Miałam szczęście spotkać mamy, które chciały – i potrafiły – opowiedzieć o niedawnym koszmarze. Niektóre z nich leczą się do dziś, choć od porodu minął rok. Mówią lakonicznie: „Nie chciałam patrzeć na moje dziecko, wrzeszczałam na nie, żeby dało mi święty spokój”, „Byłam nerwowa, drażliwa, całe dnie i noce płakałam. Straciłam pokarm po dwóch tygodniach”. Od mamy kilkuletniej dziewczynki usłyszałam – Dręczyły mnie okropne myśli. Snułam wizje, jak tu ze sobą skończyć. Po urodzeniu dziecka miało być pięknie, tymczasem znalazłam się na emocjonalnym dnie. Do dziś pamiętam ten horror.
Czy obecnie, w erze wszechobecnego modelu radosnej mamy z malutkim, śpiącym na jej ramieniu maluszkiem, jest miejsce na mówienie o depresji poporodowej? Ile kobiet publicznie przyznaje się do tego, że na kilka miesięcy zobojętniało na cały świat, zmagało się ze stanami lękowymi, że dokuczała im drażliwość? Ile kobiet szukało pomocy medycznej lub psychologicznej? Problem przecież istnieje. I to poważny.
Depresja poporodowa – czym jest?
Szacuje się, że depresja poporodowa (z ang. postpartum depresion – PPD) dotyczy 10–20% kobiet. Ich przygnębienie nie znika w pierwszych tygodniach po urodzeniu dziecka, lecz przeradza się w stan, w którym odczuwają lęk, a nawet rozpacz czy niemoc. Mają wrażenie, że nie kochają swoich dzieci, nie są w stanie podołać obowiązkom macierzyńskim, przy czym towarzyszy im także poczucie winy, drażliwość, trudności z zasypianiem, zaburzenia odżywiania lub pamięci. Permanentne uczucie smutku, niechęć do dbania o siebie i dziecko, ataki paniki, bóle w klatce piersiowej – to także objawy depresji poporodowej.
Czy znasz opisane uczucia? Doświadczasz ich? Uważaj, to mogą być symptomy choroby, bo depresja poporodowa jest uznawana za chorobę podobnie jak cukrzyca czy nadciśnienie. Jak donoszą naukowcy ze Szwajcarii (na łamach „Neuropsychopharmacology”), jej prawdopodobną przyczyną jest niski poziom hormonu oksytocyny w ostatnim trymestrze ciąży…
Depresja poporodowa trwa od kilku tygodni do roku lub nawet dłużej. Kiedy się zaczyna? Trudno określić jednoznacznie. U jednych kobiet już podczas porodu, u innych miesiąc lub dwa po urodzeniu dziecka. Jeszcze inne odczuwają ją po odstawieniu malucha od piersi lub po pierwszej miesiączce po porodzie. Bardziej narażone na PPD są kobiety, które w przeszłości miały zespół napięcia przedmiesiączkowego, mają chore lub trudne dziecko, przeszły ciężki poród. Jej objawy wzmagają: brak wsparcia ze strony najbliższych, konflikty w małżeństwie, poczucie samotności i wyobcowania, permanentne zmęczenie, brak akceptacji zauważalnych zmian fizycznych po ciąży i porodzie.
Nie poddawaj się, szukaj wsparcia!
Pomimo istnienia wielu stron WWW i blogów na temat PPD, w Internecie nie znalazłam jasnej i klarownej informacji o tym, gdzie można zadzwonić i umówić się na konsultację psychologiczną. Nie ma telefonu zaufania. Nie ma łatwo dostępnych informacji teleadresowych organizacji zajmujących się tym problemem, terminarza spotkań grup wsparcia, jasnych wskazówek np. dla małżonka, co robić w sytuacji, gdy płacze i dziecko, i żona. Nie załamuj się jednak, skorzystaj z poniższych wskazówek.
PPD – droga do szczęścia
Krok pierwszy: udaj się do lekarza pierwszego kontaktu po skierowanie na badanie hormonów tarczycy – ich nieregularne wydzielanie w okresie połogu może być przyczyną huśtawek emocjonalnych. Wynik badania zdecyduje, czy powinnaś szybko umówić się na konsultację medyczną (może być konieczne przepisanie leków przeciwdepresyjnych).
Krok drugi: szukaj grup wsparcia; mam, które mają za sobą depresję poporodową. Informacje o nich uzyskasz od lekarza, ważne wskazówki znajdziesz też na końcu artykułu.
Krok trzeci: zacznij prowadzić dziennik: opisuj swoje stany, opisz to, co czujesz. To prosty sposób okiełzania swoich frustracji i złych myśli. Spisz, co udało Ci się zrobić dobrego w danym dniu, jakie masz plany/marzenia na najbliższy czas itp.
Krok czwarty: bądź w kontakcie z ludźmi, którzy mogą pomóc w opiece nad dzieckiem, odciążą Cię w obowiązkach domowych i zakupach. Może poproś o pomoc kogoś z rodziny, sąsiadkę, dawno niewidzianą koleżankę z pracy? Nie wstydź się prosić!
Krok piąty: wygospodaruj dla siebie choćby 15 minut dziennie. Jeśli nie możesz wziąć kąpieli lub zrobić krótkiej gimnastyki, wyjdź chociaż na balkon, popatrz na przyrodę, posłuchaj ulubionej piosenki.
Krok szósty: powieś na lodówce lub w innym widocznym miejscu kartkę z napisem: „Nie jestem supermamą. Dojdę do tego tytułu po jakimś czasie”. Zerkaj na nią, gdy tylko będziesz chciała równocześnie sprzątać, gotować i przebierać maluszka. Wiedz, że mamy idealne nie istnieją, a mit może pogłębiać Twój stan przygnębienia i frustracji. Dojście do wyżyn macierzyństwa trwa tak naprawdę latami... To umiejętność, której się trzeba nauczyć i którą trzeba doskonalić tak, jak każdą inną.
Uświadomienie sobie, że ma się depresję, nie jest proste. To, co może Cię uratować, to prośba o pomoc i przyjęcie tej pomocy. To wiara, że nie jesteś sama. To przeświadczenie, że jesteś dobrą matką. To wiara, że pomimo mroku, dostrzeżesz w końcu światło w mrocznym tunelu.