu bym tego nie robił. Wiem że nie najgorzej widzisz, ale ja mam dużo lepszy wzrok. - cichy syk i koń zabitego runął na ziemię.
- Też tak chcesz? - dobiegło z mroku.  - Nie, nie chce, ino wyleź żebym cię mógł zobaczyć.
- Ależ proszę bardzo. - zza załomu wyłonił się drow - Trochę szkoda towarzyszki, ale młoda, głupia i narwana. Sama sobie winna. A ty co, krasnoludzie, nie boisz się po nocy pracować? - w głosie przybyłego zadrgała nutka zdziwienia - Przecie twoi w miastach siedzą i w nocy nosa na piędź nie wystawiają.
-Ale ja nie jestem wszyscy. - odparł - A ty co? Przecie twoi rżnął wszystko co się rusza, a ty mnie oszczędziłeś?
Drow zaśmiał się cicho.
- Odważny jesteś krasnalu, a mogę wiedzieć jak cię zwą?
- Tjor Kowal, a bo  co?
- Ten Tjor?
- Tak ten, chyba że znasz innego? A tyś kto?
- Wybacz, że nie poznałam od razu. Mnie zwą Złotousta.
- O żeż by to... Tyś jest Ternangel Złotousta? A czegóż chcesz od biednego górnika? - w głosie krasnoluda zadrgała nuta szacunku - Przecie ja nic nie mam.
- Och Tjorze. Nie bądź tak skromny. - roześmiała się drowka - Przecież nie ma lepszego kowala od ciebie.
- E tam. Jedź do najbliższego miasta, o wybacz, ciebie nie wpuszczą. Ale mało to dobrych kowali w miastach? Wy też swoich macie, więc czego? Dla was nie robię.
- Teraz może i nie, - rzekła drowka siadając na pryzmie kamieni - ale kiedyś, o ile dobrze pamiętam, tak. Przecie tyś wykuł Berło Pojednania.
- Tfe! - splunął krasnolud - Nie przypominaj mi tego. Młodym był, głupi i pazerny. Żebym wiedział jak się to skończy to... - nie dokończył zdania. - Aleście wtedy narozrabiali.
- Ano prawda, o mały włos, a my bylibyśmy rasą dominującą, ale ty, szlachetnie, musiałeś przywrócić równowagę. Zastanawiam się właśnie czy cię nie ubić. Może byłby to dobry uczynek? Niee, może i dobry, ale głupi. Bez ciebie ten świat zrobi się nudny okrutnie. Młodzi myślą tylko o zarobku i szybkiej chwale, przykład leży bez życia koło ciebie, ludzie, którzy kiedyś coś znaczyli są schorowanymi starcami, albo leżą w bezimiennych grobach. - westchnienie - Tylko myśmy jeszcze zostali Tjorze Kowalu, a właściwie to ile ty miałeś wtedy lat?
- A tam, młody byłem, ledwo czterdziestka mi stuknęła to i we łbie nasr.. o wybacz, narobione miałem. Do tego wszystkiego towarzystwo równie narwane i durny mag, który myślał, że świat naprawi.
- A właśnie, a co słychać u owego maga? Jak on się zwał?
- Wtedy wołali na niego Modest Mądry, ale po całej tej awanturze przechrzcili go na Szalonego. Oj! Był ci on szalony, - zarechotał - teraz to nawet nie wiem gdzie jego kości leżą, mówili niegdyś, że na smoka poszedł i zezarła go potwora. Pewnie i prawda, znając jegomościa to i mógł tak zrobić. A wtedy mówili mądrzy krasnale nie pchaj się tam, to nie dla ciebie kompanija, ale cóż, ja tom i przed i po szkodzie głupi.
- Cóż za samokrytyka. A właściwie to dlaczego to berło wykułeś?
- Ech, to długa historia. Ledwo co zdobyłem szlify mistrza kowalskiego, zacząłem być znany nie tylko w naszej kopalni, ale i ze świata różni przybywali...

" Miarowy stukot niósł się echem po chodnikach krasnalej osady. Młody, białowłosy krasnolud stał przy kowadle i walił młotkiem w czerwony kawałek metalu, rozpryskując wokół snopy iskier. Obok niego leżał stos, na oko dobrych, mieczy, włóczni, toporów i innego oręża. Młodzik skończył kuć, zanurzył przedmiot w korycie z wodą i, odczekawszy chwile, podniósł pod światło smukłe berło bojowe. Obejrzał dokładnie i ze złością cisnął na stertę. Wziął z podłogi następny kawałek metalu, rzucił na palenisko i zaczął rozgrzewać. Po chwili znowu rozległ się miarowy stukot.
- Witaj kowalu.
- A witajcie panie. - przerywając kucie odwrócił się w stronę mówiącego.
- Pozwól, że się przedstawię. Jestem Modest Mądrym zwany, mag pierwszej klasy, uzdrowiciel, myśliciel i filozof. A ty jak mniemam jesteś Tjor? Prawda?
- Ano dobrze mniemacie panie. Ja żem to jest. Chcieliście czegoś? Bo jako żyje magowie do kuźni nie włażą, coby się nie pobrudzić. - zarechotał.
- Prawdę powiadasz cny kowalu, ale ja w sprawie zgoła innej natury. Przedmiotu magicznego poszukuję, a ty, jako przedstawiciel swej rasy, możesz mi w dziele tym pomóc.
- A moglibyście troche jaśniej? Bo za cholere nie wiem o co wam idzie.
- Tak, oczywiście cny kowalu. O czym to ja? Acha. Szukam kogoś biegłego w sztuce kucia oręża bojowego i myślę, że ty się do tego zadania nadasz doskonale. Otóż potrzebne mi berło, ale nie takie zwyczajne, a z valorytu wykonane, o proporcjach, które, oczywiście, obliczyłem dokładnie, a któreż to berło mam zamiar nasączyć specjalnie do tego celu stworzoną, przeze mnie oczywiście, miksturą magiczną.
- Znaczy ja mam zrobić berło, a wy go sobie nasączycie, tak? - na twarzy krasnoluda odmalowało się zdziwienie.
- Ano tak, cny kowalu. Wiec, wracając do mego pytania, wykonasz mi takowe berło?
- Czemu nie, jak ino zapłacicie to wykonam. - zaistniała sytuacja coraz bardziej zaczynała go bawić - A można wiedzieć do czego wam to berło?
- Do czego? - mag wydawał się nie rozumieć pytania - Aaaa! Tak, oczywiście. Nie wiem czy ci wiadoma, ale obecna koniunkcja planet zaczyna przeważać szalę zwycięstwa...
- Poczekajcie ino - przerwał dywagacje kowal - Planety, koniungacje i inne pierdoły obchodzą mnie tyle co wiosenny śnieg, prościej nie możecie?
- Hmmm... Postaram się. Otóż jak mówiłem... - gniewny pomruk przerwał magowi w pół słowa - Wybacz, otóż wyobraź sobie, że układ planet sprawia, iż w przeciągu kilku lat drowie plemiona przestaną istnieć.
- No i chyba dobrze, nie? Przecie to diabelski pomiot.
- Z punktu widzenia ludzi, tak, ale, jak dowodzi Magnicjusz Wspaniały w swoim dziele " O obrotach ras, czyli...
- Słuchaj magu - głos krasnala przeszedł w głuchy warkot - gówno mnie obchodzą twoi uczeni i inne pierdoły, jak drowy mają zdechnąć to dobrze, a jak nie usłysze ile zapłacisz to znikniesz szybciej niż one.
- No cóż, jakby to powiedzieć - mag powoli zbliżał się do drzwi - otóż, cny kowalu, z gotówką u mnie nie najlepiej, ale zawsze możemy jakoś, prawda, ponegocjować cenę, bo przecież, prawda, nie tylko...
Nogi maga zawisły kilka centymetrów nad podłogą, a ściśnięta pod brodą szata zaczęła niebezpiecznie trzeszczeć.
- Posłuchaj mnie goblini wypierdku, jak nie masz złota to po co mi głowę zawracasz? Wam się wydaje, że jak krasnolud i kowal to za darmo będzie robił? Albo dajesz pieniądze, albo je z ciebie wytrzepie.
- Poczekaj. - zapiszczał mag - Pieniędzy nie mam, ale wiem skąd je wziąć. Znalazłem leże smoka, i tam jest skarb, ogromny skarb. Jak zrobisz berło to ci powiem gdzie to jest. I będziesz bogaty kowalu, bardzo... - ostatnie słowa uwięzły w ściśniętym gardle.
- Aleś, cholera, wymyślił łamago, ja ci oręż, a ty mi smoka. Nie ma co świetny interes, ty se będziesz po świecie łaził, a mnie poczwara zeżre na śniadanie, nieźleś to sobie wykombinował.
Puszczony mag pacnął na podłogę.
- I nie machaj mi tu rączkami bo poubijam. - gniewne spojrzenie ostudziło magowe zapędy - Dasz dwadzieścia tysięcy, to zrobie, nie dasz, wynocha.

- I co? Dał? - Drow z zaciekawieniem słuchał opowieści.
- Dał cholernik, tydzień mu to zajęło, ale nazbierał i przylazł z powrotem...

- Mogę wejść? - chuda twarz maga pojawiła się w drzwiach.
- Właź magu. Pieniądze masz?
- Mam. - mieszek z brzękiem wylądował na kowadle - To jak zrobisz?
Krasnolud podszedł do szafki i wyjął z niej valorytowe berło. Chwilę trzymał w dłoni, jakby sprawdzając wagę i proporcje, a potem położył obok mieszka.
- Nie sprawdzisz? - mag chciwym spojrzeniem omiótł berło.
- Jakoś ci wierze. O to ci chodziło?
- Piękne zaiste. - mag zaczął odzyskiwać rezon - o takie mi chodziło. Berło Pojednania - jego oczy zalśniły - będziemy sławni kowalu i to nie wiesz jak bardzo.

- A co się potem działo to wiesz. Narobił durny zamętu i zamiast pojednania wyszła wielka wojna, jemu do cna odbiło, a mnie moi wypędzili.
- Ale sława została. - drow zaśmiał się cicho.
- Na jaką mi cholerę taka sława, jak domu nie mam. Ech, żebym ja wtedy wiedział.
- Słyszałam, że ci król dał kopalnię. Po tym jak wykułeś Miecz Władzy. No, gdyby nie on to kto wie.
- Nie przypominaj mi tego wszystkiego, bo wstyd.
- Ale, ale, doszły mnie słuchy, że miecz się znalazł. Prawda to?
- Taaa? - na twarzy krasnala odmalowało się szczere zdumienie - No popatrz, a ja myślałem żeście go w ostatniej bitwie zniszczyli, tak jak berło.
- Podobno, ale jego szczątków nikt nie znalazł, a berła tak. - drow uważnie przyglądał się krasnalowi - Więc pewności nie ma. Umiałbyś je naprawić?
- Lepiej mnie ubij, a nie zadawaj takich pytań. Drugi raz czegoś takiego nie zrobie. Zresztą sekret mikstury Modest zabrał do grobu, a berło bez niej jest zwykłym orężem.
- No cóż, szkoda, ale spróbować było warto. Zabieram twoją lamę, bo nie będę zwłok na plecach wozić, a to co przy koniu twoje. - zaśmiała się cicho - Zasłużyłeś. Bywaj zdrów kowalu i nie szwędaj się samotnie po nocy, bo drugi raz możesz na mnie nie trafić.
- Ano bywaj Ternangel, ale tego ci obiecać nie mogę. Zresztą czas już na mnie. Wszyscy towarzysze martwi, albo niedołężni, swoi mnie nie chcą, ludzie też, po co takie życie Ternangel, powiedz po co?
Drowka popatrzyła smutno na krasnoluda.
- Nie wiem Tjorze Kowalu. Może los tak chce? Może dla tego dzisiaj się spotkaliśmy? Nie wiem i wątpię żeby ktoś wiedział.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena