Jeszcze kilka miesięcy temu nikt nie słyszał o Joannie Burzyńskiej. Teraz jest "męczennicą od krzyża", a całą Polskę obiegły zdjęcia kobiety przywiązanej do krzyża biało-czerwoną wstęgą. Ona i Henryka Krzywonos pojawiają się na pierwszych stronach gazet. To reprezentantki dwóch światów.

Data dodania: 2010-09-24

Wyświetleń: 1813

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Jeszcze kilka miesięcy temu nikt nie słyszał o Joannie Burzyńskiej. Teraz jest "męczennicą od krzyża", a całą Polskę obiegły zdjęcia kobiety przywiązanej do krzyża biało-czerwoną wstęgą. Ona i Henryka Krzywonos pojawiają się na pierwszych stronach gazet. To reprezentantki dwóch światów. Obydwie nazwać można rewolucjonistkami. Walczą w czasach zdawałoby się pokojowych, o różne jednak idee.


Joanna Prawie D'arc

Chociaż Joannę D'arc i naszą polską męczennicę różni kraj i kilka wieków, problemy są te same - złe państwo, antyklerykalne nastawienie i szczytny cel - obrona państwa przed państwem. Jak na prawdziwą patriotkę przystało nie je, mało śpi i cierpi za grzeszny lud.


Ma za kogo cierpieć. Chociaż przeciwko niej są "wszyscy", ona uważa się za przedstawiciela Kościoła, narodu polskiego, polskich wiernych, rodzin ofiar katastrofy z 10 kwietnia, znawca architektury i piewca prawa i sprawiedliwości. Jest w swoim mniemaniu głosem Boga na ziemi - w wywiadzie dla radia "Wnet" mówi: "Ja składam w imię Boga Najwyższego naszemu Episkopatowi wdzięczność za wpłynięcie na to, że ten krzyż do tego momentu (postawienia w tym miejscu pomnika) nie zostanie usunięty".


Pani Joanna uważa się ponadto za reprezentantkę tej grupy polskiego społeczeństwa, której "nie dano więcej niż kilku dni, by przeżyć żałobę narodową, które jest pogrążone w bólu i płacze po kątach", a także rodzin ofiar: "dalsze ofiary, być może nie wszyscy, bo niektórzy już mają to upamiętnienie, więc może nie 96 osób (ale) chce tego upamiętnienia" - czyli jednoczy wszystkich, nawet tych, którzy o tym nie wiedzą - jak prawdziwy katolik.


Pamięć warta każdej ceny
Nie jest skłonna do kompromisów. Ma być pomnik - monument, który ma "godnie" (to jej ulubione słowo) upamiętnić narodową katastrofę. Nie wystarczy wmurowana tablica pod Pałacem Prezydenckim ("profanacja"), ani tablica w miejscu krzyża. Na pytanie dlaczego właśnie pod Pałacem odpowiada, że tam pracował "nasz ukochany Prezydent, który pięknie zapisał się na kartach historii".


Pozazdrościć można jej wytrwałości: "Mam zawężenie naczyń krwionośnych, zawężoną aortę serca (…) byłam w dramatycznym stanie (..) czasem bez jedzenia, bez snu (…)" - pomimo tych kłopotów zdrowotnych, pani Joanna trwa przy krzyżu już piąty miesiąc. W domu zostawiła ukochanego kota Serafina, któremu stara się wynagrodzić czas, kiedy jego pani nie ma w domu, bo właśnie broni Ojczyzny.


"Joanna chciała mieć męża i pięcioro dzieci. Ostatecznie jednak wybrała samotność. Dlaczego? Bo gdyby miała męża, to by go tak czule i mocno kochała, że on by tej miłości nie wytrzymał. (…) Postanowiła, że nie będzie żyć dla piątki czy szóstki ludzi. Będzie żyć dla tysięcy" - czytamy we "Wprost".


Pani Joanna jest tak bardzo zdesperowana, że gotowa jest użyć siły w obronie krzyża. "Żądamy zwrotu krzyża albo przeleje się krew!"- zagroziła, oczywiście w imieniu "rzesz Polaków".
   
Henia Tramwajowa
Do tej pory znali ją głownie ówcześni członkowie "Solidarności" i studenci historii - jako tramwajarkę, która wstrzymała ruch w Gdańsku w czasie słynnych strajków sierpniowych. Teraz znają ją wszyscy i stała się swoistym fenomenem w życiu publicznym. Matka rodziny zastępczej, wielokrotnie represjonowana, pobita przez Służby Bezpieczeństwa tak dotkliwie, że straciła dziecko - stała się bohaterką nie tylko dla kobiet. Szacunek dla niej idzie ze strony wszystkich środowisk i tylko z rzadka ktoś przebąknie o "głupiej babie".


Henryka Krzywonos wyrosła jako alternatywa dla Joanny, kiedy otwarcie skrytykowała wystąpienie ukochanego prezesa Burzyńskiej na 30-leciu "Solidarności": "Panie prezesie, bardzo pana proszę, żeby pan nie buntował ludzi przeciwko sobie. Nie wiem, co się panu stało - mówiła wzburzona. - Ja panu bardzo współczuję, ale proszę też współczuć innym i dać ludziom żyć. Mnie to obraża, że pan niszczy godność Lecha" - grzmiała z mównicy. Mamy więc dwie alternatywne formy obrony pamięci ofiar katastrofy, z dwóch jakby stron barykady.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena